Dwucyfrówka, kompromitacja, San Marino kontra mistrzowie świata. Tak miało wyglądać spotkanie Realu Madryt z Legią Warszawa w 3. kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów według zapowiedzi ekspertów i kibiców z naszego kraju. Rzeczywistość okazała się zaskakująco przyjemna, polski klub, pomimo dość wysokiej porażki, w wielu obszarach był równorzędnym przeciwnikiem dla zwycięzcy Champions League z poprzedniego sezonu.
20 lat oczekiwania na polską bramkę w Lidze Mistrzów dobiegło końca po skutecznie egzekwowanym karnym Miroslava Radovicia. Choć 1:5 idzie w świat, powinien iść też zupełnie inny komunikat, mianowicie…
Ostatnim klubem który oddał więcej celnych strzałów na bramkę Realu niż Legia (mecze o stawkę) na ich stadionie była Valencia (08/05/16)
— Marcin Tyc (@MarcinTyc) October 18, 2016
Jakże różny jest odbiór tego spotkania i meczu przeciwko Borussii Dortmund. Niby tylko jedna stracona bramka mniej, ale walka, utrzymywanie się przy piłce, kilka naprawdę solidnie przeprowadzonych akcji (choćby ta, po której Vadis Odjidja-Ofoe trafił w słupek). To wszystko daje nadzieję, że kolejne starcia w Lidze Mistrzów będą coraz lepsze. Co jeszcze zapamiętamy?
Świetny Ofoe, słaby Jodłowiec
Jeśli sprowadzenie Belga miało na celu prowadzenie Legii do boju w meczach takiej rangi, to z Realem pomocnik udowodnił swoją klasę. Wygląda na to, że nie wszystko, co pozostawił po sobie Besnik Hasi, to żałość i zażenowanie – Ofoe za kadencji Jacka Magiery prezentuje świetną formę. W pierwszej połowie wręcz nakrył czapką Toniego Kroosa, jednego z najlepszych graczy na jego pozycji na świecie. Od początku pomiędzy obiema „ósemkami” iskrzyło, raz o mały włos nie doszło do walki wręcz. Odjidja-Ofoe coraz bardziej cieszy się grą, zgubił też kilka zbędnych kilogramów, co widać choćby po ruchach bez piłki. Większe przyspieszenie, bezproblemowe wytrzymywanie trudów całego meczu. Brawo!
Na drugim biegunie, niestety już po raz kolejny, znalazł się Tomasz Jodłowiec. Defensywny pomocnik Legii odebrał JEDNĄ piłkę przez cały mecz, wygrał jedną główkę i utrzymywał celność podań na poziomie 73%. Większość decyzji w ofensywie podjął źle, reprezentant Polski był niedokładny i powolny. Dyspozycja „Jodły” utrzymuje się na stałym, niskim poziomie od ładnych kilku miesięcy. Jeśli nic się nie zmieni, Jacek Magiera najprawdopodobniej posadzi piłkarza na ławce rezerwowych. Zwłaszcza że obiecujące kilka minut zaliczył w meczu z Realem Michał Kopczyński.
Defensywa wciąż niepewna
Adam Hlousek i Bartosz Bereszyński bardzo solidnie prezentowali się w kwestii podłączania się do akcji ofensywnych. Czech potrafił prześcigać i ogrywać Garetha Bale’a, to mówi bardzo wiele. „Bereś” kilka razy dał się zapamiętać Cristiano Ronaldo, który najwyraźniej ma pecha do polskich bocznych obrońców (kiedyś Bronowicki i Piszczek). Niestety w grze stricte obronnej obaj mają na sumieniu co najmniej po jednej bramce. Duet Czerwiński–Rzeźniczak także dawał się często ogrywać, co przy arsenale obrońcy tytułu Champions League nie było niczym dziwnym. Wciąż jednak jest nad czym pracować, poprawa kilku detali (jak choćby ustawienie przy stałych fragmentach gry) może zapobiec utracie co najmniej połowy goli.
Trochę skuteczności i będzie dobrze
Druga linia z grubsza omówiona, defensywa też. Jeśli chodzi o atak, Jacek Magiera zaskoczył niewystawieniem w składzie żadnego nominalnego napastnika. Brak Nikolicia nie wpłynął w żadnym wypadku na liczbę sytuacji bramkowych, mało tego ani z Borussią, ani ze Sportingiem nie było ich tak dużo. Wiele do życzenia zostawia skuteczność, na dobrą sprawę: Radović, Ofoe, Guilherme i wprowadzony z ławki Nikolić klarownych sytuacji mieli co najmniej kilka.
Jak przegrywać, to tylko tak. Legia może podnieść wysoko głowę i czekać na rewanż. Jeśli jeszcze wróci odpowiednio szybko na ziemię i przestanie przegrywać ligowe mecze w głupi sposób, efekt psychologiczny potyczki z Realem może być długofalowy.