Trzy orły unoszą Eintracht na piłkarskie salony


Czy "Die Adler" stać w tym sezonie na sukces w Lidze Europy?

7 marca 2019 Trzy orły unoszą Eintracht na piłkarskie salony

Gdyby ktoś powiedział przed rozpoczęciem fazy grupowej Ligi Europy, że Eintracht ukończy ten etap rozgrywek z kompletem zwycięstw, to stwierdzilibyśmy, że z pewnością postradał zmysły. Jednak sytuacja ta stała się faktem, a gracze z Frankfurtu meldując się w 1/8, nadal pozostają niepokonani. Gdzie więc leży tajemnica ich sukcesu?


Udostępnij na Udostępnij na

Pleśń w szatni, bakterie w kabinach prysznicowych oraz uszkodzona wentylacja. Czy to krajobraz obiektów treningowych klubu z klasy okręgowej? Ależ skąd! W takich warunkach przez ostatnie miesiące zmuszeni są trenować piłkarze piątego zespołu Bundesligi. Jak widać, tak przyziemne problemy nie omijają także tych „wielkich”. Zupełnie odmienną formę od klubowej infrastruktury prezentują podopieczni Adiego Huettera. Czy obecny sezon będzie dla „Orłów” równie udany co poprzedni?

Mieszanka (nie)wybuchowa

Po końcowym gwizdku meczu finałowego DFB-Pokal w ubiegłym sezonie jasne było, iż Niko Kovać odniósł właśnie sensacyjne zwycięstwo nad swoim przyszłym pracodawcą. Władze Eintrachtu ogłosiły więc, iż nowym szkoleniowcem zespołu zostanie Austriak Adi Huetter. Człowiek odpowiedzialny za detronizację FC Basel i pierwsze od 32 lat mistrzostwo Szwajcarii dla drużyny BSC Young Boys miał podjąć się zadania poskromienia wielokulturowej szatni we Frankfurcie. Zadania, które rozwiązał na ocenę co najmniej dobrą także podczas swojej przygody w Salzburgu.

Tam jego trenerski żywot nie należał do najłatwiejszych. Austriacka drużyna będąc klubem ze stajni Red Bulla, stała się swoistą kuźnią talentów na potrzeby większego brata z Lipska. Uszczuplanie szatni o najlepszych graczy oraz obecność w niej wielu narodowości było dla urodzonego w Hohenems trenera chlebem powszednim. Z podobnym problemem miał spotkać się także nad Menem. Podczas pierwszych wywiadów po objęciu stanowiska zdradził, iż otrzymywał wcześniej propozycje od innych niemieckich zespołów, jednak dopiero w momencie, gdy zgłosił się po niego Fredi Bobic, poczuł, że jest gotowy na zmianę otoczenia.

Drużyna z Berna pod jego wodzą to pokaz futbolu ofensywnego z częstym pressingiem na rywalach zaraz po stracie piłki, a także ekipa niebojąca się podjąć ryzyka w momencie, gdy nie wszystko idzie po jej myśli. Podobne wymagania w stosunku do nowego szkoleniowca mieli także włodarze „Die Adler”. Jak pokazały pierwsze miesiące jego pracy, nie zawiedli się w najmniejszym stopniu. Duża w tym zasługa pewnej ofensywnej trójki, która przebojem wdarła się w serca kibiców niemieckiej ekstraklasy.

Wszechstronność przede wszystkim

Jeśli szukasz napastnika zdobywającego bramki tydzień po tygodniu, to Rebić nie będzie twoim pierwszym wyborem. To przecież gość, który w ubiegłym sezonie miał tyle samo kartek co goli – skwitował na jednej z konferencji prasowych dyspozycję swojego zawodnika w poprzednim sezonie trener Huetter. Jednocześnie nazwał go jednak najbardziej wszechstronną częścią zabójczej formacji ofensywnej, gdyż z powodzeniem może zagrać na każdej pozycji w ataku. Dodając do tego tytaniczną pracę, jaką często zdarza mu się wykonywać w defensywie, Ante wydaje się typem zawodnika, którego każdy trener chciałby posiadać w swoim zespole.

Po niezwykle udanych ubiegłorocznych mistrzostwach świata w wykonaniu Chorwatów Rebić nie mógł narzekać na brak zainteresowania ze strony wielu europejskich gigantów. Mimo to zdecydował się pozostać w drużynie „Orłów”, będąc w dalszym ciągu jednym z podstawowych elementów tej dobrze naoliwionej piłkarskiej maszyny zwanej Eintracht. Jak więc wygląda sytuacja z pozostałymi składowymi?

My name is Luka

Znakomite występy w lidze juniorskiej w wieku 7 lat, 50 euro za każdego strzelonego gola oraz zwrot kosztów dojazdu z rodzinnej wioski do stolicy Serbii. Tak w skrócie wyglądał początek przygody z futbolem w wykonaniu Jovicia, który już jako malec wydawał się doskonałym materiałem na znakomitego piłkarza. Dostrzegli to także skauci belgradzkich zespołów, tocząc zażartą walkę o młodego zawodnika. Pan Jović senior odpowiadający za karierę syna zdecydował, że najlepszym wyborem dla jego potomka będzie dołączenie do szkółki piłkarskiej Crveny.

Po kilku latach pięcia się w górę po szczeblach drużyn juniorskich przyszedł czas na debiut w pierwszym zespole, który przypadł na mecz ligowy z Vojvodiną. Zaledwie po 120 sekundach pobytu na boisku młody Luka zdołał strzelić bramkę, pobijając tym samym wieloletni rekord Dejana Stankovicia, który do tego momentu był najmłodszym strzelcem w historii klubu. Blisko półtora roku później Jović zdecydował o wykonaniu kolejnego kroku w swojej karierze i przejściu do zespołu Benfiki.

Krok ten okazał się jednak dość brzemienny w skutkach,a młody napastnik kolejne dwa sezony spędził, balansując pomiędzy pierwszą i drugą drużyną klubu ze stolicy Portugalii. Jego kiepską sytuację pogorszył jeszcze fakt przyłapania go na imprezowaniu w jednym z nocnych klubów w Lizbonie, po którym został ponownie odesłany do drużyny rezerw. Jak przyznawał później w wywiadach, w Benfice nie był sobą z powodu tęsknoty za domem oraz słabej formy psychicznej.

Pomocną dłoń wyciągnął do niego Eintracht, decydując się na dwuletnie wypożyczenie z opcją transferu definitywnego. Biorąc pod uwagę formę, jaką prezentuje dotychczas w drużynie „Orłów” 21-latek, wykupienie go będzie zapewne tylko formalnością. Wraz ze wspomnianym wyżej Rebiciem oraz Hallerem odpowiadają za 76% zdobytych przez drużynę goli w lidze. Ostatni z nich oprócz niesamowitego zmysłu strzeleckiego jest także najlepszym asystentem w zespole. Skąd wzięła się ta znakomita dyspozycja wychowanka Auxerre?

Francuski olbrzym

Mierzący ponad 190 cm wzrostu napastnik uchodzi w klubie za niezwykłego pracusia. Przez wielu fachowców porównywany jest do swojego rodaka Davida Trezeguet, który podobnie jak on lubił oraz co najważniejsze potrafił przytrzymać umiejętnie piłkę, zagrywając ją następnie do lepiej ustawionych partnerów. Niko Kovać podczas jednego z wywiadów podkreślając niezwykłą tężyznę fizyczną Hallera, stwierdził, iż nawet buldożer nie byłby w stanie powalić go na ziemię.

Jednym z orędowników sprowadzenia go do klubu był dyrektor sportowy Fredi Bobic. Haller zaimponował mu formą, jaką prezentował, będąc zawodnikiem holenderskiego Utrechtu. Jego zakup za 7 mln euro jest jak dotąd najwyższą kwotą, jaką klub znad Menu wydał na piłkarza. W pierwszych wypowiedziach po transferze sam Haller zastrzegał jednak, że fakt bycia najdroższym graczem nie sprawi, iż będzie grał równie dobrze co Messi czy Ronaldo.

Choć styl, jaki prezentuje Francuz, daleki jest od klasy pięciokrotnych zdobywców Złotej Piłki, to stanowi on doskonałe uzupełnienie dla pozostałych członków tego ofensywnego tercetu. Drugie miejsce w klasyfikacji kanadyjskiej Bundesligi zaraz za plecami Roberta Lewandowskiego mówi wszystko. Czy wraz ze wspomnianymi wyżej zawodnikami jest on więc w  stanie wprowadzić klub z Frankfurtu na piłkarskie salony?

Podbój Europy

Wobec problemów wewnątrzklubowych, jakie trapią od dłuższego czasu drużynę Interu, awans do kolejnej fazy w wykonaniu podopiecznych Huettera wydaje się bardzo prawdopodobny. Czekają na to z pewnością kibice Eintrachtu, którzy na rewanżowe spotkanie do Mediolanu wybierają się w imponującej liczbie 13,5 tysięcy. Czy po dzisiejszym meczu na Commerzbank-Arena podróż ta będzie miała jakikolwiek sens? Jak pokazały spotkania 1/8 finału Ligi Mistrzów, pieniądze to nie wszystko, a futbol wciąż potrafi zaskakiwać i wywoływać radość wśród kibiców. Trzymajmy więc mocno kciuki, aby taką radością przepełnieni byli także sympatycy „Die Adler”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze