Transferowy trójkąt bermudzki


4 lutego 2015 Transferowy trójkąt bermudzki

Wielkie okienko transferowe, czyli dobrze znany wszystkim Deadline Day już za nami. Do samego końca transferiady byliśmy trzymani w niepewności przez największe kluby, a kiedy w poniedziałek na Big Benie wybiła godzina 23:00, wszelkie emocje opadły. Lecz nie wszędzie. Polska karuzela transferowa dopiero co zaczęła się kręcić.


Udostępnij na Udostępnij na

Dla prawdziwego konesera polskiego futbolu obecne okienko transferowe jest nie lada gratką. Od początku stycznia byliśmy świadkami kilku naprawdę ciekawych ruchów transferowych. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że jest to najciekawszy okres wymian od paru dobrych lat. Wielkie powroty (Wawrzyniak, Furman, Wojtkowiak, Świerczok), wielkie wyjazdy (Bielik), wielkie nazwiska (Kadar, Marić, Kamess) oraz wielkie wymiany. Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy tym ostatnim zagadnieniu.

Ostatnio wszyscy byliśmy świadkami ciekawego, a jednocześnie dziwnego transferu, w którym uczestniczyły trzy podmioty. Wymiana bramkarska na linii Lechia–Bełchatów–Legia poruszyła nie tylko tamtejsze ośrodki piłkarskie, ale również całą futbolową Polskę. Dawno w historii naszego kraju nie byliśmy świadkami tak interesującego i dającego wiele do myślenia transferu rodem z parkietów NBA. Dla niezorientowanych:

  • Malarz przechodzi z Bełchatowa do Legii
  • Budziłek przechodzi z Legii do Lechii
  • Trela przechodzi z Lechii do Bełchatowa

I otóż tym sposobem koło nam się zamyka. Lecz gdzie tu sens, a gdzie logika, skoro w tych klubach pozostaje status quo na pozycji golkipera? Kto na tym najbardziej straci, kto na tym najbardziej zyska?

Lechia Gdańsk

Zacznijmy od północy Polski. Do Gdańska przyjechał Łukasz Budziłek z Legii Warszawa, czyli najmniej doświadczony bramkarz z wyżej wymienionej trójki. Były bramkarz m.in. GKS-u Katowice oraz GKS-u Bełchatów w ekstraklasie rozegrał zaledwie trzy spotkania i to w dodatku dawno temu. Ostatni raz mieliśmy okazję go obserwować między słupkami w najwyższej klasie rozgrywkowej w maju 2012 roku. Od tamtej pory ani widu, ani słychu. Nawet w tym sezonie ustępował na ławce swojemu rówieśnikowi, Konradowi Jałosze.

Budziłek wskoczy w miejsce Dariusz Treli, który przeniósł się do polskiej stolicy węgla brunatnego. O miejsce na rezerwie będzie walczyć razem z Damianem Podleśnym, dobrym znajomym z czasów gry w Bełchatowie. Ten transfer jest niewątpliwie krokiem w przód dla młodego bełchatowianina. W Legii nikt nie widział w nim choćby odrobiny talentu, dlatego od początku był skazany na trybuny, natomiast w Gdańsku ma szanse stać się solidnym rezerwowym. Być może brutalnie to brzmi, ale dopóty, dopóki Bąk jest w pełni dyspozycji, żaden z rezerwowych bramkarzy nie ma szans, aby wskoczyć między słupki Lechii.

Legia Warszawa

Stołeczni pozbyli się Budziłka bez uronienia choćby nawet kropli łzy. Zarówno zawodnicy Legii, jak i Henning Ber z pewnością nie zauważą jego absencji na treningu. Jedynym jak dotąd najgroźniejszym rywalem Kuciaka był Konrad Jałocha. Między Bogiem a prawdą, Kuciak w bramce był niezagrożony, dlatego mógł pozwalać sobie na drobne niedociągnięcia w meczach, które z czasem się mnożyły. Z solidnego, dobrze prosperującego przedsiębiorstwa, Słowak stał się firmą „Krzak”, która za lada moment upadnie. Działacze warszawskiej drużyny stwierdzili, że nadszedł kres pajacowania w bramce przez Kuciaka, sprowadzając mu godnego konkurenta w postaci Arkadiusza Malarza.

Malarz w tym sezonie wyczyniał cuda w bramce „Brunatnych”. Jego interwencje spowodowały, że do 10. kolejki Bełchatów stracił zaledwie cztery bramki. Pomimo swoich 34 lat, Malarz zagrał jedynie w 50 meczach w ekstraklasie. Większość swojej ciekawej i bogatej kariery spędził głównie w Grecji, gdzie strzegł bramki m.in. Skody Xanthi czy Panathinaikosu Ateny.

Mimo pewnej stabilnej pozycji Kuciaka w bramce Legii, Malarz nie przyjechał jedynie na Łazienkowską odcinać kuponów. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że jest groźnym rywalem dla Słowaka i wystarczy mały błąd, by móc wskoczyć do podstawowego składu. A kto wie, być może na wiosnę to właśnie pana Arkadiusza zobaczymy w bramce „Wojskowych”? Wiemy jedynie, że na temat Malarza powstało już wiele memów.

GKS Bełchatów

Zespół prowadzony przez Kamila Kieresia w całej tej zabawie stracił najwięcej. Malarz był dla bełchatowian niczym powietrze. Zagrał dla nich wszystkie możliwe spotkania, nie dając szans wykazania się Emilijusowi Zubasowi. Teraz to Litwin będzie miał ogromną okazję wykazania się i potwierdzenia, że nie został sprowadzony do Bełchatowa (po raz kolejny) przypadkowo. Zubas ma już na swoim koncie występy w T-Mobile Ekstraklasie. Zadebiutował on dwa lata temu w meczu z Wisłą Kraków. Od tamtej pory przez cztery kolejne spotkania nie wpuścił żadnej bramki, kapitulując dopiero w 6. kolejce wiosny, tracąc gola po 497 minutach.

Może się wydawać, że to właśnie on stanie się numerem jeden w bramce GKS-u, lecz działacze „Brunatnych” postanowili sprowadzić Dariusza Trelę, który w ekstraklasie jest dobrze kojarzony głównie przez kibiców Piasta, dla których bronił od czasów jego występów w I-lidze. W tym sezonie Trela zaliczył dziewięć występów dla gdańszczan, lecz okazał się felerną transakcją. Bąk wygryzł go z łatwością ze składu. Resztę sezonu Trela spędził na ławce, a ostatnie trzy spotkania znalazł poza składem Jerzego Brzęczka. Być może były golkiper Piasta ma uznane nazwisko, lecz jego forma jest wielką niewiadomą, dlatego przeszedł on w ramach wypożyczenia.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze