W ostatnim czasie dużo mówi się o Tottenhamie ze względu na postać Jose Mourinho. Kibice „Kogutów” upatrują w tym trenerze szansę na zdobycie w końcu jakiegoś trofeum. Portugalczyk jest uważany za kolekcjonera pucharów czy też mistrzostw bez względu na styl prowadzonych przez niego zespołów. Docelową misją, jaką otrzymał od władz klubu, jest zdobycie mistrzostwa Anglii. W obecnym sezonie nie ma na to szans ze względu na fenomenalny „heavy metal” grany przez Liverpool. Dlatego trener skupia się na uzyskaniu miejsca w TOP4 oraz zdobyciu pucharu FA Cup.
Liga Mistrzów i bajka, która spełniła się w poprzedniej kampanii, raczej nie ma racji bytu. Choć każdy, kto śledzi karierę słynnego Portugalczyka, wie, że nie należy jeszcze go skreślać. Jose, przejmując zespół Tottenhamu, miał świadomość, jak duży potencjał w nim drzemie. Plan był jasny – oprzeć grę na jednej postaci, która miała stać się twarzą udanej kampanii Mourinho.
Harry Kane, bo o nim tu mowa, kapitan zarówno reprezentacji Anglii, ale także „Spurs”. Ulubieniec kibiców i – można powiedzieć – symbol współczesnego Tottenhamu. Wydawało się, że ta historia i współpraca tej dwójki zwiastuje mieszankę dającą szansę na zdobycie jakiegoś trofeum. Niestety, paskudna kontuzja, której nabawił się reprezentant Anglii, sprawiła zmianę koncepcji. Plan, który miał w głowie Portugalczyk, runął niczym wieża z kart.
Taktyczna koncepcja zmian
Jose Mourinho na samym starcie swojej pracy wprowadził kilka zmian taktycznych. Przede wszystkim cofnął Kane’a tak, aby bardziej wchodził w pole karne, niż w nim stał. Wysunął do przodu dwóch skrzydłowych, którzy mieli robić zamieszanie w szykach obronnych. Dzięki takiemu zabiegowi Anglik miał więcej miejsca dla siebie, co pozwalało mu na rozgrywanie piłki i wchodzenie w drugie tempo w pole karne. Kane nie tracił przy tym sił na zastawianiu piłki oraz siłowaniu się z obrońcami, co zwiększało jego aktywny udział w akcjach ofensywnych. Zmiana roli na boisku kapitana „Kogutów” miała dobry wpływ na pozostałych graczy z formacji ataku.
Lucas zaczął robić popłoch w obronie rywali, Son swoimi dryblingami wkręcał przeciwników w ziemię i do tego Delle Alli – piłkarz, który dzięki zmianie pozycji Kane’a zdecydowanie uaktywnił się w grze. Po beznadziejnym poprzednim sezonie w jego wykonaniu znowu wyraża ogromną chęć do gry. W ostatnich meczach przy nieobecności Harry’ego to nie jest ten sam gracz. Widać, że jest mu trudniej, ponieważ Anglicy, można powiedzieć, rozumieli się na boisku bez słów. Teraz Mourinho ustawia Alliego za plecami Sona czy tez Lucasa w zależności, który operuje wyżej. W spotkaniu z Liverpoolem było widać, jak mocno brakowało napastnika potrafiącego wykończyć akcje. Mimo licznych dośrodkowań czy też podań otwierających nie było zawodnika stawiającego kropkę nad i.
To jak z tymi bramkami?
Statystyki bramkowe Kane’a w samej Premier League od pięciu lat prezentują się następująco: 21, 25, 29, 30, 17. Widzimy doskonale, jaką amunicją dysponuje Anglik. Fani mogą być mocno rozczarowani jego absencją z dwóch powodów. Pierwszy to na pewno złość tych, którzy mają go w swojej Fantasy Premier League. Drugi tyczy się bardziej kibiców Tottenhamu, mianowicie brak najlepszego zawodnika dającego nie tylko bramki, ale wkładającego całe serce w swoją grę. Na boisku, ale także i poza nim, jest stuprocentowym profesjonalistą, za którym idzie cała drużyna. Jose Mourinho musi od nowa ułożyć plan, już w wersji bez kapitana, tak aby odpowiedzialność za bramki rozłożyła się na kilku graczy. W ostatnich spotkaniach zauważymy, że Portugalczyk stawia na dwójkę skrzydłowych z przodu mających wymieniać się na pozycji tzw. fałszywej dziewiątki.
Do tego dochodzi cofnięty Delle Alli wchodzący do akcji z głębi pola. Jedyną receptą, jaką widzimy, jest stworzenie modelu na wskroś podobnego do tego w Liverpoolu, według którego bramki rozkładają się również na trójkę ofensywną z przodu. Oczywiście zachowując wszelkie proporcje. Po ostatnich spotkaniach Tottenhamu zauważymy, że zawodnicy mają problemy z grą bez swojego lidera. Z każdym meczem świadomość taktyczna i dopasowanie do nowych warunków powinna sprawić, że zespół znowu będzie groźny i nieprzewidywalny. W tej chwili potrzebuje czasu i spokoju, którego nie dostanie, ale Mourinhno już nie w takich warunkach pracował i na pewno wymyśli coś jeszcze, aby ukryć brak Kane’a.
Realny transfer nowej „dziewiątki”
W ostatnich tygodniach bardzo dużo mogliśmy wyczytać o potencjalnym transferze Krzysztofa Piątka. Dla polskiego napastnika na pewno jest to awans sportowy oraz finansowy. Lepsza liga, większa popularność oraz większe pieniądze. Pytanie, czy takie zagranie ma sens, mając w perspektywie to, że planowany powrót Kane’a przewidywany jest na początek kwietnia? Miejmy świadomość, że przy obecnym rozwoju medycyny zawodnicy po takich urazach wracają częściej niż pokazują wstępne analizy. Mało prawdopodobne jest to, a wręcz niemożliwe, aby którykolwiek napastnik, przychodząc do Tottenhamu, miał pewny plac przy zdrowym Kanie. Jeśli Tottenham szukałby ofensora, to wyłącznie na okres wypożyczenia.
Podobny problem ma obecnie także Barcelona. Oba kluby wiedzą doskonale, że w okresie zimowym kupno piłkarza na pozycji tak deficytowej jest niezwykle trudne. W dużej mierze dlatego, że zespoły żądają większej opłaty za gracza, niż miałoby to miejsce w letnim oknie transferowym. Mało który piłkarz z tzw. topu chciałby przenosić się bez okresu przygotowawczego z drużyną, tym bardziej mając z tyłu głowy zbliżające się Euro. Zawodnicy mają świadomość tego, że gdy Kane oraz Suarez wrócą do zdrowia, czeka ich najprawdopodobniej ławka rezerwowych. Wracając do potencjalnego transferu Piątka – w ostatnich dniach zamieszanie wokół jego osoby w Anglii trochę osłabło, o czym można humorystycznie stwierdzić, że „duże transfery lubią ciszę”. Zostało raptem kilka dni okna transferowego, więc jeśli przejście Piątka do Tottenhamu miałoby się udać, to bardziej w formie wypożyczenia niż definitywnego transferu.