W środę (13 grudnia) Koło Dziennikarstwa Sportowego zorganizowało spotkanie z Tomaszem Smokowskim. Jeden z najpopularniejszych komentatorów sportowych w Polsce opowiadał m.in. o kulisach swojej pracy i pozapiłkarskich pasjach. Chętnie także odpowiadał na pytania publiczności, która licznie wypełniła jedną z auli Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Łódzkiego.
W ostatnim czasie wokół Tomasza Smokowskiego zrobiło się głośno, gdy do publicznej wiadomości została podana informacja o jego rozstaniu z Canal+. Po 23 latach drogi popularnego „Smoka” i kodowanej stacji telewizyjnej się rozeszły. Sam zainteresowany dalszą karierę będzie kontynuował już na własny rachunek. Zanim jednak odniósł się do sytuacji, która wstrząsnęła piłkarską Polską, zażartował w swoim stylu, mówiąc do obecnych na sali: – Mogę wam powiedzieć, jak szybko stać się bezrobotnym.
Jedno z pierwszych pytań, jakie zadano wyjątkowemu gościowi, było to o jego początki w dziennikarstwie sportowym, gdy jako 22-letni student dołączył do redakcji raczkującej telewizji, Canal+.
– Gdy mówić o dziennikarstwie sportowym sprzed ponad dwudziestu lat i obecnym, to tak jak porównywać budynek waszej uczelni do miejsca, w którym mi przyszło studiować. Macie piękny Wydział, a ja studiowałem w budynkach pełnych azbestu. Podejrzewam, że rzeczony azbest znajdą w moim organizmie podczas sekcji zwłok. Z dziennikarstwem także było zupełnie inaczej. Gdy zaczynaliśmy, nie mieliśmy żadnego punktu odniesienia. W Polsce funkcjonowała jedynie Telewizja Polska, która – możecie nie uwierzyć – transmitowała na żywo jeden mecz na tydzień, na miesiąc. Najczęściej nie były to całe spotkania, ale jedynie ich drugie połowy. Takie to były czasy. Zapytano nas, czy oglądamy TVP i ich transmisje sportowe. Odpowiedzieliśmy twierdząco, a nasz ówczesny szef podkreślił, że mamy wykonywać swoją robotę zupełnie inaczej. Hulaj dusza, piekła nie ma. Zostaliśmy rzuceni na głębokie wody, poszliśmy na żywioł. Nikt nas nie kontrolował, choć muszę podkreślić, że mieliśmy pełne wsparcie ze strony przełożonych. Roztoczyli nad nami parasol ochronny przed tymi, którzy uważali, że się do niczego nie nadajemy.
Nie mogło oczywiście zabraknąć pytania o Andrzeja Twarowskiego, z którym Tomasz Smokowski od lat tworzył charakterystyczny duet. Jak wyglądały ich początki współpracy?
– Muszę przyznać, że nie pamiętam. Pamiętam, że pierwszy mecz, jaki zrobiliśmy razem, to było spotkanie Wisły Kraków z ŁKS-em Łódź. Do dzisiaj można gdzieś w Internecie znaleźć fragmenty tamtej transmisji. Byłem ubrany w taki ohydny, pistacjowy garnitur, a Andrzej miał fryzurę à la Mikołaj Kopernik. Wyglądał trochę śmiesznie i robił głupie miny, ponieważ – gdy mówiłem – nie potrafił opanować mimiki. Zastanawiałem się, co to za śmieszny gość siedzi obok mnie, bawił mnie też jego nietelewizyjny, piskliwy głos. Ostatecznie zaiskrzyło. Byliśmy jak ogień i woda. Andrzej znacznie bardziej emocjonalnie podchodzi do swoich zadań, ja jestem spokojniejszy. Podczas realizacji „Ligi+ Extra” musiałem kontrolować czas i inne tego typu kwestie. Gdy Andrzej jest w swoim żywiole, nic nie jest w stanie go zatrzymać. Wiecie, że jest to facet o niesamowitym poczuciu humoru, choć zdradzę, że najlepsze żarty „Twaro” wymyśla poza anteną. Nie wszystkie jednak nadają się do cytowania przed 22.
Popularny „Smok” przez lata pracy w mediach wyrobił sobie markę i nazwisko, ma rozległe znajomości, a co za tym idzie, jest prawdziwą kopalnią anegdot. Jedna z opowiedzianych dotyczyła łódzkiego klubu, Widzewa, którą dziennikarz usłyszał od prezesa PZPN-u, Zbigniewa Bońka.
– W latach 80. Widzew rywalizował bodaj z Manchesterem United w Pucharze UEFA. Anglicy zupełnie nie zdawali sobie sprawy, z kim mają do czynienia. Po remisie (1:1 – przyp. red.) na Old Trafford anonimowym klubem z Polski zainteresowali się dziennikarze BBC. Postanowili nakręcić materiał z piłkarzami, nikt jednak nie wiedział, jak ci piłkarze wyglądają. Były to czasy, gdy drużyny do autokaru nie wsiadały w jednakowych klubowych dresach czy garniturach. Angielscy dziennikarze podjeżdżają na lotnisko. Pojawia się autokar. Jako pierwszy wysiada Władysław Żmuda. Pod pachą trzyma dwukomorowy zlew. Za nim z papierosem w ustach pojawia się Józef Młynarczyk dzierżący deskę toaletową. Dziennikarze BBC spojrzeli po sobie i stwierdzili, że przyjechali jacyś turyści.
Tomasz Smokowski został poproszony także o kilka opinii na najświeższe tematy nurtujące piłkarskich sympatyków. Poruszony został m.in. temat rywali reprezentacji Polski na przyszłorocznych mistrzostwach świata w Rosji czy sytuacji Grzegorza Krychowiaka w angielskim klubie West Bromich Albion.
– Nie chcę wróżyć z fusów, nie zamierzam też opowiadać, że regularnie oglądam mecze Senegalu czy Japonii. Jeśli chodzi o zespół z Afryki, to mógłbym powiedzieć coś więcej, ponieważ staram się oglądać Puchar Narodów Afryki. W kwestii azjatyckiej reprezentacji, podejrzewam, że jej ostatni mecz oglądałem ze dwa lata temu. Uważam jednak, że Polska reprezentacja nie może bać się grupowych rywali, jeśli chce zagrać w Rosji o coś więcej. Nie wierzę w sztuczny ranking FIFA, ale wiem, że z Robertem Lewandowskim będącym w dobrej formie jesteśmy w stanie ugrać naprawdę wiele. Jeśli chodzi o Grzegorza Krychowiaka, mam wrażenie, że jest on więźniem własnych pieniędzy. Jego sytuacja w średniaku Premier League nie jest wesoła i nie wydaje się, by w najbliższym czasie mogło się to zmienić. Zwolniono Tony’ego Pulisa, przyszedł nowy trener (Alan Pardew – przyp. red.) zmienił styl drużyny i Grzesiek spędza mecze na ławce rezerwowych. Jest trzecim, czwartym, a może i piątym wyborem. W kontekście mundialu to kiepska wiadomość, ponieważ jest on ważnym ogniwem kadry Adama Nawałki. Tak naprawdę teraz trudno przewidzieć, jak potoczy się jego sytuacja.
Były komentator Canal+ zapytany został także o rozgrywki Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Szczególnie rozbawił publiczność odpowiedzią na drugi z wymienionych tematów.
– Posłużę się wypowiedzią Krzyśka Stanowskiego. On twierdzi, że Liga Europy są to takie rozgrywki, które zostały wymyślone dla polepszenia relacji małżeńskich. Kiedy żona w czwartkowy wieczór z pretensją w głosie pyta swojego męża, czy jest dzisiaj jakiś mecz? On odpowiada zgodnie z prawdą, oczywiście kochanie, że jest i to nawet nie jeden, ale ja ten wieczór postanowiłem spędzić z tobą.
Po pytaniach zadawanych przez prowadzących spotkanie mikrofony zostały udostępnione licznie zgromadzonej widowni. Jedno z pytań dotyczyło epizodu Tomasza Smokowskiego w jednym z odcinków serialu komediowego „13 posterunek”. Dziennikarz wystąpił w nim w roli komentatora meczu… koszykarskiego.
– Do dzisiaj nie obejrzałem tego występu, ponieważ się go wstydzę. Reżyser (Maciej Ślesicki – przyp. red.) szukał do odcinka komentatora sportowego i otrzymałem taką propozycję. Było już wiadomo, że to ostatni sezon serialu i więcej odcinków nie będzie nagrywanych, więc reżyser nie robił żadnych dubli, choć nie do końca byłem zadowolony ze swojego występu. Spędziłem na planie trzy dni, jest mnie na ekranie może ze cztery minuty. Nauczyłem się wtedy, że na planie filmowym potrzeba mieć bardzo dużo cierpliwości. Wiele godzin spędziłem na rozmowach z Arkiem Jakubikiem, który jest pasjonatem piłki. Od tamtego czasu się bardzo kumplujemy.
W kolejnym pytaniu poruszona została kwestia pasji bokserskiej popularnego „Smoka”. Jest to jedna z dyscyplin sportowych, które ten czynnie uprawiał.
– W ringu wytwarza się adrenalina. Można dać komuś po pysku, ale i samemu być obitym. Nie byłem wybitnym pięściarzem, choć trenowałem boks przez parę ładnych lat. Mój trener, Krzysztof Kosedowski, mówił o mnie, że jestem bokserem czołowym. Z jednej strony byłem zadowolony, ale nie do końca wiedziałem, co przez to chciał powiedzieć. Wyjaśnił, że często obrywam w czoło, ponieważ zapominam o trzymaniu gardy.
Pod koniec spotkania Tomaszowi Smokowskiemu zostało zadane pytanie, które nurtuje bardzo wielu kibiców futbolu. Co dalej po zakończeniu współpracy z platformą nc+?
– Nie chciałem rozstawać się z moim pracodawcą, liczyłem jednak, że równocześnie będę mógł rozwijać swoje projekty. Zapewniałem, że telewizja na tym nie ucierpi. Mam 43 lata i jeszcze mi się chce coś zrobić. Niestety, nie mogliśmy znaleźć porozumienia, więc postanowiłem zakończyć współpracę. Razem ze mną odszedł z telewizji Andrzej, który także ma pomysł na siebie i chce zrealizować konkretne plany. Będziemy pracować przy swoich projektach, ponieważ obaj mamy różne wizje, ale jako najlepsi przyjaciele będziemy się także mocno wspierać, iść ramię w ramię. Zdradzę wam, że w przyszłości chciałbym znaleźć się nie na wizji, ale po drugiej stronie kamery. Zająć się nie komentowaniem, ale bardziej produkcją, ponieważ uważam, że potrafię to robić. W swojej karierze dziennikarza sportowego wykonywałem wiele prac – od opisywania taśm, przez prowadzenie magazynów studyjnych, na komentowaniu skończywszy. Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa, więc mam nadzieję, że uda mi się zrealizować część z zaplanowanych projektów.
Podsumowując wizytę Tomasza Smokowskiego w Łodzi, organizatorzy zapewnili, że jest to pierwsze z wielu zaplanowanych spotkań, które w przyszłości mają mieć miejsce w murach Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Łódzkiego. Niewątpliwie warto posłuchać opowieści osoby, którą zna się głównie ze szklanego ekranu. O podobnych wydarzeniach będziemy bieżąco informować na naszej stronie internetowej.