Test charakteru


W kontekście ostatnich fatalnych występów Manchesteru United postanowiłem przyjrzeć się dokładniej drużynom, które doświadczyły podobnych spadków formy w obecnym sezonie. Warto porównać ich przypadki i przyjrzeć się w jaki sposób radzą sobie z takim stanem rzeczy. Na tapetę wziąłem Liverpool, Barcelonę i właśnie podopiecznych Fergusona - sztandarowe wręcz przykłady nagłego spadku wybitnie wysokiej formy.


Udostępnij na Udostępnij na

Liverpool, jako jedyny z wyżej wymienionej trójki, rozpoczął sezon od ligowych zwycięstw. Zarówno Barcelona jak i Manchester United już na samym początku rozgrywek zaliczyły solidne potknięcia. W pierwszej kolejce Primera Division, „Barca” przegrała sensacyjnie z Numacją 0:1, natomiast Manchester po czterech spotkaniach Premiership miał na swoim koncie zaledwie cztery punkty. Podopieczni Beniteza pierwszej porażki doznali dopiero w siedemnastym oficjalnym meczu sezonu. Było to ligowe spotkanie z ostatnim w tabeli Tottenhamem i ten mecz można oficjalnie uznać za pierwsze symptomy spadku formy.

Niepokorny Benitez

W listopadzie i grudniu „The Reds” nie przegrywali w lidze, jednak gubili wiele punktów w meczach z wiele słabszymi od siebie przeciwnikami. Liverpool zremisował m.in. z Hull City, Fulham, West Hamem oraz dwukrotnie ze Stoke City. Taki obrót sprawy spowodował dużą nerwowość u Beniteza. Hiszpan w swoich wypowiedziach zwalał całą winę za słabą postawę podopiecznych na zły terminarz, arbitrów sędziujących pod Manchester United i fatalną taktykę obieraną przez trenerów swoich rywali.

Wojna na słowa tylko zaszkodziła Benitezowi, a jego zespół dalej remisował spotkania na własnym stadionie, m.in. z Wigan, Manchesterem City i Evertonem. Liverpool nie tylko stracił całą przewagę nad piłkarzami United, ale spadł nawet na trzecie miejsce w tabeli. W dodatku został wyeliminowany z rozgrywek o puchar Anglii po dwumeczu z lokalnym rywalem. Styl gry był daleki od zadowalającego, a za brak sukcesów oberwało się m.in. Robbiemu Keane’owi, którego indolencja strzelecka spowodowała szybki powrót napastnika na White Hart Line, po zaledwie sześciu miesiącach od transferu na Anfield.

Paradoksalnie najlepszym występem, zwiastującym powrót wielkiej formy Liverpoolu, był przegrany mecz z broniącym się przed spadkiem Middlesbrough. „The Reds” prezentowali na Riverside futbol podobny do tego z późniejszych spotkań z Realem, Manchesterem United czy ostatniego z Aston Villą. Tylko fatalnej skuteczności i indywidualnym błędom Southgate zawdzięcza wygraną. To był jednak zimny prysznic, który podziałał niezwykle mobilizująco na piłkarzy z Anfield. W tej chwili Liverpool dosłownie zmiata swoich rywali z boiska.

Barça sense passió

Identycznie ma się sprawa w przypadku Barcelony. Ostatnie zwycięstwo 6:0 z Malagą w lidze było efektem wspaniałej gry, do jakiej piłkarze Guardioli przyzwyczaili już swoich fanów w tym sezonie. Wcześniej jednak, po niewiarygodnej serii zwycięstw, „Barca” miała kryzys formy, podczas którego zespół raził wręcz brakiem pomysłu na rozgrywanie akcji. Różnica między Liverpoolem, a „Dumą Katalonii” polega na tym, że nawet grając słabo, Messi i spółka potrafili wygrać spotkania z Racingiem, Mallorcą czy Gijon.

Dopiero Betis wykazał się totalnym brakiem gościnności i bez żadnego respektu potraktował piłkarzy Guardioli na Manuel Ruiz de Lopera. Piłkarze Francisco Chaparro tak jednak przestraszyli się dwubramkowego prowadzenia, że skończyło się remisem. Katalończycy nie wyciągnęli po spotkaniu żadnych wniosków, co skończyło się klęską w prestiżowym meczu z Espanyolem oraz przegraną na Vicente Calderon. Z, wydawałoby się, pewnego mistrzostwa, zostało zaledwie sześć punktów przewagi nad Realem, co w perspektywie ostatnich dziesięciu kolejek i wyjazdu na Santiago Bernabéu nie jest wcale tak dużym dorobkiem.

Ryzykowny plan Fergusona

Najpóźniej zadyszkę złapał Manchester United. Załamanie formy i tak przyszło dość późno, bo do czasu klęski na Old Trafford, podopieczni Fergusona rozegrali 57 oficjalnych spotkań, dzięki którym wypracowali sobie siedem punktów przewagi nad Liverpoolem, zdobyli Puchar Ligi, Klubowy Puchar Świata oraz Tarczę Dobroczynności. Ponad to zespół gra w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i w półfinale Pucharu Anglii. Chytry Szkot postawił sobie za cel zdobycie wszystkich możliwych trofeów i należy postawić pytanie, czy był to słuszny wybór.

Nawet jeśli przyjmując, że Manchester United dysponuje odpowiednio szeroka kadrą zawodników o podobnych umiejętnościach, świetnie przygotowanych do sezonu pod względem fizycznym, motorycznym i psychicznym, to przecież Ferguson musiał przewidzieć, że jego podopieczni mogą nie wytrzymać rozegrania 72. oficjalnych spotkań w sezonie. Nie ma chyba w tej chwili zespołu na świecie, który dokonałby podobnej sztuki. Dodatkowo w obecnej sytuacji nie ma zbyt wiele czasu na lizanie ran po porażkach z Liverpoolem i Fulham. Do maja zostały zaledwie dwa miesiące, podczas których „Czerwone Diabły” czeka jeszcze 15 meczów o najwyższą stawkę. W Polsce to cała runda piłkarska.

Wielkie zespoły poznaje się między innymi po tym, jak reagują na niepowodzenia. Dla Fergusona i jego drużyny przyszedł czas niezwykle ciężkiej próby. United mogą w tym czasie zostać największym klubem świata albo największym przegranym sezonu. Jeśli Szkot nie sięgnie po laury mistrzowskie, nikt nie będzie pamiętał ani rekordu Van der Sara, ani serii 27. meczów bez porażki w lidze i europejskich pucharach. Do tej pory tylko Kelvin Keegan i jego Newcastle potrafili zmarnować dwunasto-punktową przewagę z marca, przez co przegrali wyścig o tytuł właśnie z United.

Komentarze
~nowy (gość) - 15 lat temu

no właśnie - gdy Barca była w słabej dyspozycji
mówiono o kryzysie. okazał się on tylko zadyszką.
Myślę, że podobnie jest z ManU - niedługo wrócę do
swojej dyspozycji. końcówka Ligi Mistrzów i wyścigu
po mistrzostwo Anglii będzie ciekawa :) ps. bardzo
fajny artykuł

Odpowiedz
~Djar (gość) - 15 lat temu

Bardzo fajny i interesujący tekst. Ja także myślę, że
United złapali chwilową zadyszkę i już w najbliższym
meczu z Aston Villa zobaczymy stary, dobry Manchester
United, choć bez kilku kluczowych graczy.

P.S. W tekście jest literówka. Powinno być KEVIN
KEEGAN, a nie KELVIN KEEGAN.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze