- To najtrudniejsza decyzja w moim życiu, ale musiałem ją w końcu podjąć - powiedział w piątek Thierry Henry i oficjalnie ogłosił: - Odchodzę do Barcelony.
Gdy w maju ubr., francuski napastnik odrzucił ofertę Dumy Katalonii, która oferowała za niego 50 mln euro (!) i podpisał nowy, czteroletni kontrakt z Kanonierami, wydawało się, że już do końca życia, a może i kilka dni dłużej, będzie wierny Arsenalowi. Wierność skończyła się w piątek, 22 czerwca, kilka minut po godzinie 23.
Arsenal bez Deina? To niemożliwe!
– Musiałem odejść – tłumaczy swoją decyzję Henry, w specjalnym liście do fanów, który w sobotę zamieściła każda angielska gazeta. W liście Francuz wymienia powody dla których zdecydował się po siedmiu latach gry, opuścić Arsenal. Główne czynniki, które zadecydowały o odejściu to niespodziewana dymisja w kwietniu, wiceprezesa Kanonierów, Davida Deina oraz niepewna przyszłość w Londynie, Arsene Wengera.
– Gdy jeszcze Dein pracował w Arsenalu, przyszedłem do Wengera i oficjalnie zakomunikowałem, że zostaję w klubie – przyznaje Titi. Marzyłem o odzyskaniu mistrzostwa Anglii, o kolejnym Pucharze Anglii, a przede wszystkim o zwycięstwie w Lidze Mistrzów. Sezon 2006/2007 z powodu kontuzji skończył się dla mnie już w lutym i od tego momentu szykowałem się już do kolejnego, z nadzieją przerwania złej passy. Ale nagle klub opuścił Dein i…wszystko się zdestabilizowało.
Henry był mocno zżyty z byłym wiceprezydentem The Gunners. To w końcu Dein sprowadził w 1996 r. na Highbury Wengera, a ten wkrótce ściągnął do stolicy Anglii swojego rodaka. Kontakty obu panów nie ograniczały się jednak tylko do spotkań, najpierw w okolicach Highbury, a później Emirates Stadium. Łączyła ich wielka przyjaźń także poza boiskiem. Do tego stopnia, że Henry był nawet świadkiem na ślubie syna Dein`a. – Niewiele jest osób, bez których nie jestem w stanie wyobrazić sobie Arsenalu. Wśród tych ludzi na pewno jest David Dein – podkreślał na każdym kroku sympatię do wiceprezesa, francuski snajper.
Wenger- drugi ojciec
Drugą z osób, bez której Henry (zresztą nie tylko on) nie potrafi wyobrazić sobie Arsenalu jest bez wątpienia Arsene Wenger. To wraz z przybyciem francuskiego menedżera wróciły dla Kanonierów dobre czasy. By jednak The Gunners byli jeszcze silniejsi, Wenger zdecydował się ściągnąć do Londynu Henry`ego co było strzałem w dziesiątkę.
Obaj po raz pierwszy spotkali się w AS Monaco. Titi dopiero wchodził w świat zawodowego futbolu, zaś Wenger też nie miał jeszcze w Europie wyrobionego nazwiska. Ich drogi wkrótce rozeszły się, bo piłkarz przeniósł się do Juventusu Turyn, zaś menedżer wyemigrował do Japonii. Z obu eskapad obaj wrócili jak niepyszni i obaj znaleźli przystań w stolicy Anglii, gdzie zaczęli tworzyć legendę Arsenalu. – Wenger jest dla mnie jak drugi ojciec – na każdym kroku powtarzał Henry. I ma stuprocentową rację. Bo choć zawodnik dysponował nieprzeciętnym talentem, potrzebował kogoś kto uważnie pokieruje jego karierą. W zespole Starej Damy przecież Henry się zupełnie nie sprawdził, a był to wówczas najsilniejszy team w Europie, ze szkoleniowcami znacznie lepszymi niż Wenger. Gwiazdor Kanonierów zdecydował się jednak opuścić klub, bo nie mógł dłużej znieść niepewności związanej z tym, czy kontrakt z Arsenalem przedłuży jego przełożony.
– Za rok będę miał 31 lat i nie mogę ryzykować, że zostanę w zespole, w którym nie będzie już ani Deina ani Wengera – mówi Henry. Wenger wciąż nie wie, czy przedłuży kontrakt, wygasający za rok. Szanuje jego decyzję, ale ja na taką niepewność nie mogę sobie pozwolić. Dlatego postanowiłem odejść do Barcelony.
Dużą rolę w odejściu Henry`ego odegrał również brak pewności co do tego, czy Arsenal znów będzie wielki. Ostatnie trzy sezony Kanonierzy skończyli bez żadnych trofeów na koncie. Choć sam zawodnik na brak sukcesów z The Gunners narzekać nie mógł (dwa tytuły mistrza Anglii, trzy Puchary Anglii i dwie Tarcze Wspólnoty), to jednak marzył o sukcesie w Lidze Mistrzów. A patrząc na ślamazarne ruchy Kanonierów na rynku transferowym, można śmiało iść o zakład, że w przyszłym sezonie Arsenal nie zdobędzie Pucharu Mistrzów. MU, Chelsea, Liverpool, a nawet Tottenham szaleją na rynku transferowym już od dawna, a The Gunners… W przeciwieństwie do ww klubów, póki co nie kupili żadnej wielkiej gwiazdy i wszystko na to wskazuje, że nie kupią, nawet mając do wydania 16 mln funtów, jakie zainkasowali za sprzedaż swojego asa.
Następca Cruyffa
Problem w kupowaniu wielkich graczy, Henry zauważył w momencie, gdy klub opuścił David Dein. – Dein to jedyna osoba, która w Arsenalu zajmowała się transferami. Kto teraz przejmie tę działkę– powiedział i dalej szedł w zaparte:- Przed każdym sezonem, przy okazji wymieniania faworytów do tytułu, zawsze padają nazwy czterech klubów: Chelsea, MU, Liverpool i Arsenal. Dlaczego jednak to my jesteśmy zawsze wymieniani na szarym końcu? Bo nie kupujemy znaczących zawodników i później są tego efekty. Ta wypowiedź datowana jest na środek kwietnia. Już wtedy stało się jasne, że tym razem odejście Henry`ego jest naprawdę bliskie. Ale najważniejsze osoby na The Emirates Stadium nieco pokpiły sprawę. Nie tylko w żaden sposób na odejście swojej legendy się nie zabezpieczyły, ale również nie kwapiły się by chociaż rozejrzeć się za zastępcą.
Tuż po rozstrzygnięciach w
Chociaż Arsenal robił wszystko by transfer Henry`ego jak najpóźniej ujrzał światło dzienne, to jednak jego obecni i byli piłkarze nie zamierzali trzymać gęby na kłódkę. – Jeśli Henry chce odejść, to klub nie ma innego wyjścia jak go puścić– przyznał Wiliam Gallas. Podobnego zdania był Patrick Vieira. – Zbyt dobrze wiem, jak zażyłe stosunki łączyły Henry`ego z Deinem, by stwierdzić, że zostanie w klubie – dodał. Wenger jednak do końca wierzył, że do transferu nie dojdzie. Gotów był nawet ściągnąć do Londynu innego ze swoich wychowanków, Davida Trezegueta. Ten, choć zdecydował się opuścić Juventus Turyn, nie palił się do wyjazdu na Wyspy. Zdecydowanie bardziej wolał przenieść się do słonecznej Hiszpanii. Fiasko rozmów z Treze-golem było jednoznaczne z tym, że Henry`ego w czerwonej koszulce Arsenalu kibice już nigdy nie ujrzą.
– Moja wdzięczność dla fanów Kanonierów nie zna granic– tak kończył swój list do kibiców, Henry. Grałem we Francji i we Włoszech, gdzie spotykałem się z różnymi sympatykami futbolu. Ale wszyscy umywają się do miłośników Arsenalu. Taką wypowiedź za obraźliwą mogli uznać kibice Barcy. Mogli, ale nie uznali, bo licznie stawili się na Camp Nou na prezentacji Henry`ego. – On będzie niesamowitym wzmocnieniem naszej drużyny– nie posiadał się z radości, z transferu Titiego, Leo Messi. W swojej karierze zdobył wiele trofeów, wierzę, że z nami zdobędzie kolejne. Henry też ma taką nadzieję, inaczej do Barcy by nie przechodził. Z Blaugraną chce przede wszystkim zdobyć Puchar Mistrzów, którego w swoim dorobku jeszcze nie ma. Jeśli wierzyć bukmacherom, to w maju przyszłego roku, będzie się z niego radował. Po transferze Francuza do Barcy, to właśnie Duma Katalonii jest zdecydowanym faworytem do zwycięstwa w LM w przyszłym sezonie, choć jeszcze parę dni temu największe szanse dawano Chelsea Londyn. – Wiele lat czekaliśmy na Henry`ego w Barcelonie. Teraz wreszcie go mamy– radował się na poniedziałkowej prezentacji, prezydent katalońskiego klubu, Joan Laporta. Titi w Blaugranie grać będzie z nr „14”. Taki samym jak w Arsenalu, ale przede wszystkim z takim samym, z jakim przed laty po murawie Camp Nou biegał sam Johan Cruyff. Numer zobowiązuje, więc wypada, żeby Henry poszedł w ślady legendarnego Holendra. A gdy tak się stanie…nie będzie w Europie szczęśliwszych ludzi od fanów Barcelony.