Najważniejszy mecz piłki klubowej w Ameryce Południowej zakończył się sukcesem Boca Juniors, który pokonał odwiecznych rywali zza miedzy, River Plate, 2:0.
Każda minuta tego spotkania to prawdziwe święto dla kibiców piłki nożnej. Już od samego początku, zanim jeszcze pojawili się piłkarze obu zespołów, dało się wyczuć w powietrzu, że mecz będzie wyjątkowy. I to nie tylko za sprawą pierwszej w Canal 7 (państwowej telewizji argentyńskiej – przyp. red.) transmisji w jakości HD, ale też ze względu na ostatni pojedynek derbowy dla Martina Palermo, który w czerwcu tego roku zawiesi swe buty na kołku.

Superclasico rozpoczęło się w dość spokojnym nastroju piknikowym wśród piłkarzy. Przez pierwsze dziesięć minut obie drużyny, niczym wytrawni szachiści, nie decydowały się na zmasowany atak na przeciwnika, co było zgodne z myślą szkoleniową obu trenerów: Falcioniego i Lopeza. Jednak to drużyna gości jako pierwsza zaczęła na boisku przeważać, dzięki wyłączeniu z gry najważniejszego ogniwa Los Xeneizes – Juana Romana Riquelme.
Mimo przewagi na środku boiska i paru strzałów, bramkarz Boca, Cristian Lucchetti, wychodził z tych sytuacji obronną ręką. Jednak w 18. minucie wbiegający w pole karne Funes Mori został popchnięty w polu karnym przez Matiasa Carruzo, lecz gwizdek arbitra Loustaua milczał jak zaklęty. Nie lepiej popisali się także jego asystenci, którzy trzy minuty później zasygnalizowali arbitrowi głównemu pozycję spaloną Erica Lameli, którego jednak o kilka centymetrów wyprzedzał stoper Boca – Insaurralde. Niezrażeni goście po strzałach Pavoniego i weterana Almeydy mogli już objąć prowadzenie, ale tym razem na przeszkodzie stanęli Carruzo oraz ponownie rozkręcający się z każdą minutą Lucchetti.
Światem sportu często rządzi przypadek. W 27. minucie gospodarze strzelili bramkę, przy której wielce pomocny okazał się Juan Pablo Carrizo. Oto bowiem bramkarz River przy dośrodkowaniu z rzutu rożnego przez Luciano Monzona nadlatującą piłkę po prostu wkręcił wprost w kierunku swojej bramki. Żadnym usprawiedliwieniem dla niego nie jest fakt, że był zasłonięty przez pomocnika Boca – Cristiana Chaveza. Od tego momentu piłkarze Boca z nieśmiałego chłopca przeistoczyli się z naprężonego muskułami macho, który trzy minuty później za sprawą Martina Palermo podwyższył prowadzenie w meczu. W tej sytuacji najbardziej istotna była postawa defensywy River, która zupełnie zignorowała „El Loco” Palermo, a ten wykorzystał zamieszanie w polu karnym i będąc już sam na sam z Carrizo, uderzeniem głową przelobował go. W ten oto sposób ponad 50 tys. kibiców Xeneizes wpadło w szał radości i jeszcze głośniej zaczęło dopingować swoich pupili. Podłamani Los Millonarios myślami byli już w szatni, dlatego do końca pierwszej połowy gospodarze kontrowali przebieg spotkania, specjalnie się przy tym nie przemęczając.
Druga połowa była natomiast kopią tego, co można było zobaczyć w pierwszych 45 minutach. Tym razem River już nie krył się za gardą i postanowił od razu rzucić się na rywala. Pierwsza okazja przyszła w 50. minucie, kiedy to Acevedo z rzutu wolnego był bliski pokonania Lucchettiego, który przy interwencji ucierpiał, zderzając się ze słupkiem. Chwilę później Mariano Pavone bez najmniejszych problemów wkręcił w ziemię dość niepewnego Carruzo. Lecz jego strzał przy długim słupku był zbyt słaby, przez co reszta defensywy Boca zdążyła wybić piłkę, zmierzającą do bramki. Na ripostę gospodarzy czekano tylko minutę, kiedy defensywa River zupełnie pominęła istnienie na boisku Pablo Mouche, który jednak podania od Riquelme nie wykorzystał tak, jak należy. Głównie za sprawą zaskoczenia w postaci wolnego miejsca, jakie w polu karnym pozostawili mu rywale.
Od tego momentu mecz ograniczył się tylko do mało groźnych akcji i walki na środku boiska jeszcze w ramach przepisów gry w piłkę nożną. Przez ten czas kibice obu drużyn udowadniali, dlaczego są najlepsi na świecie. Chóralne śpiewy, bicie w bębny, dmuchanie w trąbki i mecz na La Bombonera działał kojąco dla uszu i cieszył wzrok. Lecz nie dotyczyło to samych piłkarzy. W 61. minucie Matias Almeyda bez żadnej skruchy kopnął wychodzącego na czystą pozycję Chaveza, za co otrzymał jedynie żółtą kartkę.
W 81. minucie z boiska zszedł przy owacji na stojąco bohater meczu – Martin Palermo, który był niezwykle zadowolony ze swojej gry. Moment uściskania się ze swoim kolegą, Riquelme, idealnie nadawałby się na plakat filmu romantycznego. Od momentu zejścia legendy Boca Juniors piłkarze Los Millonarios, jakby pogodzeni z porażką, postanowili jak najbardziej uszkodzić fizycznie swoich rywali. Możliwą awanturę i czerwone kartki czuło się w powietrzu. W 93. minucie dobrze zapowiadającą się akcję River przerwał Clemente Rodriguez, który za to przewinienie otrzymał od razu czerwoną kartkę. Wtedy nerwy i wszelkie hamulce puściły w głowie Matiasa Almeydy, który postanowił za pomocą pięści wyjaśnić Clemente swoje zachowanie. Do dwójki piłkarzy doskoczyła cała reszta zawodników, a sędzia potrzebował kilku minut na uspokojenie obu ekip. Za sprowokowanie do bijatyki Almeyda otrzymał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę.
Przy zejściu z boiska Almeyda zaczął szarpać się z policją, która musiała użyć siły, by ściągnąć piłkarza z płyty boiska. Jednocześnie on sam, dla większej prowokacji, zaczął całować herb na koszulce i obrzucił wyzwiskami siedzących na trybunach kibiców Xeneizes, którzy następnie odwdzięczyli mu się kilkoma epitetami, a potem zaczęli go obrzucać monetami czy telefonami komórkowymi.
Całość tego widowiska zakończył ostatni gwizdek arbitra Loustau, po którym ponad połowa obywateli Argentyny solidaryzująca się z Los Xeneizes zaczęła świętować. Dla Martina Palermo było to ostatnie Superclasico i nie kryjąc łez, z dumnie podniesioną głową opuszczał wraz ze swoimi kolegami boisko. Tak oto Superclasico dobiegło końca.
Mi tam jest obojętne kto wygrał ale i tak
gratulacje dla Boca Juniors.Jednak moimi ulubieńcami
z Argentyny są Newell's Old Boys Rosario.
A moim klubem z Argentyny,jest RIVER PLATE BUENOS
AIRES więc szkoda,że przegrali ten jakże
prestiżowy mecz;/