Smutne pożegnanie Chapecoense


Trzy lata po katastrofie lotniczej klub spada z brazylijskiej Serie A

29 listopada 2019 Smutne pożegnanie Chapecoense
reconcavonoar.com.br

W przeddzień trzeciej rocznicy głośnej katastrofy lotniczej Associacao Chapecoense de Futebol pożegnało się nawet z matematycznymi szansami na utrzymanie w brazylijskiej Serie A. Złożyło się na to wiele czynników, niekoniecznie związanych z tym tragicznym wydarzeniem, ale bardziej ze złym zarządzaniem klubem.


Udostępnij na Udostępnij na

Ostatnią szansę na utrzymanie Chapecoense był przedwczorajszy domowy mecz z Botafogo FR, czyli drużyną także walczącą o pozostanie w brazylijskiej ekstraklasie. W pierwszej połowie obie ekipy miały spore trudności ze stworzeniem sobie sytuacji pod bramką przeciwnika, przy czym częstszym posiadaniem piłki mogli pochwalić się gospodarze z Chapeco.

To właśnie oni rozpoczęli drugą część spotkania od ataków, które wpłynęły jednak negatywnie na ich grę w defensywie. Goście z Rio de Janeiro bezlitośnie wykorzystali więc luki w defensywie przeciwnika, stąd w 53. minucie meczu bramkę zdobył 19-letni pomocnik, Rhuan. Chapecoense, nie mając większego wyboru po stracie gola, nie zmieniło swojej taktyki, ale poza dwiema niezłymi sytuacjami nie potrafiło przebić się przez szczelną defensywę Botafago. Ostatecznie rezultat spotkania nie zmienił się.

Zarządzanie po tragedii

Po katastrofie lotniczej z 28 listopada 2016 roku, w której zginęła niemal cała drużyna Chapecoense, specjalne traktowanie klubu z zachodniej Brazylii stało się oczywistością. Przyznano mu więc tytuł zwycięzcy Copa Sudamericana, a przede wszystkim zapewniono, że przez kolejne dwa sezony nie będzie mógł spaść z tamtejszej Serie A. W ten sposób „Verdao” dano czas na odbudowanie drużyny.

W 2017 roku zespół z Chapeco spisywał się całkiem nieźle w rozgrywkach brazylijskiej ekstraklasy, zajmując na koniec sezonu 8. lokatę w tabeli premiowaną kwalifikacjami do Copa Libertadores. Rok później drużynie szło już znacznie gorzej, stąd tym razem uplasowała się ona na 14. miejscu w Serie A. Zawodnicy biegający na co dzień w zielonych strojach nie zachwycali także w międzynarodowych rozgrywkach.

Kiepskie wyniki z ubiegłego roku zrzucono na karb słabego zarządzania w klubie. Władzom Chapecoense zarzuca się przede wszystkim doprowadzenie do jego kłopotów finansowych. Co prawda spadek do Serie B nie będzie wyrokiem dla zespołu, lecz najprawdopodobniej nie uda mu się zatrzymać najlepszych zawodników. Nie chodzi jedynie o sam fakt relegacji z najwyższej klasy rozgrywkowej, lecz o zaległości wobec piłkarzy. Chęć przedłużenia wygasającego kontraktu wyraża chociażby 35-letni pomocnik, Mario Araujo, będący zresztą ulubieńcem kibiców „Verdao”. Nie ukrywa on jednak, że trudno podpisać nową umowę z klubem mającym blisko ośmiomiesięczne zaległości wobec zawodników.

Trenerzy jak rękawiczki

Zarząd jest również krytykowany za swoje decyzje dotyczące zatrudniania szkoleniowców. Tak naprawdę wydaje się, że jedynym trafionym wyborem był pod tym względem Vagner Mancini. To właśnie on miał najtrudniejsze zadanie, ponieważ musiał skompletować drużynę już po samej katastrofie. Co prawda Chapecoense mogło liczyć na pomoc innych drużyn, które odstąpiły mu swoich zawodników, lecz zbudowanie nowego zespołu od podstaw w takich okolicznościach należy uznać za wyjątkowo trudne zadanie.

Mancini tymczasem wywiązał się z tego zadania na miarę swoich możliwości. Oczywiście „Verdao” nie należeli do czołówki brazylijskiej ekstraklasy, ale gdy szkoleniowiec był zwalniany z posady na początku lipca 2017 roku, zajmowali 15. miejsce w tabeli Serie A. Nieco gorzej poszło im w Copa Libertadores, przy czym zajęcie trzeciego miejsca w grupie dawało im możliwość dalszej gry w Copa Sudamericana. Mancini został więc tak naprawdę wyrzucony po pięciu słabszych meczach, zaś klubowi włodarze nie dali szans na wyjście z kryzysu.

Po Mancinim na blisko trzy miesiące stery przejął tymczasowy trener, Emerson Cris, odpowiadający na co dzień za szkolenie młodzieży. Później działacze Chapecoense zmieniali szkoleniowców jak rękawiczki. Od października 2017 roku do dzisiaj na ławce trenerskiej zasiadali więc: Vinicius Eutropio, Gilson Kleina, Guto Ferreira, Claudinei Oliveira, Ney Franco oraz zatrudniony dwa i pół miesiąca temu Marquinhos Santos. W takich warunkach trudno zbudować przynajmniej przeciętną drużynę w tak wymagającej lidze.

Rodziny czekają

Brazylijskie media przy okazji kolejnych rocznic chętnie wracają do kwestii katastrofy lotniczej, która miała miejsce na terytorium Kolumbii. Samą tragedię przysłania jednak trwająca walka o sprawiedliwość, toczona przez rodziny kilku piłkarzy i członków sztabu szkoleniowego. Ubezpieczyciel wypłacił bowiem odszkodowania, ale tylko familiom akceptującym jego warunki.

Każda rodzina mogła więc dostać równowartość 225 tysięcy dolarów amerykańskich, o ile podpisała specjalne zobowiązanie. Przewiduje ono, że po wypłacie odszkodowania nie podejmuje się żadnych kroków zmierzających do pociągnięcia do odpowiedzialności osób odpowiadających za katastrofę. Tymczasem zdaniem stowarzyszenia reprezentującego rodziny ofiar tragedii ubezpieczyciel powinien wypłacić każdej z nich nawet do 5 milionów dolarów. Na wspomniane wyżej warunki zgodziło się jednak 28 rodzin przypartych do muru swoją sytuacją finansową.

Pozostali nie zamierzają jednak odpuścić kwestii wyjaśnienia samych okoliczności katastrofy. Ich zdaniem nie była ona jedynie wypadkiem, ale odpowiadają za nią boliwijskie i kolumbijskie agencje rządowe oraz linie lotnicze i ich ubezpieczyciel. W sprawę zaangażował się nawet brazylijski prezydent Jair Bolsonaro i podlegający mu rząd, stąd o Chapecoense zapewne jeszcze usłyszymy. Oby również przy okazji powrotu do Serie A.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze