Śląsk Wrocław – odwleczony pocałunek śmierci czy drobna zadyszka?


Jedno zwycięstwo i aż cztery remisy. Wrocławianie nie punktują źle, ale styl pozostawia wiele do życzenia

29 sierpnia 2021 Śląsk Wrocław – odwleczony pocałunek śmierci czy drobna zadyszka?
Dawid Szafraniak

Śląsk Wrocław jest w trakcie małego dołka. Przykład WKS-u jest potwierdzeniem tezy, że zbyt dobrze to też niedobrze. W pierwszych spotkaniach tego sezonu ich zabawa w piłkę nożną trwała w najlepsze, a ostatnio nadeszło tzw. męczenie buły. Wyniki i tak mogły być gorsze, choć jest żal, że coś uciekło.


Udostępnij na Udostępnij na

Awans do europejskich pucharów z tylnego rzędu? Więcej złego niż dobrego, to proszenie się o kłopoty – tak twierdzi wielu. Zmartwień dorobił się także czwarty zespół ubiegłego sezonu ekstraklasy? Tego nie można wykluczyć.

Syndrom pucharów?

„Teraz przynajmniej będziemy mogli się skupić na lidze…” – jest to stała fraza polskich klubów po zakończeniu ich przygód w europejskich pucharach. Nie inaczej musiało być w obozie Śląska Wrocław, którego piękny sen w brutalny sposób przerwał się w trzeciej rundzie eliminacji. Było to o tyle przykre, iż „Zielono-biało-czerwoni” do tamtego momentu byli prawdziwą rewelacją rozgrywek i z pełnym przekonaniem naszym najlepszym reprezentantem na arenie ze wszystkich czterech klubów.

Jak zatem ma się ich obecna sytuacja na głównym froncie? Średnio. Po żadnym spotkaniu ligowym podopiecznych Jacka Magiery nie mogliśmy powiedzieć: „Tak! To był Śląsk Wrocław w swoim najlepszym wydaniu!”. W przeciwieństwie do lipcowych występów kwalifikacyjnych.

Uporządkujmy wydarzenia chronologicznie. Piłkarze z Wrocławia spokojnie przeszli estońskie Paide, a w Armenii efektownie pokonali Ararat, po drodze pechowo oddając punkt Warcie Poznań na inaugurację ekstraklasy. Kontynuując mocne wejście w Ligę Konferencji Europy, dokończyli dzieła z erywańczykami, natomiast później wygrali w Krakowie z „Pasami”. Przed własną publicznością triumfowali nad Hapoelem. Również w swoim domu prowadzili przez dłuższy czas w wyrównanym meczu przyjaźni przeciwko Lechii Gdańsk, ale podobnie jak z „Zielonymi” w ostatnim kwadransie oddali prowadzenie, tym razem tracąc gola w niemalże ostatniej akcji meczu.

Od tej chwili maszyna się zacięła. Wspomniany wstydliwy rewanż z Izraelczykami, następnie bezbramkowy remis z Górnikiem Łęczna, który także trzeba traktować w kategoriach porażki. W ubiegły weekend bardzo szczęśliwie wywalczony podział punktów z Piastem w Gliwicach nie odwrócił mocno stonowanych nastrojów w stolicy Dolnego Śląska.

Czy wrocławian dotyka słynny pocałunek śmierci? Z jednej strony wypisz, wymaluj syndrom polskiego pucharowicza, ale raczej nie jest to poważniejszy kryzys. Najzwyczajniej w świecie na tę fazę sezonu brakuje im pary, którą wykorzystali na samym starcie. Nie pomogła niewystarczająca i za mało jakościowa rotacja – co zresztą jest największym zmartwieniem naszych klubów.

Śląsk Wrocław rozszyfrowany?

Co się stało, że się zatrzymało? Ślązacy jeszcze przed chwilą gole strzelali jak na zawołanie. Pierwsze siedem spotkań to przynajmniej dwa trafienia w każdym z nich. Wszystko w ofensywie działało pięknie i miało się coraz bardziej rozkręcać. Stało się całkiem inaczej – wygląda na to, że zespół Śląska zdążył się już wystrzelać. Cztery następne mecze to dwa z tylko jedną bramką oraz dwa na zero z przodu.

Na powyższym wykresie nietrudno zauważyć regres skuteczności wrocławskich piłkarzy. Drugą kwestią pozostaje źródło wykręcanych przez nich liczb, które się delikatnie zatamowało. To dwójka liderów – Robert Pich i Erik Exposito, najbardziej ciągnie ten wózek. Ze wszystkich 19 goli duetowi ofensorów wrocławianie zawdzięczają aż dziesięć z nich. O pierwszym z nich, słowackim pomocniku, można śmiało powiedzieć, że jest jednym z najbardziej nierównych piłkarzy w Polsce. 32-latek choć świadczy o sile napadu wrocławian od kilku dobrych lat, to jego forma zapala się i gaśnie niczym uliczna lampa.

To samo tyczy się hiszpańskiego napastnika. 25-letni snajper miewa mecze, gdzie pytamy „jak on się tutaj znalazł?”, a czasami stanowi cień samego siebie – stara, popularna, wciąż celna opinia. Trener Jacek Magiera mimo że powoli odciska swoje piętno na jego rozwoju, to ostatnie mecze pokazują, że chyba także jemu nie udało się znaleźć złotego środka na wychowanka Malagi. Dlatego śmiało można wysnuć wniosek, że Śląskowi trudno jest utrzymywać równy poziom, gdyż na boisku jest mocno uzależniony od błyskotliwych, lecz mocno nieregularnych graczy.

Potrzeba czasu

Letni okres to intensywny czas dla ekipy z Wrocławia. W zespole jeszcze na dobre nie zaadaptowały się potencjalne wzmocnienia. Tak naprawdę jedynie Victor Garcia pokazuje się z dobrej strony. Nieco zawodzą pozostali: Caye Quintana, a przede wszystkim Diogo Verdasca. Ważnym ogniwem powinien się stać Petr Schwarz, ale jego początki są podobnie niemrawe jak w Rakowie Częstochowa.

Są i dobre wiadomości dla piłkarzy z Wrocławia. Śląsk z pewnością głębiej odetchnie po niedzielnych derbach w czasie przerwy reprezentacyjnej. Mniej regenerowania się i więcej jednostek treningowych, z tego w sztabie nie posiadają się z radości. Należy oczekiwać, że Śląsk stopniowo będzie wracał do wcześniejszej dyspozycji, lecz wpierw są sportowe problemy do pokonania i styl zespołu do ciągłego rozbudowywania.

***

Jeśli mówimy o przeciętnym początku w wykonaniu drużyny, która przecież uzbierała siedem punktów i znajduje się w górnej części tabeli, to może być to optymistyczne przesłanie. Tych straconych może jednak na koniec zabraknąć. WKS stać na więcej, niż prezentuje w swoim podmęczonym obliczu, więc w sercach kibiców musi trwać nadzieja na doskonałe jutro.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze