Skarb kibica PKO Ekstraklasy: Śląsk Wrocław wchodzi na krętą ścieżkę


Śląsk Wrocław daje sygnał, że chciałby zadomowić się w górnej ósemce na dłużej. Musi jednak wiedzieć, że presja stanie się o niebo większa

22 sierpnia 2020 Skarb kibica PKO Ekstraklasy: Śląsk Wrocław wchodzi na krętą ścieżkę

Kurz po letnich transferach Dariusza Sztylki opadł. Nadszedł więc odpowiedni czas na to, aby przytomnym okiem ocenić cele i możliwości WKS-u na sezon 2020/2021. I choć kadra nie jest jeszcze skompletowana, bo wciąż brakuje zastępcy za Przemysława Płachetę (takowy ma się jeszcze pojawić), można odnieść wrażenie, że Śląsk Wrocław przystępuje do rozgrywek ekstraklasy z nieco większą siłą ognia. Nieznacznie, ale jednak, co oczywiście nie oznacza, że we Wrocławiu panuje spokój. Obecny sierpień budzi bowiem zupełnie inne emocje niż ten sprzed roku.


Udostępnij na Udostępnij na

Cel na nowy sezon jest jasny: powtórzenie sukcesu sprzed kilku miesięcy, czyli awans do górnej ósemki. Pytanie tylko, czy ekipa trenera Lavicki posiada przed pierwszą kolejką takie zasoby, jakie kibice wrocławian mogli zaobserwować rok temu. Tu pojawiają się wątpliwości. Bo o ile linia pomocy i ataku zostały odpowiednio wzmocnione, o tyle ta część układanki, która sprawiła Śląskowi największe problemy w rundzie postpandemicznej, przedstawia się mniej pewnie w porównaniu ze startem ubiegłorocznej kampanii. W końcu WKS był w czołówce zespołów, które straciły najwięcej bramek (17) po wznowieniu ligi, a jak pokazał mecz pucharowy z ŁKS-em, formacja defensywna nie wróciła do optymalnego poziomu.

Z jednej strony więc jest się czym ekscytować, bo letnie transfery Śląska wyglądają naprawdę obiecująco, ale z drugiej obawy są jak najbardziej wskazane. Dino Stiglec odniósł uraz mięśniowy, Wojciech Golla dopiero wraca po kontuzji na pełne obroty, a Mark Tamas z Israelem Puerto jeszcze stoją w kącie za swój imprezowy wybryk. Poza tym niewiadomą jest pozycja prawego obrońcy, gdzie trener Lavicka ma do dyspozycji elektrycznego Lubambo Musondę, chorowitego Guillerme Cotugno lub jeszcze niesprawdzonego w boju Patryka Janasika. Krótko mówiąc, w tej chwili (20 sierpnia) jedynym pewnym punktem na tyłach jest Matus Putnocky.

Krystyna Pączkowska/Slaskwroclaw.pl

Wobec takiej sytuacji teza brzmi następująco: Śląsk Wrocław z racji większych oczekiwań kibiców (i nie tylko) musi wywalczyć górną ósemkę, ale jak na razie nie zapowiada się, że będzie to proste zadanie. Poprzedni sezon był dużym krokiem naprzód i teraz każde potknięcie będzie krytykowane z podwójną mocą. Po działaniach klubu doskonale widać, w jakim kierunku podąża. Obecne okienko transferowe daje wyraźny sygnał, że włodarze WKS-u chcieliby na dłużej zagościć w czołówce ekstraklasy. Nie ma kalkulacji, jest patrzenie w górę. W takich okolicznościach nie ma miejsca na fiasko.

Przygotowania do sezonu

To miał być zwyczajny okres przygotowawczy przy Oporowskiej. I do pewnego momentu rzeczywiście nie wydarzyło się nic szczególnego. Ot, ciężkie treningi i jedna gra wewnętrzna. Aż do 16 sierpnia. Wtedy każdy kibic WKS-u mógł przekonać się na własne oczy, że ta ekipa nie jest jeszcze sklejona na grę w lidze. Porażka z ŁKS-em Łódź po rzutach karnych w Pucharze Polski była o tyle bolesna, że klub tym razem zamierzał potraktować te rozgrywki bardzo poważnie. Nie po macoszemu jak rok temu.

Niestety dla trenera Lavicki okazało się, że Musonda (o dziwo!) nie jest prawym obrońcą (sprokurowany karny), Dino Stiglec wciąż szuka formy z jesieni, a przemodelowana linia pomocy potrzebuje zgrania jak ryba wody. Czyli aspektu, którego nie było kiedy wypracować, co dawało się we znaki szczególnie w drugiej połowie spotkania, kiedy Śląsk Wrocław miał ogromny problem z kreowaniem akcji ofensywnych. Pomijając fakt porażki, do pozytywów z tego meczu można zaliczyć świetną formę Matusa Putnocky’ego, asystę Fabiana Piaseckiego (strzelcem Robert Pich) i wciąż nieodzowną rolę w zespole Piotra Celebana (gol w dogrywce na 2:1). Ogółem jednak przed startem ekstraklasy nastroje w Śląsku nie mogą być najlepsze.

Krystyna Pączkowska/ slaskwroclaw.pl

– Przygotowania były nieco niestandardowe, bo brakowało zawodników, którzy popełnili błąd, wybrali się do lokalu i to było ryzykowne zachowanie, dlatego nie trenowali z całą drużyną i nie mogli nam pomóc. To nasza wewnętrzna sprawa, którą na pewno załatwimy w swoim gronie drużyny. Przypadek koronawirusa to kłopot, mamy przez to trzech zawodników i trzech trenerów w kwarantannie, jednak mimo to przygotowaliśmy się do tego meczu naprawdę solidnie. Swoją szansę dostali inni zawodnicy, a mimo braku niektórych trenerów daliśmy radę zorganizować treningi i wyjazd na mecz. Choć oczywiste, że to niestandardowe, by działać w takim uszczuplonym gronie – powiedział po meczu Vitezslav Lavicka.

Tutaj dochodzimy do wydarzenia, które musiało w jakiś sposób zaburzyć przygotowania do sezonu. I cóż, nie chodzi przecież o to, żeby zaglądać, kto i gdzie pojawił się w czasie wolnym, ale jednak trudno się do tego nie odnieść akurat w tym przypadku. Erik Exposito, Mark Tamas i Israel Puerto – ta trójka jeszcze niedawno rzuciła światła reflektorów na Wrocław po swoim klubowym wybryku. Niepotrzebnym i infantylnym o tyle, że ważni piłkarze zostali odsunięci od zespołu. Ich występ w 1. kolejce ligowej to zagadka, bo po testach na obecność koronawirusa i obowiązkowej kwarantannie nie zostało im wiele treningów przed meczem z Piastem Gliwice.

Krystyna Pączkowska/ Slaskwroclaw.pl

Poza tym nie najlepiej mają się sprawy z kontuzjami. Okazuje się bowiem, że Guillerme Cotugno ma problemy ze zdrowiem (mięsień przywodziciela), Dino Stiglec doznał urazu w trakcie meczu z ŁKS-em (koniecznie zejście z boiska, mięsień czworogłowy), a jakby tego było mało, w międzyczasie Krzysztof Mączyński poddał się operacji (zabieg uszkodzonej łękotki). Operacji, która wyklucza kapitana Śląska Wrocław na miesiąc. Mówiąc wprost, mimo ciekawych transferów WKS przystępuje do sezonu ekstraklasy poważnie osłabiony na ważnych pozycjach. Absencja „Mąki” będzie tu aż nadto widoczna.

Transfery

Ten dział w przypadku Śląska Wrocław przedstawia się najbardziej okazale. Z jednej strony nic w tym dziwnego, bo WKS wzmocnił się uznanymi nazwiskami o mniejszej lub większej marce, a z drugiej zdecydowanie postawił na Polaków. Za to chwała się należy, choć nawet tak dobre okienko nie powinno sprawiać, że kibice stracą czujność. To wygląda naprawdę obiecująco, ale pamiętajmy, że nie każdemu piłkarzowi udaje się wskoczyć z poziomu 1. ligi do ekstraklasy. Takich piłkarzy w Śląsku pojawiło się czterech i mało prawdopodobne, że wypalą wszyscy. Zważywszy jednak na fakt, że mówimy o zawodnikach wyróżniających się nie tylko na tle swoich zespołów, lecz także ligi, można mieć nadzieję, że obecne lato transferowe przejdzie do historii jako jedne z najlepszych.

Tu nie ma żadnych wynalazków pokroju Filipa Markovicia, ale świeżo sprawdzone w boju opcje, które można było obserwować z perspektywy trybun co tydzień. Tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Może oprócz Waldemara Soboty będącego jednak wyjątkiem od reguły, ale akurat jego przybycie oznacza, że Śląsk Wrocław nie zamierza spuścić nogi z gazu. Do tego trzeba mieć solidnych graczy, a wiele wskazuje na to, że tych, po odejściu kilku kluczowych piłkarzy, WKS sobie zagwarantował. Kadra nie została jeszcze domknięta, drzwi obrotowe są otwarte zarówno w jedną, jak i drugą stronę, ale już śmiało można orzec, że Śląsk jest w topie transferowym ekstraklasy przed sezonem 2020/2021.

Pieniądze pozyskane z transferu Przemysława Płachety do Norwich City (ponad 3 mln euro) otworzyły dwie drogi. Pierwsza z nich poprowadziła do 1. ligi, na którą Dariusz Sztylka spojrzał zdecydowanie chętniej. W poszukiwaniu nie tylko dobrych piłkarzy na teraz, lecz także tych z potencjałem na kolejne milionowe transfery. Druga droga natomiast dotyczy sporego (w skali klubu) zarobku, który nie dość, że zasypał dziury finansowe powstałe w wyniku pandemii, to jeszcze umożliwił Śląskowi dokonanie aż tylu ruchów czy podpisanie nowych umów z zawodnikami. Jak na przykład z Robertem Pichem, którego przyszłość stała pod znakiem zapytania aż do początku sierpnia.

Kierunek, jaki obrał Śląsk Wrocław, jest godny pochwały o tyle, że w międzyczasie pożegnano się z piłkarzami, którzy albo przestali prosperować, albo byli zbyt dużym obciążeniem dla budżetu. Łącznie w świat wyszło siedem nazwisk, a dodając powrót z wypożyczenia Filipa Raicevicia – osiem. Jeżeli w Śląsku pojawi się zapowiadany przez włodarzy klubu skrzydłowy, słynny mechanizm drzwi obrotowych zachowa równowagę. Siedmiu poszło, siedmiu przyszło. Ta wymiana pozostaje niemal w wymiarze jeden do jednego, a wydaje się, że po małej rewolucji kadrowej WKS przystępuje do nowego sezonu z lepszą linią ataku i pomocy. A defensywa? Patrząc na papier, dużych zmian raczej nie zauważymy.

 

 

Z kronikarskiego obowiązku trzeba wymienić tych, których już w klubie nie ma: Przemysław Płacheta (35 meczów dla Śląska), Daniel Kajzer (jeden mecz), Mateusz Radecki (33 mecze), Łukasz Broź (40 meczów), Michał Chrapek (96 meczów), Kamil Dankowski (102 mecze), Filip Marković (20 mecze). Za niektórymi piłkarzami z tego grona raczej nikt nie płakać nie będzie. Gdyby jednak ktoś miał zostać we Wrocławiu z nowym kontraktem, żeby nadal wspomagać zespół (pomijamy nieuchronne odejście Płachety), mógłby to być zdrowy Łukasz Broź. Choćby na jeden, ostatni sezon.

Atut

Szczerze mówiąc, atutów Śląska nie da się podnieść z ziemi, ot tak. Nic nie nasuwa się samo i mocnej strony trzeba poszukać. Stąd zaryzykujemy i naszym zdaniem najmocniejsza karta w talii trenera Lavicki to w tej chwili napastnik. Fabian Piasecki, król strzelców 1. ligi (17 goli). Wybór dość nieoczywisty, ale mamy prawo wierzyć, że po nieudanych epizodach w Miedzi Legnica dla Fabiana nadszedł czas wyłącznie na falę wznoszącą. Co prawda skrzydłowego, który mógłby dogrywać 25-latkowi piłki na nos, już nie ma, ale wydaje się, że w taktyce czeskiego szkoleniowca polski napastnik odnajdzie się bardzo dobrze.

Zarówno on, jak i piłkarz za jego plecami, czyli Rafał Makowski. Wbrew temu, co widzieliśmy w ostatnim sezonie, upatrujemy największy atut właśnie w ofensywie. W kolejności Piasecki, Makowski, Praszelik. Nie zapominamy oczywiście o Robercie Pichu, ale wyróżnienie jego osoby to banał.

Niewiadoma – Śląsk Wrocław ma czułe punkty

Tutaj robią się schody, choć to zależy od tego, w jakiej perspektywie patrzymy na nadchodzący sezon Śląska. Jeśli na jego początek, cóż, wtedy trzeba powiedzieć sobie jasno, że ogromną niewiadomą jest formacja defensywna wraz z liderem linii pomocy. Jeśli natomiast sięgamy wzrokiem dalej, wydaje się, że największą zagadką jest tylko pozycja prawego obrońcy, na której Cotugno dotychczas nie wypalił, a Musonda wielokrotnie zawiódł. Jest się o co bać, drodzy kibice Śląska. Szczególnie w najbliższym czasie, szczególnie o defensywę, która może być daleka od monolitu, jaki stworzył trener Lavicka jeszcze przed kontuzją Wojciecha Golli. Na pomoc musi przyjść stara gwardia (Celeban, Pawelec), a to wróży więcej złego niż dobrego.

Trzy rzeczy, które wydarzą się w tym sezonie

1. Robert Pich będzie kluczową postacią zespołu. W klasyfikacji kanadyjskiej uzbiera 15 punktów

2. Śląsk Wrocław zakończy cały sezon na 7. miejscu w tabeli

3. Śląsk straci 45-50 bramek w 37 meczach

Krystyna Pączkowska

Ciekawostka – Śląsk Wrocław uczy się na błędach?

Co prawda okienko transferowe jeszcze się nie zamknęło, ale już teraz możemy powiedzieć, że letnie polowanie na rynku jest w przypadku Śląska najmniej okazałe od sezonu 2015/2016 (4). Przez kilka kolejnych lat do Wrocławia zjeżdżało średnio po 10 zawodników w trakcie letniego okresu przygotowawczego, natomiast dzisiaj jest tych nazwisk jedynie sześć. W porywach do siedmiu, jeśli zapowiadany skrzydłowy zostanie zakontraktowany. Być może to pokłosie mądrej polityki Dariusza Sztylki we współpracy z trenerem Lavicką, którzy wiedzą, że w stabilizacji na pewno nie pomaga tabun transferów, i to najczęściej z zagranicy.

Jedenastka

Poniższa jedenastka uwzględnia najmocniejsze możliwe zestawienie, nie skład na najbliższy mecz z Piastem Gliwice w 1. kolejce. Wyjątkiem jest tutaj Krzysztof Mączyński, którego absencja została dokładnie określona na jeden miesiąc. Stąd naturalnym zastępcą mianowaliśmy Jakuba Łabojkę. Mówiąc krótko, Śląsk Wrocław musi „łatać”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze