Sergio Canales. Kiedyś wielki talent, nadzieja hiszpańskiej piłki i zawodnik z potencjałem na gwiazdę światowego formatu. Dziś jego kariera stanęła na wybitnie szerokim zakręcie. Pomocnik Realu Madryt po raz trzeci w karierze zerwał więzadła krzyżowe w lewym kolanie.
Pomocnik w seniorskiej piłce zaistniał bardzo szybko, bo już w wieku siedemnastu lat zadebiutował w barwach Racingu Santander. Szansę dał mu ówczesny trener zespołu, Juan Carlos Mandia, w meczu na arenie międzynarodowej przeciwko fińskiej FC Honka. Na hiszpańskie ligowe boiska wybiegł miesiąc później.
Głośno o Canalesie zrobiło się po tym, jak najpierw strzelił dwa gole z Espanyolem, walnie przyczyniając się do wygranej z Espanyolem 4:0, a później kiedy zapewnił zwycięstwo dwoma golami w spotkaniu z Sevillą. Jego kariera powoli nabierała rozpędu. Młody pomocnik z meczu na mecz grał coraz to lepiej, kiedy pojawiła się wymarzona propozycja kontraktu z Realu Madryt. „Królewscy” wyłożyli na stół 5 milionów euro i transfer wreszcie stał się faktem.
Kibice pokładali w nowym piłkarzu spore nadzieje, bo o przeciętnego piłkarza nie biją się przecież takie marki, jak: AC Milan, Manchester United, Chelsea Londyn czy ligowy rywal, FC Barcelona. Sam Alex Ferguson opowiadał, że gdyby Canales trafił pod jego skrzydła, zrobiłby z niego drugiego Cristiano Ronaldo.
Wtedy coś stanęło. Zagrał tylko w dziesięciu meczach, częściej oglądał spotkania z ławki, aniżeli biegał po boisku w białych barwach madryckiej drużyny. Trafił na wypożyczenie do Valencii, zdążył pograć w kilkunastu meczach i załapał kontuzję, która znacznie zahamowała jego rozwój. Zerwanie więzadeł krzyżowych wykluczyło go z treningów na ponad pół roku. Powrócił do pełnej sprawności, nadszedł mecz w półfinale Ligi Europy i ponownie ten sam uraz i kolejna długa przerwa w grze.
Valencia zdecydowała się na wykup Canalesa z klauzulą minimalnej kwoty sprzedaży wynoszącą około 15 milionów euro. Nie błyszczał już jednak tak, jak się po nim spodziewano, i lekką ręką oddano go do Realu Sociedad za 3,5 miliona euro. Opisywany talent miał już wtedy 23 lata.
W barwach nowego klubu zagrał w 77 meczach, strzelił w nich siedem goli i zaliczył osiem asyst. Wydawało się, że wraca na swoje dawne tory. Wydawało, bo los znów o sobie przypomniał. Canales podczas ostatniego meczu z Realem Madryt doznał kontuzji, a jak wykazały badania, ponownie było to pechowe więzadło krzyżowe. Czeka go kolejna długa przerwa i kolejny żmudny proces powrotu do zdrowia. Życzę mu tego, aby powrócił jak najszybciej. Hiszpańska piłka czeka.
"złamał więzadła krzyżowe w lewym kolanie " z tego co wiem to wiezadla mozna zerwac ;d