Sen o zjednoczeniu, czyli kibicujmy naszym drużynom tak jak reprezentacji! (FELIETON)


Polskie drużyny zaczynają eliminacje do europejskich pucharów

10 lipca 2019 Sen o zjednoczeniu, czyli kibicujmy naszym drużynom tak jak reprezentacji! (FELIETON)

Ależ byłoby pięknie, gdybyśmy mecze polskich drużyn w europejskich pucharach traktowali jak mecze reprezentacji. Niestety rzeczywistość jest taka, że najzwyczajniej w świecie nie chcemy się zjednoczyć. Mimo tego, że wielokrotnie już pokazywaliśmy, że jednoczyć się umiemy. 


Udostępnij na Udostępnij na

Barwy klubowe zawsze są najważniejsze. Polski kibic swój ukochany klub kocha nad życie, a może nawet i oddałby za niego życie. I nikt nie ma nic przeciwko. Piękne są formułki typu „od kołyski, aż po grób” używane, aby oddać faktyczne przywiązanie kibica do swoich ulubieńców, którzy każdą chwile spędzoną na murawie wykorzystują do tego, by dać radość swoim fanom.

Fanatyzm – w dobrym tego słowa znaczeniu – jest bardzo dobry. Nie tylko w futbolu, ale ogólnie w sporcie czy życiu. Jednak czasami zapominamy o tym, że nasz kraj reprezentują też inne drużyny. Nie inaczej jest w eliminacjach do europejskich pucharów.

I tak co roku można spotkać się z narracją typu „Oby ci Luksemburczycy znów skopali tyłki tej Legii”, „Piast nie ma po co tam jechać, przecież wiadomo, że dostaną baty”, „Cracovia? Szkoda pieniędzy na lot”… 

Co roku to samo. Nie jesteśmy w stanie pojąć tego, że Legia jest jednym z najlepszych polskich klubów i tak samo jak dzisiaj Piast, Lechia czy Cracovia, będzie reprezentować nasz kraj na arenie międzynarodowej. Zamiast kibicowania, wydaje się, że większość „kibiców” woli obejrzeć porażkę najlepszych polskich drużyn zeszłego sezonu np. z mistrzem Białorusi.

Mecze reprezentacyjne przykładem

To, że potrafimy się jednoczyć, pokazaliśmy już wielokrotnie na meczach reprezentacji. Chyba każdy z nas pamięta – a nie trzeba szukać daleko – mecz z Austrią w Wiedniu. Mecz wyjazdowy w stolicy rywala, a z trybun słychać jedynie polskich kibiców. I to nic, że na murawie występowali piłkarze z różnych klubów w tym z przeszłością w znienawidzonej przez wszystkich Polaków Legii Warszawa. 

Każdy z nas się cieszył, kiedy kapitalne zawody rozgrywali w środku pola Dziczek i Żurkowski w reprezentacji do lat 21. A warto dodać, że obaj panowie grają w dwóch, niezbyt lubiących się, śląskich klubach. Ale przecież to reprezentacja, a tam trzeba się „zjednoczyć”.

I jakie to ma znaczenie? Jak przychodzi co do czego, to rozumiemy, że należy kibicować ponad podziałami. Wyjątek stanowią oczywiście europejskie puchary. Bo jak już wspomniano, społeczeństwo byłoby o wiele bardziej ukontentowane po sromotnej klęsce Piasta czy Legii. 

Być może zmieniłoby się to, gdybyśmy w Europie odnosili sukcesy. Gdybyśmy nie musieli jechać na drugi koniec Starego Kontynentu z negatywnym nastawieniem. Jednak, jak przystało na piłkarski naród, którym oczywiście jesteśmy, chyba zdajemy sobie sprawę z tego, że poziom naszej ligi nie jest najwyższy. Na sukcesy naszych klubów za granicą będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.

I tutaj nic nie staje na przeszkodzie, byśmy wszyscy razem, nasze najlepsze drużyny wspierali. Ta olbrzymia presja, którą tworzą kibice, chcąc ujrzeć porażki swojego rywala, który ma szansę pokazać się w Europie, mogłaby ulecieć. To brzmi głupio, ale jak lecisz na mecz z myślą, że połowa twojego kraju po prostu życzy ci porażki, to bardzo trudno jest wtedy rozegrać dobry mecz. 

Jak dziecko. Po prostu jak dziecko…

Osobiście ja zawsze tak mam, że kibicuje naszym. Jak dziecko, kiedy nadchodzi dzień meczu, jestem zawsze podekscytowany i mam ogromną nadzieję, że odniesiemy sukces. Nieważne czy jest to mecz klubowy, czy reprezentacyjny. I nieważne czy gra moja ulubiona drużyna, czy nawet największy rywal, którego – szczerze mówiąc – nie mam.

Wszyscy chyba doskonale pamiętają remis Legii z jednym z najlepszych (jeśli nie najlepszym) klubem piłkarskim na świecie – Realem Madryt. Wówczas ja, wielki fan Realu, który kilka razy miał nawet okazję pisać list do ukochanego klubu, kibicowałem Legii. Nie dlatego, że jest ona słabszą drużyną, ale dlatego, że jest polską drużyną. Jeśli ktoś wówczas nie zdenerwował się, kiedy podopieczni Zinedine’a Zidane’a zremisowali, to najprawdopodobniej nie ma serca. Albo kłamie, że nie poczuł wściekłości.

Oczywiście w każdym z nas drzemie coś w rodzaju sympatii do słabszego. Zawsze jak oglądamy mecz, w którym gra gigant pokroju Chelsea Londyn z jakąś mało znaną drużyną, większość z nas kibicuje tej słabszej. Zupełnie jak w przykładzie Profesora z serialu „La Casa de Papel”. Kiedy Kamerun gra z Brazylią, wiemy, że piłkarze z Ameryki Łacińskiej powinni gładko wygrać. Jednak i tak sercem będziemy za słabszym Kamerunem.

Jednak kiedy gra przedstawiciel naszego kraju, to nie powinno być tak, że kibicujemy tej słabszej, nikomu nie znanej drużynie. W końcu każdy z nas chciałby, aby poziom naszej ekstraklasy wzrósł. Może nasza rodzima liga nigdy nie będzie taka jak Premier League, ale Serie A jak najbardziej.

Natomiast, aby tak się stało, nasze drużyny muszą osiągać dobre wyniki na arenie międzynarodowej. 

A bez naszego wsparcia, to jest niemożliwe…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze