Awans zespołu Legii Warszawa do fazy grupowej Ligi Europy to niewątpliwie wielki sukces całej drużyny. Niemniej jednak na szczególną uwagę zasługuje postać trenera "Wojskowych” Czesława Michniewicza. Trenera, który z ubogą jak na poziom europejski kadrą – zarówno jeśli chodzi o jakość, jak i ilość zawodników – osiągnął duży sukces.
Czesław Michniewicz wykonał w Legii Warszawa bardzo dużo bardzo ciężkiej pracy, aby dojść do tego momentu, w którym są on i klub. Liga Europy to spełnienie przynajmniej połowy celów na pracę w Warszawie, którą rozpoczynał niejako jako strażak po Aleksandrze Vukoviciu i fatalnym początku sezonu i eliminacji do europejskich pucharów. I tak jak zastał pożar, przychodząc na Łazienkowską, tak wraz z następnymi tygodniami i miesiącami wybuchały mu kolejne. Czy to jeśli chodzi m.in. o pozycję młodzieżowca, kontuzje czy brak transferów. Zawsze jednak taki płomień udawało się zgasić albo przekuć w jeszcze większy ogień do pracy. To ostatecznie przyniosło efekt i korzyści, zarówno te finansowe, jak i sportowe. Bo wraz z awansem do Ligi Europy Czesław Michniewicz położył i otworzył na biurku prezesa walizkę z dużą sumą pieniędzy. Mówiąc przy tym jednocześnie: ja swoje zrobiłem, teraz ty zrób transfery, aby w zimie była kolejna taka walizka.
Czesiu Michniewicz, jak MacGyver. Na drzwiach do stodoły wleciał do Ligi Europy. Gratulacje!
— Piotr Wołosik (@PiotrWolosik) August 26, 2021
Sen o Europie
Długie i niezwykle kosztowne dla zawodników Legii eliminacje do europejskich pucharów zostały zwieńczone sukcesem. Bo za taki bez wątpienia trzeba uznać awans klubu ze stolicy do fazy grupowej Ligi Europy. Nie byłoby jednak tego awansu, gdyby nie trener Michniewicz, który był pozostawiony sam sobie z walką o Europę. Bo trzeba powiedzieć wprost, że władze klubu nie stworzyły warunków do tego, aby grać w tych rozgrywkach europejskich, nie mówiąc już o Lidze Mistrzów. Wystarczy powiedzieć, że w meczu ze Slavią za kontuzjowanego Andre Martinsa musiał wejść napastnik, bo w kadrze znajduje się dwóch nominalnych środkowych pomocników. A na pozycji wahadłowego zagrał nominalny środkowy obrońca, ponieważ władze klubu nie dały rady wynegocjować, mówiąc kolokwialnie, przekazania Juranovicia kilkanaście godzin później. Jednak nawet pomimo problemów kadrowych udało się Legii Warszawa ograć na papierze lepszego rywala i awansować do europejskich pucharów.
Brawo Legia, brawo Emreli, brawo Boruc. Ale przede wszystkim brawo Michniewicz, wielka w tym sukcesie rola trenera. Ze średniego w skali europejskiej potencjału kadrowego CM zrobił coś wielkiego, ale on to potrafi nie od dziś. 👏
To będą piękne czwartki z #EuropaLeague!#LEGSLA
— Jakub Fudali (@Jakub_Fudali) August 26, 2021
Atut? Michniewicz
Jeśli więc wskazać największy atut klubu z Łazienkowskiej w Lidze Europy, to zdecydowanie byłby to trener Michniewicz. Nie tyle przez fakt, że nie ma innych ważnych elementów tej układanki pod tytułem Legia Warszawa. A przez to, że z dostępnych zawodników nikt nie stworzyłby nic lepszego, a można nawet zaryzykować, że nic równorzędnego do tego, co zrobił były trener reprezentacji U-20 w Legii. Bo dużym osiągnięciem jest wywalczenie z Mateuszem Hołownią czy zaawansowanym już wiekowo Arturem Jędrzejczykiem na wahadle awansu do takich rozgrywek. A jeszcze większym jest fakt uczynienia z Mateusza Wieteski jednego z najlepszych stoperów ligi i fundamentu defensywy drużyny.
Sama droga do awansu nie była może niezwykle trudna i wymagająca. Na pierwszy rzut mistrz Norwegii – Bodo/Glimt. Następnie mistrz Estonii – Flora Tallinn. I tak naprawdę dopiero w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów pojawił się wymagający przeciwnik – Dinamo Zagrzeb. Niemniej już po meczach z dwoma pierwszymi rywalami Legia zapewniła sobie awans do Conference League. I choć dla niektórych to „puchar pasztetowej”, to dla polskiego klubu trzeba uznać za sukces zakwalifikowanie się do tych rozgrywek. A fakt, że udało zapewnić sobie szybko występy w tych najniższych rangą rozgrywkach, to bez wątpienia zasługa trenera. Pamiętamy wszyscy przecież, jak poprzedni szkoleniowcy kompromitowali się w meczach początkowych rund eliminacji europejskich pucharów. A tym razem jednak było zupełnie inaczej, bo Legia, nawet gdy przegrywała, to wstydu nie zostawiała.
Sen o Warszawie
Przygoda Czesława Michniewicza w Legii nie rozpoczęła się najlepiej. Zastępując Aleksandara Vukovicia już po starcie rozgrywek, musiał poukładać zespół po swojemu w bardzo krótkim czasie. Na początku co prawda była wygrana z FC Drita 2:0, ale już w następnej rundzie prowadzona przez niego drużyna doznała sromotnej porażki 0:3 z Qarabachem. Niemniej od tego momentu Legia Michniewicza zaczęła rosnąć. Z każdym kolejnym meczem zespół prezentował się coraz lepiej i zaczął regularnie punktować. Dość powiedzieć, że jedyne dwie porażki w lidze w poprzednim sezonie Legia ponosiła z beniaminkami – Stalą Mielec i Podbeskidziem Bielsko-Biała.
Jednak zdecydowanie kluczowym momentem poprzedniej kampanii, ale i całej dotychczasowej przygody trenera Michniewicza była zmiana ustawienia. Z systemu 1-4-1-4-1 „Wojskowi” przeszli na ustawienie z trójką stoperów. Zmiana ta jednak nie była raczej podyktowana głębokim przekonaniem szkoleniowca do tej formacji, lecz ówczesnymi możliwościami warszawiaków. Bo Legia miała piłkarzy skrojonych wprost na grę w takim systemie taktycznym. Udowadniała to wraz z każdym kolejnym meczem. Aż do tego stopnia, że uznawana była za najlepszą drużynę grającą w taki sposób. Lepszą nawet od Rakowa Marka Papszuna, a to znaczyło bardzo dużo.
Jeszcze jeden sen
Czesława Michniewicza i Legię czeka kolejne trudne zadanie – faza grupowa Ligi Europy. A w niej legioniści trafią na zespoły co najmniej o klasę lepsze od siebie. Niemniej to właśnie z takimi Legii Michniewicza gra się najlepiej. To na mecze z rywalami z wyższej półki szkoleniowiec warszawiaków potrafi przygotować swój zespół wręcz idealnie, zaskoczyć taktyką i pomysłem na mecz. Tak bez wątpienia było z Slavią czy wcześniej chociażby w wyjazdowym meczu z Dinamem Zagrzeb. I tak może być w następnych meczach. Choć oczywiście będzie jeszcze trudniej niż w eliminacjach, bo stołeczny klub ma duże braki, jeśli chodzi o jakość m.in. ławki rezerwowych.
Kadra zespołu, mówiąc krótko, i wprost jest za słaba na to, aby rywalizować na odpowiednim poziomie w fazie grupowej i połączyć to z grą w polskiej ekstraklasie. Zachowując przy tym odpowiedni, wysoki poziom. Bez wzmocnień i odpowiedniego poszerzenia ławki rezerwowych nie ma czego szukać w Europie. A w dodatku można nabawić się problemów w ekstraklasie, czego najlepszym przykładem był rok temu Lech Poznań. Wystarczy tylko wymienić, że do gry na dwóch frontach w Warszawie potrzeba co najmniej jednego wahadłowego i pary środkowych pomocników. A to tak naprawdę tylko wzmocnienia na już, na teraz.
https://twitter.com/majkel1999/status/1430997249560096774?s=20
***
O Czesławie Michniewiczu można mówić bardzo dużo. Zarówno jeśli chodzi o sprawy czysto sportowe, jak i te trochę okołopiłkarskie. Niemniej w każdym klubie, w którym pracował, wykonywał on kawał dobrej, a nawet bardzo dobrej roboty. Nieważne, czy to była walka o najwyższe cele, czy szaleńcza ucieczka przed spadkiem. Zawsze był i jest symbolem pracowitości i zaangażowania. I za to szkoleniowiec szanowany jest wszędzie tam, gdzie do tej pory pracował. Od Poznania, przez Bielsko-Białą aż teraz po Warszawę. Co więcej, niezależnie od miejsca pracy zawsze, mówiąc kolokwialnie, robił wyniki. Mistrzostwo z Zagłębiem Lubin, Puchar Polski z Lechem, utrzymanie z Podbeskidziem czy teraz sukcesy z Legią. Praktycznie z każdą drużyną, z którą pracował, coś osiągnął, a nigdy drogi do sukcesu nie miał łatwej.