Sassuolo to jedna z najciekawszych ekip grających na Półwyspie Apenińskim. Drużyna z regionu Emilia-Romania napędzana jest przez spółkę Mapei, która zajmuje się produkcją chemii budowlanej. Spółkę, na której czele do niedawna stał zmarły kilka miesięcy temu właściciel Sassuolo Giorgio Squinzi. To dzięki niemu "Neroverdi" rozwinęli się do tego stopnia, że ze skromnego klubu balansującego między Serie B a Serie C przeobrazili się w poważnego włoskiego gracza.
Szybko kupili oni serca wielu postronnych sympatyków włoskiego futbolu. Wraz z Eusebio Di Francesco udało im się sukcesywnie stawiać kolejne kroki na włoskim podwórku, prezentując przy okazji ciekawy pomysł na grę w piłkę. Taktycy mieliby wielkie pole do analizy, oglądając ówczesne Sassuolo. Nawet doszło do tego, że w sezonie 2015/2016 zespół zajął szóste miejsce w ligowej tabeli, wyprzedzając między innymi Milan i Lazio. Ów rezultat dał mu możliwość przystąpienia do kwalifikacji o możliwość grania w Lidze Europy. Najpierw pewnie pokonał w III rundzie FC Luzern 4:1 w dwumeczu, a następnie tym samym rezultatem pokonał Crvenę Zvezdę. Jednak faza grupowa nie była taką sielanką. W sześciu meczach Sassuolo zgarnęło tylko pięć punktów i zakończyło fazę grupową na ostatnim miejscu w grupie F.
Niestety, tamte czasy to już przeszłość dla „Neroverdich”. Kampania 2015/2016 pobudziła apetyty fanów, którzy liczyli, że Sassuolo na stałe się rozgości w strefie europejskich pucharów. Natomiast rzeczywistość szybko sprowadziła ich na ziemię. Kolejne trzy sezony to dwa razy 11. i raz 10. miejsce w ligowej tabeli na koniec sezonu. Dodatkowo obecne rozgrywki są potwierdzeniem stagnacji i braku widocznego postępu „Zielono-czarnych”. Po 17 kolejkach mają na koncie 8 porażek i 19 z 51 możliwych do zdobycia punktów. Tracą oni na półmetku sezonu aż 10 oczek do 6. Cagliari i 6 do będącej lokatę niżej Parmy. Słabość Milanu i Napoli mogła się okazać siłą Sassuolo i efektywnym sposobem na zaatakowanie europejskich pucharów. Jednak piłkarze z tego nie korzystają i bliżej jest im do strefy spadkowej niż pucharowej. Gdzie leży problem Sassuolo?
Roberto De Zerbi – fachowiec czy nowy Aurelio Andreazzoli?
Roberto De Zerbi to obecnie jedno z najgorętszych nazwisk na włoskim rynku trenerskim. Ten zaledwie 40-letni szkoleniowiec swego czasu był uznawany za wielki talent i nadzieję włoskiego futbolu. Jednak młodego De Zerbiego ograniczały liczne kontuzje, przez które Roberto się tułał po klubach nieproporcjonalnych do jego piłkarskiego potencjału. Jego licznik meczów w Serie A w roli piłkarza zatrzymał się tylko na trzech występach. Natomiast ten niespełniony piłkarsko Włoch postanowił osiągnąć szczyt jako szkoleniowiec. W tej roli odnajduje się on znacznie lepiej.
Chociaż początki na to nie wskazywały, Roberto został szkoleniowcem na poziomie Serie A. Jego pierwszym poważniejszym klubem była Foggia. Tam przez dwa lata osiągał bardzo dobre rezultaty i w ich efekcie został on zwerbowany przez grające w elicie Palermo. Niestety, jego przygoda z klubem z Sycylii okazała się wielkim zawodem. Po niespełna trzech miesiącach bez żalu go pożegnano, a sam De Zerbi pogrążył klub i swą karierę w kryzysie. W 12 meczach jego Palermo zdobyło pięć punktów, wygrało tylko raz. Nic dziwnego, że tak szybko się z nim rozstano.
Na kolejną szansę czekał ponad rok. Wówczas pomocną dłoń wyciągnęło do niego zeropunktowe Benevento. Po dziesięciu kolejkach miało ono na koncie dziesięć porażek. Co prawda De Zerbi wraz z beniaminkiem spadł z ligi, jednak udało mu się wprowadzić atrakcyjny futbol, który przykuł uwagę włodarzy Sassuolo. Ci dali mu kolejną szansę w Serie A. W „Zielono-czarnych” również udało mu się wprowadzić ofensywny futbol przyciągający kibiców. Jego ekipa w kampanii 2018/2019 zajęła 11. lokatę, z dala od strefy spadkowej. De Zerbim zainteresowane były wielkie firmy wierzące w jego środki. Szkoleniowca łączyło się z Lazio, Milanem i Romą, a nawet niektóre media mówiły o zainteresowaniu Juventusu. Jednak ku zaskoczeniu wszystkich Roberto pozostał na Mapei Stadium, chcąc zbudować wielkie Sassuolo.
Skarb Kibica Serie A: US Sassuolo Calcio – wyrwać się z dolnej połowy tabeli
Włodarze liczyli na kolejny skok do przodu i dobicie do włoskiej czołówki. Do klubu sprowadzono kilka ciekawych nazwisk, jak: Pedro Obiang, Jeremy Toljan czy Francesco Caputo, oraz co najważniejsze – zatrzymano Domenico Berardiego. Niestety, trudno mówić o jakimkolwiek progresie. Mimo zachowania ładnego stylu gry wciąż nie przekłada się to na większą liczbę oczek w ligowej tabeli. De Zerbiego stawiano w jednym szeregu z największymi trenerami na włoskim rynku, a tymczasem można odnieść wrażenie, że zamiast nowego Sarriego mamy do czynienia z nowym Andreazzolim. Roberto podobnie jak Aurelio potrafi wnieść do zespołu ciekawy i atrakcyjny styl, jednak wciąż nie udowodnił, że potrafi on rozwijać graczy i wznosić ich na jeszcze wyższy poziom. Klub dopadła stagnacja i sam De Zerbi nie wzbudza już takiego zainteresowania jak w okolicach letniego mercato.
Defensywa już w zeszłym sezonie była przez wielu wskazywana jako pięta achillesowa „Neroverdich”. Jednak mimo letnich transferów ten problem zdaje się z każdym meczem pogłębiać. Roberto De Zerbi nie potrafi znaleźć złotego środka i idealnego balansu między obroną a atakiem. Najlepiej o tym świadczą rotacje w formacji defensywnej. Jedynie Marlon i Toljan przekroczyli w tym sezonie barierę 1000 minut, a reszta nie może liczyć na regularną grę. De Zerbi zmienia obrońców jak rękawiczki i to także wpływa na postawę obrony Sassuolo.
Sassuolo kuźnią ciekawych piłkarzy
Jednak czy drużyna ze środka tabeli ma w swoim składzie piłkarzy wartych uwagi? Oczywiście, że tak! „Zielono-czarni” od kilku lat słyną z wypuszczania w świat naprawdę ciekawych piłkarzy. To właśnie tam szlifują się dobrzy piłkarze przed wejściem na kolejny poziom. Przykładem takiego gracza jest Lorenzo Pellegrini. Włoch, mając zaledwie 19 lat na karku, rządził i dzielił w drugiej linii „Neroverdich”, a obecnie wyrasta na jednego z najlepszych pomocników na świecie.
Jednym z zawodników wartych uwagi jest Jeremie Boga. Reprezentant WKS w tym sezonie jako jeden z nielicznych zanotował widoczny gołym okiem progres. Boga dotychczas był iworyjskim Miłoszem Przybeckim. Zawodnik miał niesamowity gaz, jednak był to jego jedyny piłkarski atut. Założone klapki na oczy i byle przed siebie jak Forest Gump. Jednak De Zerbi zmienił nastawienie zawodnika i teraz wnosi on wiele pozytywnego do gry drużyny z prowincji Modena. Powinien on być łakomym kąskiem w letnim okienku transferowym.
Players to have attempted 100+ dribbles in Europe's top five leagues this season:
128 • 🇨🇮 Wilfried Zaha
108 • 🇲🇱 Adama Traoré (23)
106 • 🇩🇿 Youcef Atal (23)
100 • 🇨🇮 Jérémie Boga (22)
100 • 🇦🇷 Ángel Di MaríaZoomers. pic.twitter.com/KbmePHebcE
— SCOUTED (@scoutedftbl) December 26, 2019
Równie ciekawym zawodnikiem jest rodak Bogi, Hamed Junior Traore. Zawodnik z rocznika 2000 już pod koniec zeszłego sezonu w barwach Empoli pokazywał, na co go stać. Teraz jednak mimo tego, że nie jest piłkarzem pierwszego składu, jest wartością dodaną „Zielono-czarnych”. Co ciekawe, jest to jeden z dwóch zawodników urodzonych po 2000 roku, którzy brali udział w co najmniej czterech zdobytych bramkach w dwóch ostatnich sezonach. Drugim piłkarzem z takim osiągnięciem jest Jadon Sancho.
2 – Only two players among the top-5 European Leagues, born after 1/1/2000, have been directly involved in 4+ goals in the both last two seasons: Hamed Junior #Traore and Jadon Sancho. Future.#SassuoloNapoli pic.twitter.com/VLBb3YONnI
— OptaPaolo (@OptaPaolo) December 22, 2019
Kolejnym piłkarzem, który ze względu na wiek nie ma co liczyć na podbijanie Europy, ale zasługuje na trochę atencji, jest Francesco Caputo. 32-letni Włoch w obecnej kampanii jest najlepszym strzelcem „Neroverdich” i ma on na koncie już osiem trafień. Caputo może i nie jest piłkarzem, który w trakcie meczu rzuca się w oczy, lecz jest do bólu skuteczny. Potrafi on wykorzystać każdą piłkę, która mu trafi pod nogi, i zamienić każdą sytuację na bramkę. Francesco jednak już w zeszłym sezonie pokazał, że grać w piłkę on umie, strzelił bowiem 16 goli w spadkowiczu z Empoli. Jedynie Fabio Quagliarella był skuteczniejszym od niego Włochem w zeszłym sezonie na Półwyspie Apenińskim.
Ofensywny futbol gubi Sassuolo?
Czy właśnie momentami skrajnie ofensywny styl gry nie gubi Sassuolo? Czy Roberto De Zerbi jednak nie powinien się skupić na spajaniu formacji defensywnej i stworzeniu z niej solidnego bloku nie do ruszenia? Problem jest widoczny gołym okiem i po spotkaniu z Napoli włoski szkoleniowiec stanął w ogniu pytań dziennikarzy. Jak odpowiedział na pytania dotyczące gry defensywnej „Neroverdich”?
– Musimy być bardziej cyniczni, ponieważ nie możemy wciąż grać tak dobrze i kończyć z pustymi rękami. Musieliśmy zagrać perfekcyjnie, aby pokonać Napoli, i tak było w pierwszej połowie. Ważne jest, aby zachować koncentrację do samego końca, odciąć drogi podania i uszczelnić luki. Nie wiem, czy niektórych ludzi obchodzi różnica między wygraną i remisem bądź remisem a porażką. Jednak jeżeli nas nie obchodzi wynik końcowy, jesteśmy w złym biznesie. Pamiętajmy, że styl gry jest sposobem na uzyskanie wyniku. Jeżeli wynik końcowy jest negatywny, to jest to daremne – mówił pełen emocji po meczu Roberto De Zerbi.
Jak można wywnioskować z wypowiedzi trenera, sam De Zerbi widzi problem właśnie w obronie. Atak funkcjonuje bardzo dobrze. W końcu Sassuolo jest jedną z najlepszych i najbardziej bramkostrzelnych ofensyw w lidze. Jednak defensywa i jej elektryczność są aż nadto widoczne. Roberto wraz z zarządem Sassuolo w najbliższych miesiącach będzie musiał intensywnie popracować nad poprawą gry obronnej. Właśnie tego brakuje „Zielono-czarnym” do wejścia na jeszcze wyższy poziom. Kto wie, może nawet i powalczenia o puchary?