Samu Corral: „Klub przez cały czas kontuzji mnie wspierał i nigdy nie wywierał żadnej presji” (WYWIAD)


Hiszpański napastnik ŁKS-u odsłania kulisy długiej kontuzji, mówi o kryzysie "Rycerzy Wiosny" i swojej adaptacji w zupełnie nowych warunkach

9 października 2021 Samu Corral: „Klub przez cały czas kontuzji mnie wspierał i nigdy nie wywierał żadnej presji” (WYWIAD)
ŁKS Łódź/Cyfrasport

Przyszedł zbawić ofensywę ŁKS-u, a z fali wznoszącej zrzuciła go kontuzja, przez którą musiał pauzować niespełna rok. Samu Corral, który po 10 miesiącach bez gry wrócił na boisko przy alei Unii 2, opowiedział o tym, jak zniósł okres długiej rekonwalescencji, dlaczego nie widzi nic złego w pójściu po meczu na miasto, jak zapatruje się na bardzo trudną rywalizację o miejsce w jedenastce i czemu jego syn lepiej od niego komunikuje się w języku polskim...


Udostępnij na Udostępnij na

Jakie to uczucie wrócić do gry po takim czasie?

Świetne. Przez ten ostatni tydzień byłem przygotowywany do gry, ale nie wiedziałem, czy zdążę być w pełni gotowy, aby już wejść na boisko. Co prawda pojawiłem się na nim przy słabym wyniku, którego niestety nie udało się odwrócić, ale cieszyłem się, że po takim czasie mogłem w końcu wrócić.

Odliczałeś dni do powrotu?

Wiem, że byłem poza grą dokładnie 10 miesięcy – od 1 grudnia do 1 października.

303 dni. Dla piłkarza czas niewyobrażalny.

Jeśli chodzi o moją karierę jako piłkarza, to był to zdecydowanie jeden z trudniejszych okresów w moim życiu. Miałem jednak to szczęście, że klub przez cały ten czas mnie wspierał i nigdy nie wywierał na mnie żadnej presji. A znam zawodników, którzy tego wsparcia w chwilach kontuzji nie otrzymywali. Wtedy na pewno miałbym znacznie większy problem. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie być tak długo poza grą. Oczywiście miałem momenty, gdy źle to znosiłem, ale mając wsparcie ze strony klubu oraz najbliższych i rodzinę blisko siebie, byłem w stanie sobie z tym poradzić.

A miałeś kiedykolwiek wcześniej podobnie poważną kontuzję?

Nie. Miałem pojedyncze operacje, ale przerwa po nich nie trwała dłużej niż dwa czy trzy miesiące.

Jak zareagowałeś na diagnozę o Twojej kontuzji?

Pamiętam, że się rozpłakałem. Na początku uraz złapałem jeszcze w listopadzie, ale w grudniu byłem w stanie dalej grać. W Turcji [ŁKS wyjechał tam pod koniec stycznia 2021 roku na obóz do Side – przyp.aut.] okazało się, że nie mogę normalnie trenować, bo ciągle czułem ból, więc zdecydowaliśmy, że potrzebna będzie operacja, której poddałem się w lutym. Gdy lekarze sprawdzali kolano, okazało się, że problem jest nie tylko z łąkotką, ale też ze ścięgnem krzyżowym. Wtedy też podczas operacji zostałem uświadomiony, jaka jest sytuacja i było to dla mnie trudne.

ŁKS Łódź/Cyfrasport

 

A jak sobie radziłeś w tym czasie rehabilitacji?

Było mi trudno przede wszystkim w dni meczowe, widząc moich kolegów z drużyny i wiedząc, że nie mogę grać i im pomóc. Cieszyłem się oczywiście ze zwycięstw, ale wewnętrznie byłem, hm… Może nie tyle wkurzony, co po prostu smutny, że nie ma mnie z nimi na boisku. Widziałem ich wszystkich w koszulkach meczowych i trudno mi było patrzeć na to z boku. Koniec końców nie było jednak aż tak źle. Przez pierwsze trzy miesiące co prawda byłem w zasadzie przytwierdzony do fotela, moja partnerka musiała przynosić mi jedzenie, prawie wszystko było za mnie robione.

W gruncie rzeczy całkiem wygodne.

Tak, tak (śmiech). Byłoby mi znacznie trudniej, jeśli nie otrzymywałbym wynagrodzenia, wyrzuciliby mnie z drużyny i zostałbym z niczym, będąc kontuzjowanym. Nie masz wtedy nawet za co dać jeść swoim dzieciom. Na szczęście jednak taka sytuacja nie miała miejsca, nie było żadnych problemów, więc mogłem w spokoju skupić się na powrocie do zdrowia.

Wyjątkowo ważna musiała być wtedy ta pomoc, którą otrzymałeś od klubu.

Jasne. Nigdy nie otrzymałem żadnej wiadomości z klubu w stylu „masz wrócić jak najszybciej” czy „w tym miesiącu musisz być już gotowy”. Cały czas dostawałem wsparcie, więc naprawdę nie było żadnych problemów.

Ile czasu minęło zanim mogłeś zacząć z powrotem trenować?

Hm, zacząłem z powrotem trenować mniej więcej dwa miesiące temu. Na obozie pomału już przyzwyczajałem się do kontaktu z piłką i stopniowo trenowałem z większą intensywnością.

Musiałeś znaleźć sobie jakieś nowe hobby na ten czas bycia poza treningami?

W zasadzie nie. Mając obok siebie cały czas dziecko i partnerkę, zdecydowanie jest co robić. Ale bardzo lubię grać na PlayStation, więc spędzałem też trochę więcej czasu wtedy w ten sposób. Uczyłem się też języka, więc nie narzekałem na brak zajęć.

Grasz z Antonio? Mówił mi, że dużo gra. 

Tak, tak, gramy ze sobą od czasu do czasu. Kupiłem ostatnio FIFĘ, ale gramy głównie w Call of Duty.

Gdy zagrałeś swój ostatni mecz przed kontuzją (3:4 z Miedzią Legnica) Twoim w zasadzie jedynym rywalem w ataku był Łukasz Sekulski. Wracasz i o miejsce w jedenastce musisz bić się z Janczukowiczem, Ricardinho i Radaszkiewiczem. Różnica wydaje się ogromna.

To prawda, przed rokiem o grę w jedenastce walczyliśmy głównie „Sekul” i ja. Teraz w walce o skład jest nas czterech. Jednakże dla mnie nie jest to problem. Jestem przyzwyczajony do rywalizacji, także jeszcze z czasów gry w poprzednim zespole. Jest to w pełni normalne. Jeden sprawia, że ten drugi staje się coraz lepszy i ostatecznie to trener musi zdecydować, na kogo postawić. Na pewno nie będzie mi teraz łatwo w walce o pierwszy skład, bo byłem poza grą 10 miesięcy i muszę z powrotem wrócić do swojego rytmu, ale z czasem będę już w pełni formy.

ŁKS Łódź/Cyfrasport

Wróciłeś na mecz z Zagłębiem, który ostatecznie skończyliście porażką. Musiała być radość z powrotu na boisko, ale też złość z powodu kolejnych straconych punktów.  

Ten powrót miał taki słodko-gorzki smak, bo z jednej strony wreszcie wróciłem po długiej przerwie, ale z drugiej przegraliśmy ważny mecz. W takich momentach wyobrażasz sobie, że wrócisz na wygrane spotkanie, może uda ci się strzelić gola. Tak że koniec końców miałem mieszane odczucia, ale ważne, że mogłem w końcu pojawić się na boisku.

Porażki z takimi drużynami jak Korona czy Podbeskidzie można jeszcze wytłumaczyć, ale zespołowi pokroju ŁKS-u nie przystoi tracić punktów z Resovią, GKS-em Jastrzębie czy Zagłębiem Sosnowiec. W zeszłym sezonie ŁKS nie awansował do ekstraklasy w głównej mierze dlatego, że nie punktował z dołem tabeli. Jak temu zaradzić?

Przede wszystkim musimy zacząć wygrywać mecze u siebie, bo z tym jest problem od pewnego czasu. Inną sprawą jest jednak też to, że mieliśmy mnóstwo urazów w drużynie. W zasadzie w każdym meczu wypadał jeden czy dwóch zawodników. To bardzo osłabia zespół. Pamiętam, że w zeszłym sezonie przez pierwsze dziesięć meczów byliśmy na fali wznoszącej, a nagle zaczęliśmy tracić punkty. To miało negatywny wpływ na całą drużynę. Mam nadzieję, że zacznie poprawiać się nasza sytuacja kadrowa i będziemy mogli pokazać lepszą wersję siebie.

Przeżywasz bardzo takie głupie straty punktów?

Przez pierwsze dni oczywiście mnie to boli, bo nie lubię przegrywać, ale w następnym tygodniu jest już następny mecz i na nim trzeba się w pełni skupić. Koniec końców w lidze jest 18 zespołów i tylko jeden wygrywa, więc nie możesz zbyt długo rozpamiętywać porażek.

Wszedłeś na boisko, grając w dwójce napastników, razem z Ricardinho. W ŁKS-ie to dla Ciebie nowa sytuacja, do tej pory w zasadzie zawsze byłeś jedynym napastnikiem w jedenastce. Dobrze czujesz się, grając w dwójce z przodu?

Tak, w Hiszpanii prawie zawsze grałem jako jeden z dwóch napastników. Nie ma to dla mnie większego znaczenia, jestem w stanie się zaadaptować do różnych warunków. Ricardinho jest innym piłkarzem niż ja, swobodnie przemieszcza się między pozycjami, więc moglibyśmy stworzyć dobry duet.

Odpowiada Ci ten styl gry, który prezentuje ŁKS? Ponoć jest skrojony pod Hiszpanów.

Pewnie. Choć w Hiszpanii też styl gry jest bardzo różnorodny, zdarza się, że drużyny grają długimi piłkami. Ale chociażby reprezentacja Hiszpanii gra w podobnym stylu, jaki my chcemy prezentować – krótkie podania, utrzymywanie się przy piłce mające na celu zmęczenie rywala, i mi to jak najbardziej odpowiada.

Dużo łatwiej Ci się pracuje w ŁKS-ie, od kiedy trenerem jest Hiszpan?

Nawet jak trenerem był Polak, to ja nigdy nie miałem trudności w porozumiewaniu się z nim. Jeśli bywały jakieś wątpliwości, to zawsze był ktoś, kto mógł przetłumaczyć na angielski, co chciał przekazać trener. Jeśli o to chodzi, to nie było problemu z żadnym trenerem. Oczywiście teraz jest łatwiej, jeśli trener chce ze mną porozmawiać osobiście, ale nigdy nie było żadnych problemów.

Ale z początku potrzebowałeś w Łodzi tłumacza.

Tak, tak, ale gdy tu trafiłem, to nie mówiłem jeszcze za dobrze po angielsku. Był jeszcze wtedy Carlos Moros, który świetnie się porozumiewał w języku angielskim, więc też bardzo mi pomagał.

A jak generalnie odpowiada Ci liga? Dla Hiszpanów ponoć trudna, bo bardzo fizyczna.

Tak, ale ja też czuję się silnym zawodnikiem. Dużo się mówi o hiszpańskich piłkarzach jako słabszych fizycznie, bazując na obrazie reprezentacji Hiszpanii, która wygrywała mistrzostwa świata i Europy. A hiszpańscy zawodnicy też są mocni fizycznie. W Segunda División czy Segunda B spotkałem takich wielu. Dlatego ja widzę sporo podobieństw między ligą polską a hiszpańską. Pod względem taktycznym wydaje mi się, że większy nacisk kładzie się w Hiszpanii, ale jeśli chodzi o fizyczność to poziom może być podobny.

ŁKS Łódź/Cyfrasport

A różnica między 1. ligą a ekstraklasą? Pirulo mi mówił, że w ekstraklasie, gdy popełniasz błąd, nikt ci tego nie wybacza.

Jest duża różnica. Myślę, że to też był główny powód naszego spadku z ekstraklasy. Graliśmy dobrze, ale popełnialiśmy błędy, które przeciwnik od razu wykorzystywał.

Trudne miałeś też wejście do ŁKS-u, bo przez dziesięć meczów nie miałeś w ekstraklasie nawet celnego strzału. Trudno było Ci wtedy poradzić sobie z tą sytuacją?

Pamiętam nawet, że po tych paru pierwszych miesiącach mówiłem swojej partnerce, że może chciałbym wrócić do domu, bo nie czułem się dobrze. Nawet będąc w Hiszpanii, nie było mi łatwo zmieniać klub, a w Polsce dochodziły jeszcze kwestie językowe, przez które byłem trochę zamknięty w sobie. Na początku musiałem też na trzy tygodnie rozstać się z rodziną, gdy lecieliśmy na obóz do Turcji, więc było mi trudno. Krok po kroku się jednak aklimatyzowałem, łapałem swój rytm, pod koniec sezonu zacząłem strzelać gole i asystować. Jednakże początki nie były łatwe.

Ale końcówka sezonu w ekstraklasie i początek w 1. lidze były w Twoim wykonaniu bardzo dobre. Gdyby nie kontuzja, myślisz, że mogłeś być jednym z najskuteczniejszych napastników w lidze?

Nigdy się już tego nie dowiemy. Różne historie się zdarzają, kontuzje także. Ja nie lubię nadmiernie analizować przeszłości i myśleć, co by było, gdybym coś zrobił inaczej, coś innego się wydarzyło. Doznałem kontuzji, ale to już przeszłość, z kolanem wszystko jest w porządku. Teraz mam czas, żeby wrócić do formy.

Twój powrót to też ciekawa sprawa, bo trener Kibu Vicuna mniej więcej dwa tygodnie temu mówił, że dopiero za około miesiąc będziesz gotowy do gry.

Bo jeszcze dwa czy trzy tygodnie temu czułem na treningu, że nie mogę strzelać w pełni normalnie, brakowało mi siły. I przez dwa tygodnie pracowałem bardzo mocno na siłowni, ból już całkowicie ustąpił i mogłem szybciej wrócić do gry.

Spędziłeś już prawie dwa lata w Polsce. Czego Ci jak dotąd najbardziej brakuje względem Hiszpanii?

Trochę hiszpańskiej pogody, o innych porach robi się też jasno nad ranem. Ale prawdę mówiąc, czuję się tu naprawdę dobrze, podobnie jak moja rodzina. Synek chodzi tu do szkoły, więc nie ma żadnych niedogodności. Co prawda trochę tęsknie za tradycją, która była normalna w Hiszpanii po meczach, że chodziliśmy wspólnie do baru, żeby coś razem zjeść i spędzić czas, ale w Polsce od czasu do czasu też sobie możemy na to pozwolić.

Ale nie po wszystkich meczach niestety.

Nie, nie. W Hiszpanii nieważne, czy wygrałeś czy przegrałeś, szedłeś z drużyną wspólnie spędzić czas. W końcu taki jest sport, raz wygrywasz, raz przegrywasz.

Jednak w Hiszpanii podejście jest bardziej liberalne.

W Segunda B na pewno. W Primera División [najwyższy poziom rozgrywkowy w Hiszpanii – przyp. aut.] zapewne nie, bo gdziekolwiek byś nie poszedł, to ludzie cię znają. W Segunda División pewnie jest podobnie. W Segunda B wychodziło się z założenia, że dlaczego nie można wyjść z kolegami na miasto, nawet po przegranym meczu? Robisz wszystko, co w twojej mocy, żeby wygrać, ale nie zawsze się udaje, więc dlaczego masz nie móc wyjść gdzieś ze znajomymi czy z rodziną. Nie rozumiem tego.

Do Polski przyjechałeś w styczniu, czyli gdy temperatury są najniższe. Pomyślałeś sobie wtedy: „Co ja tutaj robię”?

(śmiech) Nie, nie. Ostrzegali mnie wcześniej, że jest tu zimno, ale jak jesteś dobrze ubrany, to ten chłód ci nie przeszkadza. Oczywiście poczułem, że jest inaczej niż w Hiszpanii, ale nie miałem z tym większego problemu.

A jacy są tutaj ludzie? Słyszałem, że Hiszpanie i Polacy są podobni pod względem otwartości i życzliwości.

Zgadzam się. Choć tu oczywiście nieco trudniej jest mi to ocenić, jako że nie znam języka. Prawdę mówiąc, mówiono mi przed przyjazdem do Polski, że ludzie są tu nieco bardziej zdystansowani, ale absolutnie nie. Są bardzo pomocni, nigdy nie spotkałem się z żadną pogardą ani niczym podobnym. Bardzo lubią żartować, tak jak Hiszpanie. Zresztą każdy jest inny. W Hiszpanii też spotyka się różne osoby i nie można powiedzieć, że w danym miejscu wszyscy zachowują się jednakowo.

A jak Twój synek się tu odnajduje?

Bardzo dobrze, ma dwa lata, chodzi tu do przedszkola. Uczy się zarówno z hiszpańską, jak i polską nauczycielką. Szukaliśmy dla niego najlepszego miejsca, żeby mógł w pełni się zaadaptować. Nawet jak wraca do domu, to mówi do mnie czasem po polsku.

Mówi po polsku lepiej od Ciebie?

Zdecydowanie (śmiech). Od czasu do czasu mówi jakieś słówka po polsku, rozróżnia kolory po angielsku. Bardzo się rozwija.

A Tobie jak idzie nauka polskiego?

Bardzo dużo rozumiem, kiedy na przykład trener coś mówi. Ale jest dużo trudniej, jeśli chodzi o mówienie. Oczywiście znam trochę słówek, ale polski ogólnie jest dla nas, Hiszpanów, bardzo skomplikowany. Jednak najważniejsze, że rozumiemy, co trener chce nam przekazać.

Bardzo Ci pomogła na początku pobytu w Polsce obecność innych Hiszpanów?

Jasne, że tak. Było to dla mnie ważne, bo nigdy wcześniej nie grałem nigdzie poza Hiszpanią. Jak mówiłem, bardzo pomógł mi Carlos, który bardzo dobrze zna angielski. To sprawiło, że dużo łatwiej mogłem się zaaklimatyzować.

A z kim teraz się trzymasz najbardziej?

Wszyscy Hiszpanie generalnie trzymamy się razem. Ostatnio świętowaliśmy razem w domu Antonio urodziny jego dziecka. Z pozostałymi też mam naprawdę dobre relacje, między innymi z Piotrkiem Gryszkiewiczem czy Mikkelem Rygaardem.

Czego ŁKS teraz potrzebuje, żeby wyjść z kryzysu?

Przede wszystkim zwycięstw. Mamy teraz jeszcze w sobotę sparing z Lechem Poznań, który traktujemy bardzo poważnie. Chcemy z nimi walczyć, żeby znów obudzić w nas takie poczucie, że gramy dobrze. Najważniejsze, żebyśmy cieszyli się piłką, już też podczas samych treningów. Kiedy futbol cię cieszy, dużo łatwiej jest wygrać.

Przeciwko Lechowi na pewno czeka Was trudne przetarcie.

Oczywiście, to będzie trudny mecz. Ale nawet jeśli mielibyśmy go nie wygrać, to ważne, żebyśmy dobrze wyglądali w tym spotkaniu. To w końcu rywal z góry tabeli w ekstraklasie, więc na pewno nie będzie łatwo, ale chcemy walczyć.

A za niespełna trzy tygodnie już mecz derbowy z Widzewem.

Będziemy gotowi. Dlatego też tak ważne są wcześniejsze mecze, jak ten przeciwko Lechowi Poznań. Przed derbami mamy jednak jeszcze bardzo ważne spotkanie z Arką Gdynia, gdzie zdobycie trzech punktów będzie niezwykle istotne. W końcu zarówno przeciwko Arce, jak i Widzewowi zwycięstwo daje nam trzy punkty. Chociaż wiemy, jak ważne jest spotkanie derbowe dla naszych fanów. Najpierw jednak musimy się skupić na wcześniejszych potyczkach. Jeśli pokonamy Arkę, to przystąpimy do meczu derbowego dużo spokojniejsi.

ŁKS Łódź/Cyfrasport

A przy temacie miasta – podoba Ci się Łódź?

Bardzo. Byłem w wielu miejscach, mieszkamy blisko stadionu i parku, zawsze jest gdzie wyjść, jeśli chcemy coś zjeść czy kupić, więc jesteśmy bardzo zadowoleni. Bardzo lubię Manufakturę, mój synek uwielbia bawić się tam na placu zabaw, więc często tam bywamy. Bardzo ładne miejsce.

W przyszłym sezonie ŁKS zagra w ekstraklasie?

Mam nadzieję, że tak. Stopniowo powinni wracać do gry kolejni zawodnicy, więc myślę, że będziemy się coraz pewniej czuć i wygrywać już regularnie kolejne spotkania.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze