Dziewięć lat musiało upłynąć, by zawodnik Ruchu Chorzów znów dostał powołanie do reprezentacji Polski. Zaszczyt ten spotkał Macieja Sadloka.
Młody obrońca Ruchu jest bardzo zadowolony z tego, że został powołany do kadry. Piłkarz zadebiutował w meczu z Rumunią, wchodząc na boisko w 90. minucie gry. – Jestem szczęśliwy, ponieważ takie rzeczy, jak gra w narodowych barwach, nie zdarzają się na co dzień, zwłaszcza, gdy jest się tak młodym piłkarzem. Dziś już trochę ochłonąłem. Teraz myślę tylko o tym, by zaprezentować się jak najlepiej w spotkaniu z Kanadą – stwierdził Sadlok w wywiadzie dla oficjalnego serwisu internetowego Ruchu Chorzów.
Sadlo, mimo młodego wieku, twierdzi, że nie miał tremy wchodząc na boisko w meczu z Rumunią. – Nie było na nią czasu! Michał Żewłakow doznał lekkiej kontuzji i trener Franciszek Smuda kazał mi szybko się rozgrzewać. Po chwili wszedłem na boisko… – powiedział.
Sadlok twierdzi także, że nie jest zły na trenera za to, że zagrał tak krótko. Wiedział, że nie wybiegnie na murawę od pierwszej minuty. – Nie jestem zawiedziony. Wiedziałem, że nie mam szans na grę w wyjściowym składzie, bo trener oznajmił, że wystawi najsilniejszy skład. A na mojej pozycji grał nie byle kto, bo Michał Żewłakow. W obwodzie pozostawał jeszcze Adam Kokoszka, który już wcześniej przyjeżdżał na mecze kadry – skwitował Sadlok.
Polska przegrała z Rumunią 0:1. W środę zagra kolejny sparing. Jej przeciwnikiem będzie drużyna Kanady.