Pierwsze krajowe trofeum do zgarnięcia. Rusza Superpuchar Hiszpanii


W rozgrywanym w Andaluzji turnieju finaliści Pucharu Króla zmierzą się w półfinałach z mistrzem i wicemistrzem kraju

13 stycznia 2021 Pierwsze krajowe trofeum do zgarnięcia. Rusza Superpuchar Hiszpanii

Mimo napiętego terminarza RFEF zdecydowała się pozostawić wprowadzony przed rokiem system wyłaniania zdobywcy pierwszego w roku krajowego trofeum. Zmienione zostało jedynie miejsce rozgrywania zawodów. Ze względu na pandemię koronawirusa zamiast wyprawy na Bliski Wschód (ponad 6000 km) mecze zostaną rozegrane na południu kraju torreadorów. Półfinały będą gościć na stadionach w Kordobie oraz Maladze, natomiast finałowe starcie odbędzie się na Estadio La Cartuja w Sewilli.


Udostępnij na Udostępnij na

Na mocy umowy podpisanej z rządem Arabii Saudyjskiej hiszpańska federacja miała zarobić ok. 120 milionów euro. Brak możliwości wpuszczenia kibiców na trybuny spowodował jednak, że rachunek ekonomiczny dla obu stron przestał być opłacalny. Z propozycją zmiany gospodarza w tym roku wyszli włodarze arabskiego kraju. Spotkało się to z uznaniem ze strony ludzi Luisa Rubialesa. Umowę na rozgrywanie Final Four na Półwyspie Arabskim przedłużono przynajmniej o kolejny rok.

Superpuchar jak żaden inny

Kiedy sezon ogórkowy w Europie dobiega końca, kibice oczekują mocnego otwarcia nowej kampanii. Sierpniowe granie na ligowych podwórkach otwiera potyczka mistrza kraju ze zdobywcą krajowego pucharu. Otoczka przypominająca finał rozgrywek pucharowych. Neutralny stadion, oprawy fanów obydwu zespołów oraz gratka dla kibiców nieżyjących na co dzień krajową piłką. Zazwyczaj jesteśmy świadkami hitowego starcia w danym kraju. Hiszpanie do sprawy podchodzą jednak zupełnie inaczej.

Najważniejsze mecze w sezonie, takie jak El Clasico, Gran Derbi czy Euskal Derbia, sprawiają, że zwykłe dni stają się świętami. Dla hiszpańskiego społeczeństwa futbol jest niczym religia. Dzień meczu ukochanej drużyny powoduje podniosłą atmosferę. Klubowe barwy widoczne są nie tylko w ubiorze fanów, ale także na ich samochodach czy ulicach. Prawdziwe święto, które Hiszpanie postanowili sobie sprawić podwójnie.

Rozgrywany od 1982 roku Superpuchar odbywał się w systemie mecz i rewanż. Z tyłu głowy należy jednak mieć kilka dat. W 1984 i 1989 dwumecz nie został rozegrany. Athletic Bilbao, a następnie Real Madryt zwyciężyły zarówno w rozgrywkach Primera Division, jak i Copa del Rey. Uznano wtedy, że nie ma możliwości dokooptowania drugiego finalisty dla tych drużyn. Sytuacja zmieniła się po paru latach. Atletico Madryt, które zdobyło krajowy dublet w 1996, w ramach dwumeczu o Superpuchar zagrało z przegranym finalistą Pucharu Króla, FC Barcelona. „Duma Kataloni” na miejscu „Rojiblancos” znalazła się w 2009 roku, kiedy to do rywalizacji z nią przystąpił Athletic Bilbao.

W środowy wieczór rozpocznie się druga edycja w systemie Final Four. Niezależnie od tego, kto podniesie trofeum w stolicy Andaluzji, największym wygranym został Luis Rubiales. Mimo napiętego kalendarza, braku możliwości rozegrania meczów w Arabii Saudyjskiej i ataku zimy, jakiej Hiszpanie nie widzieli od bagatela 50 lat, jego wizja przetrwała. Rubiales zyskał dzięki temu potężny argument w walce z Tebasem. Walce, która toczy się nieprzerwanie od kilku lat.

Odsłona wojny domowej

Powiedzieć, że Luis Rubiales i Javier Tebas rywalizują o miano najbardziej wpływowego człowieka w hiszpańskim futbolu, to jak nic nie powiedzieć. Dla obu każdy dzień zarządzania zza biurka jest dniem straconym. O prezesie RFEF zrobiło się głośno, gdy przed startem mundialu w Rosji wyrzucił ze stanowiska Julena Lopeteguiego. Tebas w ostatnim czasie dał o sobie znać kibicom, chcąc aby drużyny w postpandemicznej rzeczywistości grały co 48 godzin.

Rozgrywanie El Clasico o godzinie 12, degradacja z ligi 13. w tabeli Elche z powodu rzekomych problemów finansowych czy przeniesienie kilku meczów ligowych do USA. Decyzje szefa LFP doprowadzały kibiców do prawdziwego szału, kluby, z którymi Javier Tebas ma dobre relacje, można wyliczyć na palcach jednej ręki. Dlaczego więc ten człowiek dalej piastuje swoje stanowisko? Odpowiedź znajdziemy w rachunkach bankowych ligi. Dzięki Tebasowi La Liga rozwinęła się finansowo do poziomu, na którym nigdy nie była.

Pierwszym przeciwnikiem przenoszenia ligowych zmagań za ocean był właśnie Rubiales. Ten sam, który kierując się również zyskami ekonomicznymi, najpierw rozszerzył formułę Superpucharu, a następnie w środku sezonu wysłał teoretycznie najlepsze drużyny ligi do Maroka, a potem do Arabii Saudyjskiej. Próżno szukać w tym logiki, ale to nie o logikę tu chodzi, lecz o pozycję najważniejszego człowieka hiszpańskiej piłki.

Mimo że obaj panowie mówią o zawieszeniu broni, Superpuchar został narzędziem Rubialesa w walce o reelekcję w zbliżających się wyborach władz hiszpańskiego związku. W zapewnienia nie uwierzyła również odpowiedniczka ministra sportu na Półwyspie Iberyjskim, wzywając obu dżentelmenów na dywanik. Wojna między panami prezesami trwa i trwać będzie, a największą jej ofiarą jest hiszpańska piłka.

Trudno wskazać faworyta

Eksperci zajmujący się hiszpańskim futbolem nie mają większych wątpliwości, że w niedzielnym finale obejrzymy drugie w tym sezonie El Clasico. Obie drużyny z Kraju Basków notują dołek formy. Spośród ostatnich pięciu spotkań Real Sociedad wygrał zaledwie jedno. Niewiele lepszy bilans ma ekipa z Bilbao, która dwukrotnie schodziła z boiska zwycięska.

Mecz z Realem Madryt będzie debiutem dla Marcelino w roli szkoleniowca Athletic. Były szkoleniowiec m.in. Villarrealu czy Valencii głośno mówił w wywiadach o chęci pracy poza granicami Hiszpanii. Rzeczywistość brutalnie te plany zweryfikowała. 55-latek podjął się odzyskania pozycji najwyżej sklasyfikowanej drużyny z Kraju Basków z rąk Realu Sociedad, co przy obecnej kadrze zespołu z San Mames wydaje się arcytrudnym zadaniem.

Kibice na Anoeta przeżywają w ostatnich dniach deja vu z końcówki poprzedniego sezonu. Sociedad przestało regularnie punktować, a kontuzje Silvy i Oyarzabala kosztowały utratę ofensywnego stylu gry, który przynosił wymierne korzyści. W starciu z Barceloną, która najgorszy moment sezonu ma już za sobą, Basków czeka wyzwanie, które możemy określić jako „mission impossible”.

Znaczącą poprawę gry „Blaugrana” zawdzięcza znakomitej formie piłkarzy środka pola. Frenkie de Jong oraz Pedri wyglądają najlepiej, od kiedy dołączyli do drużyny z Camp Nou. Cofnięcie głębiej Sergio Busquetsa pozwoliło na więcej swobody w ofensywie formacji środka pola. Beneficjentem zmiany ustawienia jest również Leo Messi. Argentyńczyk zyskał dwóch rozgrywających na najwyższym poziomie. Na porównanie de Jonga i Pedriego do Iniesty i Xaviego jest jeszcze trochę za wcześnie, jednak kibice Barcelony dostrzegają wiele podobieństw w tym, jak oba duety współpracują z najlepszym strzelcem w historii La Liga.

Wyczekiwane przez kibiców El Clasico będzie jedną wielką niewiadomą. Zarówno Barcelona, jak i Real Madryt są w kompletnie innym miejscu, niż byli podczas pierwszej ligowej potyczki. O zwycięstwie może zadecydować dyspozycja dnia lub przebłysk geniuszu jednego z zawodników. A takich w Superpucharze na pewno nie zabraknie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze