Robert Błaszczak: Istnieje ryzyko, że wiele klubów zniknie z piłkarskiej mapy Wielkiej Brytanii (ROZMOWA)


Rozmawiamy z ekspertem od biznesu sportowego i praw medialnych

2 kwietnia 2020 Robert Błaszczak: Istnieje ryzyko, że wiele klubów zniknie z piłkarskiej mapy Wielkiej Brytanii (ROZMOWA)

Piłkarska Anglia żyje nie tylko kwestią mistrzostwa dla Liverpoolu. Pandemia koronawirusa dotyka bowiem także, a może przede wszystkim zespoły z niższych klas rozgrywkowych. O ich problemach, o zarobkach piłkarzy oraz o tym, jak Anglicy radzą sobie bez futbolu, opowiada nam Robert Błaszczak.


Udostępnij na Udostępnij na

Ostatnio na łamach naszego portalu mogliście przeczytać podsumowanie dotychczasowej sytuacji w Anglii na podstawie doniesień brytyjskiej prasy. Nadal nie wiadomo, czy sezon w Premier League zostanie w ogóle dokończony ani czy Liverpool zostanie mianowany mistrzem kraju.

Tym razem sięgamy nieco głębiej do tematu, gdzie szersze światło na sprawę rzuci nam Robert Błaszczak – dziennikarz, ekspert od biznesu sportowego, analityk praw medialnych od 14 lat mieszkający w Anglii. Porozmawialiśmy co nieco na temat sytuacji klubów spoza pierwszych stron gazet, a także o społecznym wymiarze pandemii koronawirusa.

Co dalej z Premier League?

 

***

Większość uwagi piłkarskiego świata skupia się teraz głównie na losach obecnego sezonu Premier League. Jednak Anglia słynie również z bardzo popularnych, niższych klas rozgrywkowych. Powiedz proszę, jak wygląda sytuacja finansowa i sportowa klubów spoza pierwszych stron gazet? Czy kibice mają prawo obawiać się o ich byt?

Wygląda ona bardzo trudno. Istnieje duże ryzyko, że wiele klubów po prostu zniknie z piłkarskiej mapy Wielkiej Brytanii. Szczególnie, tak jak powiedziałeś, tych z niższych lig, które naprawdę mają teraz poważne problemy. Przede wszystkim nie mają obecnie pieniędzy z biletów, co stanowi jedno z ich głównych źródeł dochodów. Z tego słynęła angielska piłka, że nawet na te niższe rozgrywki chodzi po kilka tysięcy ludzi. A to pozwala poprawić budżet klubu nawet na kilka tygodni do przodu. Zwłaszcza gdy masz w miesiącu dwa czy trzy mecze domowe, na których można zarobić.

W szczególności gdy mówimy już o zupełnie niszowych zespołach, jak na przykład o tych z czwartego czy piątego poziomu rozgrywkowego.

Jeśli jesteś jeszcze w systemie tzw. English Football League, czyli na poziomie od drugiego do czwartego, to wtedy masz jeszcze jakieś wsparcie. Jeśli już jednak chodzi o niższe ligi, tzn. od National League w dół, to zaczyna się już trudne życie i trudna rzeczywistość dla klubów, które naprawdę nie mogą sobie pozwolić na niegranie.

Ostatnio dużo kontrowersji przyniosła decyzja, na mocy której rozgrywki poniżej National League zostaną rozwiązane. A przecież wiele drużyn tam mocno inwestuje. Weźmy na przykład dwa modele prowadzenia klubów. Pierwszy typ klubów to, powiedzmy, społecznościowy, który wspiera lokalne społeczności i odgrywa w nim ogromną rolę. Masz jednak też kluby, które nazwałbym „projektami”. Tam się już sporo inwestuje. Wystarczy podać historię choćby Fleetwood Town, gdzie bogaci właściciele inwestowali w to, by te kluby się rozwijały i awansowały do lig, gdzie można już zarabiać konkretne pieniądze.

No właśnie. Zatrzymajmy się na chwilę i wróćmy jeszcze do tematu decyzji federacji angielskiej i NLS o całkowitym anulowaniu niższych lig rozgrywkowych w Anglii. Uważasz, że to zbyt pochopne kroki? Czy podjąłbyś inną decyzję?

Szczerze, to chciałbym powiedzieć to samo, co Juergen Klopp powiedział na jednej z tych ostatnich konferencji prasowych, że on nie jest ani doktorem, ani epidemiologiem. W ramach tego, co ja rozumiem, ten wirus to nie jest coś, co zniknie za dwa tygodnie czy nawet dwa miesiące. Na poziomie Premier League czy NBA możemy jeszcze mówić o odważnych pomysłach rozgrywania meczów, na przykład w jakichś specjalnych miejscach, halach, arenach, o zakwaterowaniu piłkarzy gdzieś poza miastem. Tutaj jeszcze na tym poziomie możemy myśleć o tym, że jest to możliwe do przeprowadzenia.

Natomiast na tych niższych poziomach jakieś dogranie sezonu w skoszarowanych warunkach nie wchodzi w grę. Dobre jest to, że znaczna część tych zawodników robi jeszcze coś innego poza graniem w piłkę. Oczywiście nie wszyscy i pojawia się pytanie co z tymi, dla których to jedyne źródło utrzymania.

Czy to jest pochopna decyzja? Naprawdę trudno powiedzieć. Ja pewnie próbowałbym jeszcze to odłożyć w czasie i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja. Wydaje mi się, że właściciele klubów muszą mieć pewne realne założenia, jak cała sprawa może się jeszcze rozwinąć. Osobiście uważam, że szanse na dokończenie jakichkolwiek rozgrywek w Anglii są nikłe.

A wyobrażasz sobie, że takie rozwiązanie, to znaczy całkowite anulowanie sezonu, zostanie użyte także na najwyższym szczeblu rozgrywek? 

Dla mnie przykład idzie z innych lig, gdzie władze dotarły już do podobnych wniosków. Zważywszy na to, że fala tego wirusa dotarła do Anglii z opóźnieniem. Ja patrzę na to tak: jeśli w najbliższym czasie zostałoby wynalezione pewne antidotum czy coś, co zahamowałoby rozwój wirusa, to tak – widzę szansę na dokończenie sezonu. Natomiast będąc zupełnie szczerym, nie wierzę, że obecny sezon Premier League będzie jeszcze dograny.

A wracając jeszcze na chwilę do poprzedniego tematu: w brytyjskiej prasie pojawił się ostatnio pomysł zorganizowania miniturnieju, który polegałby na skoszarowaniu zespołów i ich sztabu w odosobnionej strefie. Coś na wzór zgrupowania na mundialu. Czy jest to pomysł, który kluby Premier League rzeczywiście rozważają?

Oczywiście nie siedzę na spotkaniach klubów Premier League i nie mogę powiedzieć na pewno, ale tak na chłopski rozum… Będąc świadomym tego, ile kosztują prawa telewizyjne i jaka dziura powstałaby w budżetach samych klubów, to jest dla nich kwestia przetrwania, by można było zarobić chociaż część tych pieniędzy z praw telewizyjnych. Dlatego uważam, że władze federacji i telewizja zrobią wszystko, by sezon jednak został dograny. Zapewne myślą o tym, w jaki sposób można by to przeprowadzić.

Uważam jednak, że całego tego przedsięwzięcia nie uda się przeprowadzić bez masowej krytyki ze strony społeczeństwa. Choćby z tego powodu, że trzeba będzie wziąć lekarzy, medyków, którzy muszą doglądać tych meczów. A co jeśli jakiś zawodnik złamie sobie nogę i będzie musiał jechać do szpitala? Szpital, który obecnie musi walczyć z koronawirusem, nagle zabierałby 2-3 lekarzy po to, by poskładać temu zawodnikowi nogę. Oczywiście dochodzi do tego problem: co gdyby zawodnik zaraziłby się tam wirusem? Liczba możliwych scenariuszy w tym wypadku jest ogromna. Moim zdaniem suma tych wszystkich problemów sprawi, że ostatecznie sezon nie zostanie dograny.

Jeżeli więc nie zostanie dograny, to co dalej?

To już zależy od tego, jakie nastroje będą panować w społeczeństwie.

No właśnie: jak się tacy zwykli Anglicy zapatrują na całą sytuację? Czy bliżej im do wręczenia tytułu Liverpoolowi, a może jednak do całkowitego anulowania rozgrywek?

Będąc brutalnie szczerym, tutaj punkt widzenia zależy w dużej mierze od punktu siedzenia. Jest w tym pewien element ironii, że drużyna, która 30 lat czekała na mistrzostwo Anglii, teraz znowu by go nie wygrała. Piłkarsko oczywiście byli najlepsi, ale tak samo można powiedzieć o liderach z innych europejskich lig. Tam jednak powiedziano sobie: futbol nie jest na tyle ważny, byśmy się o o niego spierali w momencie, gdy ludzie umierają i ciężko chorują.

Jeżeli byśmy poszli tropem tego, co angielska federacja zrobiła już z niższymi ligami, to sezon powinien zostać anulowany, a wyniki wymazane. Mnie, jako dziennikarza, najbardziej interesowałoby to, ile rekordów pobito w tym sezonie, a które trzeba byłoby wymazać z historii. Ile wielkich osiągnięć miało miejsce, które potem przestaną istnieć.

Przejdźmy do innej kwestii. W Polsce PZPN wprowadził niedawno tzw. pakiet pomocy dla naszych klubów, który ma pomóc im przetrwać ten trudny czas. Czy angielska federacja już poczyniła kroki w tym kierunku?

To jest ogromna kość niezgody w tym momencie. Wiele klubów piłkarskich, jako firm, korzysta z takiego mechanizmu, że wrzucają pracowników w tzw. „tymczasowe niezatrudnienie”. Są czasowo zwolnieni, a ich pensje pokrywa rząd. Nadal jednak pozostaje kwestia negocjacji z piłkarzami o obniżenie ich zarobków. Dzisiaj zrobiła się z tego ogromna dyskusja w Anglii. Doszło do tego, że niektórzy nawet bronią graczy Premier League, tłumacząc, że ich kariera jest krótka, a po jej zakończeniu nie mają wielu innych możliwości.

Ja bym powiedział inaczej: średnia pensja roczna w Wielkiej Brytanii to 30 tysięcy funtów. A piłkarze dostają 60 tysięcy funtów tygodniowo. Przeciętny pracownik musi pracować dwa lata, by zarobić tyle, ile oni w tydzień. Kluby natomiast zwalniają regularnych pracowników i polegają w tym aspekcie na subsydiach rządowych.

W ostatnich dniach pojawił się casus Tottenhamu i Newcastle, po których pojawiło się pytanie: czy zamiast zwalniać zwykłych pracowników nie wystarczyłoby obciąć pensji piłkarzom o te 20, 30, 50%? Nagle okazałoby się, że nie trzeba byłoby nikogo zwalniać.

A nie sądzisz, że taka inicjatywa powinna wyjść od samych piłkarzy? Zamiast czekać na decyzję zarządu czy prezesa klubu powinni sami zdobyć się na redukcje pensji. Coś, co zrobili już np. piłkarze FC Barcelona. W końcu mówimy teraz o najlepiej opłacanej lidze świata.

To rzeczywiście niezły temat do dyskusji. Pojawia się tutaj pytanie: komu piłkarze tak naprawdę służą? Jaka jest ich rola w społeczeństwie? To otwiera nowy aspekt całych tych rozmów o piłkarzach, o społeczeństwie, o relacji zawodników ze swoimi kibicami. O tym, czy jest to nadal „sport klasy robotniczej.” Ile z tego zostało?

Osobiście już dawno doradziłbym piłkarzom, żeby sami wzięli sprawy w swoje ręce i dokonali redukcji zarobków. W końcu utrata tych dwudziestu czy trzydziestu tysięcy funtów nie sprawi, że staną się bankrutami.

To są poważne rozmowy. To, co jest ciekawe na temat tej całej pandemii, to to, jak później spojrzymy na rolę sportu i jego relacje ze społeczeństwem. Czy jest coś, co sprawi, że dojdziemy do wniosku, iż to wszystko źle funkcjonuje. Umówmy się, to nie jest normalne, że obecnie w Anglii jest problem ze sprzętem ochronnym dla lekarzy, a piłkarze cały czas pobierają kwoty wielokrotnie wyższe od tych ludzi, co faktycznie ratują ludzkie życia.

A jak zapatrujesz się na kwestię pomocy, jakiej kluby Premier League udzielają najbiedniejszym? Ja doszukałem się głosów krytyki na przykład wobec Manchesteru United i Manchesteru City, które łącznie przekazały „tylko” 100 tysięcy funtów na rzecz lokalnego szpitala. A mówimy to o czołówce najbogatszych klubów świata.

Powiem więcej, to nie chodzi nawet o te sto tysięcy. Chodzi o to, kto tak naprawdę te pieniądze zbierał. To są pieniądze, które normalnie kibice by zbierali na najbardziej potrzebujących i tzw. food banks. To te miejsca, gdzie można dostać jedzenie za darmo od innych ludzi. Zastanawiam się jedynie, gdzie leży tu granica przyzwoitości między tym, co kluby powinny robić, a co tak naprawdę robią.

Mamy co prawda takie kluby jak Chelsea, która oddała jeden ze swoich hoteli na cele medyczne. Ale mamy również taki przypadek West Hamu, którego stadion należy do miasta, a jest niewykorzystywany.

Moim zdaniem reputacja klubów mocno ucierpi, gdy cała ta sytuacja już się zakończy.

Czy sądzisz zatem, że wkrótce dojdzie do przewrotu na rynku piłkarskim? Że po zakończeniu pandemii nie wrócą już czasy tak wysokich kwot transferowych czy kontraktów piłkarskich?

Na pewno nie wrócimy – przynajmniej w dwóch pierwszych okienkach transferowych – do poprzednich kwot transferowych. Nie będzie sytuacji, w której angielskie zespoły wydają ponad miliard funtów. Powinniśmy wrócić do sytuacji, w której pensja podstawowa jest co prawda lukratywna, ale główne zarobki zależałyby od bonusów: dobrych występów, osiągnięć i tak dalej.

Wydaje mi się, że był to problem, który był obecny tylko w futbolu na najwyższym poziomie. W niższych ligach rozgrywkowych, nawet w Anglii, tego problemu nie ma. Główne premie wynikały tam bowiem z tego, ile dany piłkarz wystąpił w danym sezonie, a nie jak w Premier League za samo siedzenie.

Wiemy, że Anglicy przyzwyczaili się przez lata do permanentnego obcowania z futbolem, gdzie kolejki często grano co 2-3 dni. Jak teraz Brytyjczycy radzą sobie z tak nagłym odcięciem ich od piłki?

To jest naprawdę ogromne wyzwanie. Pamiętaj, że mówimy o kulturze wychodzenia na mecze. Tu nie chodzi tylko o konsumpcję produktu, jakim jest produkcja telewizyjna. Już nawet nie mówię o Premier League czy o Championship. Ale jeśli mówimy o dwutysięcznej frekwencji na każdym meczu National League, to są liczby niepojęte w skali światowej.

Ludzie nagle obudzili się w rzeczywistości, w której nie mają co robić. Do tego dochodzi ten cały „lockdown”, bardzo niebrytyjska koncepcja. Sama koncepcja pubu – „public house” – spędzania czasu polega na tym, że twój „living room” jest tam, gdzie twój pub.

Oczywiście szukane są pewne alternatywy. Kluby piłkarskie szukają jakichś pomysłów, próbują promować swoje sekcje e-sportowe czy odtwarzać stare mecze, ale to jedynie substytut tego, czego ludzie potrzebują.

Mało jest też innego produktu, który mógłby trafić do potencjalnego klienta. Na przykład jeszcze grająca liga białoruska. To nie jest tak, że możesz sobie nagle zapełnić czas tymi meczami, bo nie są nigdzie transmitowane.

Słyszałem też, że Anglicy mogą już teraz odwołać swoje subskrypcje na Sky Sports czy innych platformach mających prawa do transmitowania meczów. W Polsce by to nie przeszło, bo klienci ekstraklasy nie mają prawa rezygnacji z kanałów dedykowanych.

Tak, to jest celna uwaga i poważna różnica. Nie mogę oceniać tego, jak to jest w Polsce zrobione. W Anglii, z tego co wiem, dużo ludzi korzysta z możliwości rezygnacji ze swoich pakietów. Tam nie ma co teraz oglądać, bo nic nie jest na żywo. Nie ma tam tego, co im sprzedano. „Kup nasz pakiet, a będziesz mógł oglądać mecze”. A tych meczów tam nie ma. W Anglii nie mógłbyś obronić się przed takim zarzutem konsumenta.

Z drugiej strony otwiera to oczywiście inne wyzwanie. Mianowicie, jeżeli ludzie rezygnują z tych subskrypcji, to w jaki sposób te telewizje miałyby płacić za prawa do meczów? Możemy podać przykład z wczoraj, gdzie DAZN ogłosiło swoją rezygnację z płacenia za rozgrywki, których nie dostają.

Pamiętajmy, że brak pieniędzy dla telewizji oznaczać może potencjalny brak pieniędzy dla zawodników i wywrócenie tego całego systemu. Bo na pewno tych pensji by nie było, gdyby nie astronomiczne kwoty praw telewizyjnych.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze