Real Madryt nie wykorzystał potknięcia Barcelony. Ekipa z Madrytu zremisowała w Bilbao 1:1. Bramki zdobyli Jese i Ibai Gomez. Athletic pokazał, że nie ma kompleksów w starciu z największymi rywalami.
W 22. kolejce La Liga doszło do roszady w górnej strefie tabeli. Porażkę Barcelony wykorzystało Atletico i to „Los Rojiblancos” stali się punktem odniesienia. Żeby nie stracić dystansu do lidera Real, musiał wygrać na nowym San Mames. Bez Bale’a, ale z fenomenalnym Jese „Królewscy” przystąpili do pojedynku. Żadnej drużynie nie gra się łatwo w Bilbao. Tym bardziej, że Baskowie również mieli chrapkę na trzy oczka. Chcieli wykorzystać potknięcie swoich lokalnych rywali z San Sebastian i odskoczyć grupie pościgowej złożonej z Realu Sociedad, Villarrealu i Sevilli. Mecz zapowiadał się bardzo ciekawie, gdyż obie drużyny preferują grę ofensywną.
Już na początku spotkania Ronaldo postanowił sprawdzić czujność Iraizoza. Piłkarze z Madrytu lepiej weszli w mecz i przejawiali większą aktywność. Baskowie nie mieli pomysłu na dotarcie pod bramkę Diego Lopeza. Z resztą „Królewscy” poza niecelnymi strzałami Cristiano i Di Marii także nie stworzyli większego zagrożenia. W oczy rzucały się niecelne zagrania. Nieźle na prawym skrzydle radził sobie Jese. Balenziaga miał z nim sporo problemów. W 17. minucie ładnym rajdem popisał się Aduriz, który zwiódł kilku zawodników rywala, ale poślizgnął się przy wyjściu na czystą pozycję i piłkarze Realu zneutralizowali zagrożenie. Chwilę później Bask miał wyśmienitą sytuację na strzelenie bramki po fenomenalnej akcji pomocników „Los Leones”, ale przestrzelił. Nie minęła minuta, a tym razem Muniain źle przyjął futbolówkę w polu karnym. Wyglądało na to, że Athletic się przebudził i momentalnie zapanował nad rywalem.
Gospodarze stosowali wysoki pressing, dlatego też przyjezdni nie mogli się odnaleźć. Szybko tracili piłkę i przez dosyć długi czas nie potrafili wyjść ze swojej połowy. Realowi gra się nie kleiła. Widać to było gołym okiem. Defensywa popełniała błędy, ofensywa nie była widoczna. Szczególnie mało efektywny był Benzema. Mimo że w pierwszej połowie nie padły bramki i nie było zbyt wielu okazji, to na nudę raczej nie można było narzekać. „Królewscy” na początku chcieli wykorzystać nieuwagę gospodarzy i szybko ustawić wynik. To się jednak nie udało i drużyna Valverde po kilku minutach doszła do głosu. Baskowie mieli większe posiadanie piłki, oddali więcej strzałów i stworzyli groźniejsze akcje, których „Los Blancos” właściwie nie mieli. Z pewnością Ancelotti miał się nad czym zastanawiać przy zejściu do szatni.
Na początku drugiej połowy Modrić strzelił zza pola karnego, ale Iraizoz sparował piłkę poza boisko. Był to pierwszy strzał gości w tym spotkaniu. W 50. minucie Ronaldo zdobył gola, którego arbiter nie uznał. Portugalczyk był bowiem na spalonym. Szybko jednak gospodarze przejęli kontrolę nad środkiem pola. „Królewscy” nie dali za wygraną. Po jednej z kontr Benzema mocno strzelił w kierunku bliższego słupka, ale Iraizoz nie skapitulował. W odpowiedzi niezłe akcje skrzydłami przeprowadzili Aduriz czy Muniain. Chwila nieuwagi w obronie kosztowała Basków dużo. Iturraspe stracił piłkę, którą Benzema zagrał do Ronaldo. Portugalczyk posłał podanie wzdłuż bramki i Jese wślizgiem wbił futbolówkę do siatki.
Po objęciu prowadzenia wzrosła przewaga „Los Blancos”. Athletic mimo gorszych chwil chciał za wszelką cenę co najmniej wyrównać. Waleczni Baskowie nie poddawali się. W 73. minucie po kilku sekundach od wejścia, wyrównał Ibai Gomez. Potężnym strzałem zza pola karnego nie dał szans Lopezowi. Bramkarz „Królewskich” był zasłonięty i nie zobaczył na czas piłki. Gurpegi sprowokował Cristiano Ronaldo. Portugalczyk musnął mu ręką twarz, a Bask teatralnie się przewrócił. Sędzia uznał, że winny jest zdobywca Złotej Piłki i odesłał go do szatni. Real grając w osłabieniu, znowu cofnął się do obrony. „Los Leones” nie próżnowali. Aktywny był przede wszystkim zdobywca bramki. Na cztery minuty przed końcem spotkania Aduriz główkował, ale fenomenalnie obronił golkiper rywala.
Można przyznać, że remis był sprawiedliwym wynikiem. Co prawda to gospodarze mieli optyczną przewagę, ale jednak i goście sobie stworzyli parę dobrych sytuacji. Real Madryt nie wykorzystał potknięcia Barcelony. Co prawda zrównał się z nią punktami, ale stracił też dystans do Atletico. Piłkarze Athleticu mogli poczuć się zadowoleni. Odskoczyli lokalnym rywalom z San Sebastian i zachowali status quo z „Królewskimi”. Nie muszą wstydzić się tego meczu, gdyż pokazali, że z wielkimi drużynami mogą grać jak równy z równym.
Sędziowanie w Hiszpanii to jakiś żart - wystarczy
przypomnieć mecz Barcy z Valencią czy Realu z
Elche.
Kolejny incydent to wczorajsze wyrzucenie Cristiano z
boiska - według mnie należało dać obu zawodnikom
po żółtej kartce lub jeżeli byłby uparty - po
czerwonej za niesportowe zachowanie. Na pewno
zachowanie Ronaldo nie było gorsze niż aktora
Gurpegiego czy innych graczy Bilbao, którzy wręcz
rzucili się na Portugalczyka.
Żal mi tego meczu, bo gdyby oba zespoły z Madrytu
wyprzedziły Barcelonę, to dostałyby niezłego
"powera", a Katalończycy musieliby spiąć się
niemiłosiernie.
A tak, to Real wciąż jest najgorszą drużyną z
tej 3 i według mnie w środę przegra 1-2.
Aczkolwiek w lidze wszystko może się zdarzyć -
teraz musimy liczyć na to, że Real pokona w marcu
Atleti, a Barca do tego czasu nie straci punktów, to
każdy z potentatów będzie miał równą liczbę
punktów.
Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta .