REALna niecierpliwość


Real Madryt - najbardziej utytułowany klub piłkarski na świecie w ubiegłym stuleciu. Prawdziwa mekka futbolu, do której zmierzają miliony kibiców z całego świata. Również dla wielu piłkarzy Santiago Bernabeu to stadion, na którym występy, to apogeum w ich futbolowej karierze. Jednak wśród tej wspaniałej charakterystyki, odnajdziemy również ciemną stronę Królewskich. Należy do niej przede wszystkim - niecierpliwość.


Udostępnij na Udostępnij na

Słaba forma oraz rezultaty Realu w ciągu ostatniego miesiąca spowodowały, że wokół Madrytu wybuchła dyskusja wokół obecnego szkoleniowca 31-krotnych mistrzów Hiszpanii – Bernda Schustera. Media nie zostawiły na szkoleniowcu z Niemiec suchej nitki, stwierdzając, że jego czas na Santiago Bernabeu dobiegł końca. Zmiana „head coacha” w sztabie szkoleniowym Królewskich jest postrzegana jako rzecz konieczna. Pytanie tylko, czy w tym momencie, jakikolwiek zastępca Schustera będzie w stanie od razu zmienić oblicze i wyniki Królewskich?

Przeszłość Realu ukazuje, że stanowisko pierwszego trenera jest pozycją tyleż obleganą, co bardzo ryzykowną. W 106 letniej historii w klubie ze stolicy Hiszpanii, pracowało 52 trenerów! Pokazując wyjątkowość tej statystyki, najlepiej porównać ją z sytuacją zespołu o niewiele mniejszej renomie, a nawet starszego o 16 lat. Mowa tu o Manchesterze United, który od momentu powstania, posiadał 15 menadżerów. Sir Alex Fergusson swoją kadencją na Old Trafford przebił dwudziestu ostatnich szkoleniowców Realu!
Ktoś może słusznie zauważyć, że w Wlk. Brytanii długowieczność trenerskich posad, w tych największych klubach, to coś normalnego. Dlatego przywołuje przykład FC Barcelony, w której w ciągu ostatnich dwóch dekad pracowało o dziesięciu szkoleniowców mniej! A przecież porównując odniesione w tym czasie sukcesy obu zespołów, Real wyprzedza Barcę.
Wychodzi więc na to, że bezowocny sezon w Madrycie jest równoznaczny ze zmianą trenera, a na drugą szansę pierwszy szkoleniowiec nie ma co liczyć. Chociaż warto wspomnieć nieodległy przykład Fabio Capello, który, mimo że zdobył tytuł, po dwuletniej hegemonii Dumy Katalonii, został w „nagrodę” zwolniony. Powód? Mało efektowny styl gry prezentowany przez Królewskich.

Trudna miłość Camacho do Realu

Jest jednak trener, który niecierpliwością uprzedzał swojego ówczesnego pracodawcę; mowa tu o Antonio Camacho. Były znakomity obrońca, który w barwach Realu rozegrał ponad 400 spotkań, trzykrotnie próbował swoich sił,  jako trener swojej ukochanej drużyny. Niestety, za każdym razem jego przygoda okazywała się jedynie krótkim epizodem.
Wszystko zaczęło się od sezonu 91/92, kiedy prowadził drużynę juniorów Los Blancos. Jego marzeniem była jednak praca z seniorami, co w 1998 roku udało mu się zrealizować. Piękny sen trwał jednak tylko 22 dni, po których Camacho złożył dymisję w wyniku różnicy zdań z ówczesnym prezesem Lorenzo Sanzem. Ponieważ nie zostawił po sobie spalonej ziemi, to też w kwietniu 2004 po raz drugi spróbował swoich sił na Santiago Bernabeu. Niestety ponownie nie wytrzymał i tak jak 6 lat wcześniej szybko zrezygnował. Co ciekawę do jego decyzji przyczynił się również Jacek Krzynówek, który w barwach Bayeru Leverkusen zdobył, przeciwko klubowi z Madrytu, jedną z bramek w grupowym spotkaniu Ligi Mistrzów. Aptekarze niespodziewanie wygrali na własnym boisku 3:0, co wywołało oburzenie wśród kibiców i zarządu klubu ze stolicy Hiszpanii. Czarę goryczy miała jednak przelać ligowa porażka, cztery dni później, z Espanyolem. Camacho wyznał po kilku miesiącach, że nie mógł znieść „galaktycznej atmosfery” w szatni.

Wyjątkowe wyjątki

Warto wspomnieć o trenerach, którym udało się przetrwać na Santiago Bernabeu znacznie dłużej niż jeden czy dwa sezony, dzięki czemu, doprowadzili Królewskich do wielu sukcesów. Prawdziwym liderem pod tym względem jest zmarły w 1992 roku – Miguel Munoz, prowadzący Real od 1960 do 1974 roku – w 422 spotkaniach. W tym czasie Los Blancos zdobyli 9 tytułów mistrza Hiszpanii, 3 puchary kraju oraz dwukrotnie sięgnęli po Puchar Europy. Praca w Madrycie przyniosła Munozowi wiele zaszczytów m.in. został wybrany najlepszym trenerem w historii hiszpańskiej piłki.
Na drugiej pozycji, plasuję się Vicente del Bosque. Jego dokonania są warte podkreślenia, ponieważ sprawował on swoją funkcję na przełomie wieków – w latach 1999/2003, czyli w erze rodzącej się drużyny „galaktycznych”. Wielu późniejszych coachów właśnie ze względu na wielkie nazwiska piłkarzy, nie wytrzymywało presji wyniku. Na przykładzie del Bosque znakomicie widać, że dłuższe stawianie na koncepcje jednego trenera jest słusznym posunięciem – Real  dwukrotnie zdobył zarówno: Ligę Mistrzów i mistrzostwo Hiszpanii oraz Superpuchar Europy w 2002 roku. Jednak i nad nim zebrały się w pewnym momencie ciemnie chmury – zwolniono go… po wygraniu Primera Division w 2003 roku. Mało kto przypuszczał wówczas, że tak mało logiczny scenariusz jest w stanie ponownie rozegrać się w przyszłości. Jak pokazał czas i przykład Capello, powtórka z rozrywki stała się faktem.
Na trzecim miejscu plasuję się „nasz” Leo Beenhakker, który dwukrotnie obejmował stery Realu, co w sumie dało mu 139 „występów” na trenerskiej ławce. Holender doprowadził swoich ówczesnych podopiecznych, (1986-1989) do czterech tytułów mistrza i zdobywcy pucharu na krajowym podwórku.
Trzech wspomnianych szkoleniowców wygrało w sumie, prawię połowę wszystkich mistrzostw Hiszpanii i Pucharów Europy zdobytych w historii klubu z Madrytu. To pokazuję, że trener posiadający komfort pracy – w postaci bezpieczeństwa swojej posady, jest dużo bardziej skuteczny w realizacji założonych przez klub celów.

Zły moment na zmiany

W ostatnim ligowym spotkaniu Real wymęczył jedno bramkowe zwycięstwo z Recreativo, dzięki czemu przynajmniej do następnego meczu, ucichną spekulację na temat zwolnienia Schustera. Jednak kolejna wpadka, może spowodować, że negatywne opinie powrócą jak bumerang, w dodatku z podwojoną siłą. Warto by włodarze Realu zaglądnęli w historię klubu i zauważyli, że zbyt pochopne decyzje w trakcie sezonu, doprowadziły do mizernych lub krótkotrwałych skutków. Ewentualny następca Bernda Schustera od początku swojej kadencji musiałby wygrywać, bez wcześniejszego zapoznania z drużyną. A jest to zadanie bardzo trudne i rzadko kiedy wychodzi zespołowi na dobre. Dlatego w tym momencie najbardziej potrzebna Realowi jest cierpliwość wobec obecnego szkoleniowca, co powinien zrozumieć przede wszystkim Roman Calderon.

Komentarze
~wts.pzn (gość) - 16 lat temu

dobry artykuł, szkoda że Roman Calderon go nie
przeczyta;) Nie jedna osoba z ulicy byłaby lepszym
prezesem Realu niż Pan Roman, z resztą Roman to chyba
naprawde pechowe imie, a może poprostu źle się
kojarzące... ;)

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze