Jednobramkowa przewaga z pierwszego meczu na korzyść Juventusu Turyn nad Realem Madryt nie daje gwarancji sukcesu. Zwłaszcza że mecz rozgrywany będzie na Santiago Bernabeu, przy pełnym stadionie. „Stara Dama” ma jednak kilka atutów, które będzie chciała skrupulatnie wykorzystać.
Rewanżowe spotkanie w ramach półfinału Ligi Mistrzów pomiędzy Realem Madryt a Juventusem Turyn zapowiada się niezwykle ciekawie. Z jednej strony zespół, którego szanse przed tym dwumeczem wydawały się niewielkie. Z drugiej strony gigant, dla którego konfrontacja z każdym z zespołów światowej czołówki nie wydaje się trudnością. Już pierwszy mecz uwodnił, że każde ze spotkań rządzi się własnymi prawami, statystyki w piłkę nie grają, a to, co się liczy na boisku, to dyspozycja w danym dniu.
Realnie patrząc na rewanż

Hiszpański kolos jest w stanie pomieścić ponad 85 tysięcy kibiców. Chyba nikt nie wyobraża sobie, że w takim meczu choć jedno miejsce pozostanie puste. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnim meczu ligowym na trybunach madryckiego stadionu zasiadło prawie 80 tysięcy kibiców. Jak wiadomo, ściany sprzyjają gospodarzom. I o ile zawodnicy „Starej Damy” mieli za swoimi plecami solidny ceglany mur, o tyle gracze „Los Blancos” podparci będą w tym meczu o prawdziwy żelbeton. Jak dużo do gry zawodnika jest w stanie wnieść doping płynący z gardeł zgromadzonej publiczności, wie tylko on sam. Nieraz w pomeczowych wypowiedziach piłkarze podkreślali, iż ogrom motywacji do ich występu wniosło wsparcie kibiców.
Real przegrał pierwsze spotkanie. Lecz podkreślić trzeba, że wynik 2:1 ze strzeloną bramką na wyjeździe jest całkiem korzystny. Podopieczni Carlo Ancelottiego, zdobywając tylko jedno trafienie, doprowadzają w dwumeczu do „zwycięskiego remisu”. A mało prawdopodobne, aby apetyt na gole zakończył się po jednym celnym strzale. W końcu mówimy o zespole, który w tym sezonie potrafił wygrywać dziewięcioma bramkami, tracąc przy tym tylko jedną w meczu przeciwko Granadzie, czy ośmioma w konfrontacji z Deportivo La Coruna, przy dwóch wpuszczonych golach.

Mówi się, że ostatnim ligowym remisem „Galaktyczni” utracili szansę na mistrzowski tytuł w kraju. Tym bardziej hiszpańscy zawodnicy będą zdeterminowani. Ostatecznie w wielkim finale czeka odwieczny przeciwnik, Barcelona. Wygrana w „hiszpańskim finale” byłaby wystarczającym zadośćuczynieniem za porażkę w La Liga.
Pisząc o atutach „Królewskich”, nie można nie wspomnieć o nim. Cristiano Ronaldo. Z pełną świadomością, jak ogromną gamę odczuć i często skrajne reakcje wywołuje dźwięk jego imienia, trzeba oddać mu jedno. Jest piłkarzem, który, podobnie jak Messi, potrafi w pojedynkę zmienić obraz meczu. Zawodnik, który w tym sezonie łącznie w wszystkich rozgrywkach 54 razy wpisywał się na listę strzelców, reprezentując barwy Realu, już w pierwszym meczu pokazał pazur. Mając takiego sportowca w składzie, można z optymizmem patrzeć na rewanżowy pojedynek.
https://www.youtube.com/watch?v=gj7kRevk1Hg
Juve-nalia na ulicach Madrytu

Juventus jedzie do Madrytu jako zwycięzca. W pierwszym meczu okazał się lepszy, a na boisku nie widać było różnicy klas pomiędzy drużynami. Mało tego, to piłkarze „Starej Damy” często przejmowali inicjatywę na boisku, zmuszając bardziej utytułowanego rywala w europejskich rozgrywkach do wzmożonego wysiłku pod własnym polem karnym. Piłkarze grali bez kompleksów, a duet Morata – Tevez działał jak dobrze naoliwiona maszyna.
„Stara Dama” kończy sezon ze zdobytym scudetto. Co za tym idzie, mecze ligowe to już dla prowadzonych przez Allegriego piłkarzy czysta formalność. Po ostatnim, zremisowanym spotkaniu przeciwko Cagliari widać było, że „Juve” nie ma potrzeby forsowania podstawowych zawodników. Mimo lekko eksperymentalnego składu jedna z decyzji personalnych przykuwa uwagę: powrót na boisko Paula Pogby. Gol strzelony przez Francuza w tym meczu daje jasny, czytelny sygnał przeciwnikom z Hiszpanii, że jego powrót na boisko może mieć kluczowe znaczenie.
Modrić, a właściwie jego brak w środkowej formacji Realu, to ogromne osłabienie gospodarzy. Po Chorwacie w środku pola powstała ogromna dziura, której Ancelotti nie potrafi załatać. Było to odczuwalne w pierwszym meczu. A teraz, pomni nauki z tej lekcji, gracze „Bianconerich” z pewnością będą chcieli to wykorzystać.

To, co przemawia na korzyść madryckich piłkarzy, jest przy odpowiedniej perspektywie dobrem dla przyjezdnych. Mecz rozgrywany na hiszpańskiej ziemi. Tam każdy strzelony gol będzie liczony „podwójnie”. Wystarczy trafić, jak w pierwszym boju, szybko jedną bramkę, a wtedy całokształt meczu może mieć nieprzewidywalny przebieg. Dałoby to Włochom asumpt do gry z kontry, gdzie przy dobrej dyspozycji Teveza pod bramką Cassilasa zrobiłoby się gorąco.
Juventus, mimo dobrego wyniku w pierwszym z meczów, wciąż jest postrzegany jak najsłabsza z ekip grających w półfinałach. Co za tym idzie, na kolegów Buffona kładziony jest mniejszy nacisk w postaci oczekiwań. To daje większy luz w poczynaniach piłkarzy. Wygrane mistrzostwo Włoch, występ w finale Pucharu Włoch to już ogromny sukces. Niezakwalifikowania się do finału Ligi Mistrzów kibice „Starej Damy” nie będą rozpatrywali w kategoriach porażki. Będą wdzięczni, że ich pupile zawędrowali aż tak daleko.
Bramka na wagę zwycięstwa

Typowanie zwycięzcy w takim spotkaniu przypomina trochę wróżenie z fusów. Oba składy mają swoje mocne strony, mając także słabości. Na ile jedne i drugie zostanie wykorzystane przez obie jedenastki, zobaczymy podczas rozgrywki. Kluczem do sukcesu wydaje się strzelenie pierwszej bramki. Ci, którzy dokonają tej sztuki przed rywalem, będą rozdawać karty podczas gry. I to zdeterminuje wygląd meczu. Gdyby dokonał tej sztuki zespół wstępujący w charakterze gościa, przy ogromnym doświadczeniu w grze obronnej, mógłby już nie dać wyrwać sobie zwycięstwa, grając z kontrataku. Jeżeli to hiszpańska kompania ulokuje piłkę w siatce przeciwnika, istnieje spore prawdopodobieństwo, że na jednym golu się nie skończy. Jeśli Real „poczuje krew”, to piłka może wielokrotnie odnajdywać drogę do włoskiej siatki. Oba scenariusze wydają się ciekawe z perspektywy kibica niespolaryzowanego na kibiców jednego z składów. Natomiast tym, którzy mają w tym meczu wyraźnego faworyta, nie przychodzi do głowy inny scenariusz jak zwycięstwo „swoich”.
[interaction id=”5551e199e091946473a0dd80″]