Real Madryt, czyli drużyna o dwóch twarzach


Jak postrzegać ekipę Zidane’a po ostatnich meczach?

8 grudnia 2020 Real Madryt, czyli drużyna o dwóch twarzach
news.winner.co.uk

„Królewscy” to klub budzący w obecnych rozgrywkach zarówno Ligi Mistrzów, jak i La Liga skrajne uczucia. Potrafią oni bez wątpienia dać kibicowi powód do dumy i nadzieję na walkę o największe trofea, by kilka dni później przegrać z zespołem środka tabeli. Nie dziwi też fakt, że większość sympatyków irytuje postawa francuskiego szkoleniowca.


Udostępnij na Udostępnij na

„Galacticos” w środę zagrają o awans do fazy pucharowej Champions League. Media spekulują o zwolnieniu Zinedine’a Zidane’a w przypadku przegranej z Borussią M’gladbach i tym samym odpadnięciu z turnieju. Szkoleniowiec trzynastokrotnego triumfatora tych rozgrywek nieraz pokazywał wszystkim, że potrafi radzić sobie z ciążącą na nim presją. W tym sezonie przyzwyczaił on jednak publiczność do tego, jak madrytczycy mogą być nieobliczalni.

Jeżeli podopieczni mistrza świata z 1998 roku wygrają nadchodzące spotkanie, uzbierają w sześciu meczach zaledwie 10 oczek. Jest to najgorszy wynik od sezonu 2005/2006, kiedy to ekipa z Gravesenem czy Robinho uzyskała taki sam wynik, odpadając później w 1/8 finału z Arsenalem. Warto wspomnieć, że Hiszpanie kończyli tamten sezon bez trofeów, a po nim z klubu odeszli prezes, trener oraz kluczowy piłkarz, jakim był obecny menedżer „Los Vikingos”.

 

„W Europie nie ma już słabych drużyn”

Ten słynny już cytat Vadisa Odidji-Ofoe chyba najlepiej określa niektóre spotkania Realu w obecnym sezonie. Porażki na własnym terenie z Cadiz czy Deportivo Alaves oraz dwukrotna klęska z Szachtarem Donieck – zarówno u siebie, jak i na wyjeździe – mówią same za siebie. We wszystkich tych meczach trudno było dostrzec jakiekolwiek pozytywy oprócz niektórych fragmentów drugiej połowy konfrontacji z Ukraińcami na Estadio Alfredo Di Stefano. Mimo bycia zdecydowanym faworytem piłkarze mistrza Hiszpanii nie byli w stanie sprostać postawionemu przed nimi zadaniu.

Fatalne błędy w defensywie zaowocowały również przegraną w wyjazdowym meczu z Valencią 1:4, gdy trzy bramki z samych rzutów karnych ustrzelił Carlos Soler. Gospodarzom dodatkowo pomógł Raphael Varane, pakując piłkę do własnej siatki. Real przegrał różnicą trzech bramek z obecnie zajmującą 15. lokatę drużyną „Nietoperzy”.

Rozgoryczenie może wywoływać też fakt, że Real bez Sergio Ramosa wygląda słabo. Pod nieobecność Hiszpana „Blancos” wygrali zaledwie dwa z sześciu meczów. Brak obrońcy w kluczowych momentach jest nad wyraz widoczny. Trudno nie wymienić przy tym ponownie nazwiska drugiego defensora „Królewskich” – Raphaela Varane’a. Francuz bez kapitana u boku wygląda jak dziecko we mgle, a nawet przy 34-letnim stoperze popełnia karygodne błędy.

Defensywa to niejedyna bolączka klubu z białej części Madrytu. Luka Jović, piłkarz, który miał być goleadorem w zespole Zidane’a, zaliczył w tym sezonie zaledwie 208 minut we wszystkich rozgrywkach. Mało tego, Serb ostatnią bramkę w białej koszulce strzelił przeciwko Ossasunie 9 lutego bieżącego roku. Nie trzeba być ekspertem, żeby wywnioskować, że nie ma on zbyt dużego wpływu na grę swojego bieżącego pracodawcy.

Wielkie mecze

Można krytykować decyzje Francuza we wcześniej wspomnianych pojedynkach ze słabszymi rywalami, natomiast zasługuje też na słowa uznania. Wygrał on bowiem w obydwu meczach fazy grupowej Ligi Mistrzów z Interem Mediolan. Styl gry odstawał od doskonałości, lecz wyniki, odpowiednio 3:2 u siebie i 2:0 na wyjeździe, są jak najbardziej korzystne. Dzięki nim bowiem ekipa „Zizou” może dalej myśleć o awansie do następnej fazy rozgrywek.

Oprócz wygranych z „Nerazzurrimi” zdecydowanie do plusów można przypisać triumfy z Barceloną czy ostatni z Sevillą, oba na terenie rywali. Mimo że „Blaugrana” nie jest w najlepszej dyspozycji, „Grand Derbi” rozpalają cały świat futbolu. Zawodnicy w białych koszulkach zwyciężyli na Camp Nou 3:1, będąc piłkarsko zespołem lepszym. W Andaluzji też „Los Blancos” okazali się drużyną górującą nad rywalami. Po wyrównanym meczu Real Madryt wygrał 1:0, a samobójcze trafienie zaliczył bramkarz „Los Nervionenses”, 29-letni Bono.

Benzema bohaterem, Hazard marnym transferem

Karim Benzema to od odejścia Cristiano Ronaldo podpora formacji ofensywnej Realu Madryt. Napastnik notuje niesamowite liczby i stanowi o sile ataku „Galacticos”. Obok Ramosa jest on zdecydowanym liderem całej drużyny. Strzelone 63 bramki i zanotowane 25 asyst od początku sezonu 2018/2019 to najlepszy argument na podkreślenie roli Karima w Madrycie. „Coco” zamyka usta wszystkim osobom krytykującym jego grę w czasach, gdy jeszcze razem z Cristiano przywdziewali koszulkę z tym samym herbem.  Na poniższym wykresie można zaobserwować, ile osoba Benzemy znaczy dla Realu na przez ostatnie lata.

 

Eden Hazard to w tej chwili jedna z największych wpadek transferowych w historii „Królewskich”. Piłkarz uczestniczył zaledwie w 28 oficjalnych spotkaniach od lipca 2019 roku, gdyż przez resztę był kontuzjowany. O ile u wyżej wymienionego Luki Jovicia powodem braku występów jest w dużej mierze słaba gra w białym trykocie, tak u Belga są to ciągłe urazy. Od czasu przejścia z londyńskiej Chelsea za 115 milionów euro Eden opuścił aż 39 (!) meczów. Same liczby Hazarda nie bronią, strzelił trzy bramki i zanotował siedem asyst, odkąd „gra” na Półwyspie Iberyjskim.

Młodość nie zawsze idzie w parze z jakością

Tacy zawodnicy, jak Rodrygo, Vinicius Junior oraz Martin Odegaard to niezwykle utalentowani gracze. Zastanowić się jednak trzeba, czy są oni gotowi, by wziąć na siebie ciężar gry w najważniejszych spotkaniach. Wiadomo, patrząc na to, co w podobnym do nich wieku robi chociażby Erling Braut Haaland, kibice oczekują podobnych osiągnięć. Jednak mimo ogromnych możliwości ci piłkarze muszą mierzyć się z jeszcze większym ciężarem. Gra w młodym wieku dla tak wielkiego klubu jak Real Madryt przynosi również niesamowity stres, zwłaszcza gdy to na nich budowana jest ofensywa „Królewskich”.

Mimo wcześniejszych argumentów wśród ludzi związanych z piłką znajdą się zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy gry jednego z dwóch wcześniej wspomnianych Brazylijczyków. Vinicius często irytuje swoimi nieprzemyślanymi decyzjami, jednak można dostrzec wiele pozytywów w jego grze, które jak na razie dały trzy bramki i dwie asysty w bieżących rozgrywkach. Najbardziej przeważającym argumentem w dyspozycji 20-latka jest jego szybkość. Zwycięzca mistrzostw Ameryki Południowej do lat 17 dodaje polotu w grze Realu, lecz do bycia zdecydowanym liderem ataku madrytczyków jeszcze wiele mu brakuje.

Drugi z obywateli kraju kawy, Rodrygo Goes, również nie posiada złych statystyk. Dotychczasowy dorobek trzykrotnego reprezentanta „Canarinhos” to jedno trafienie oraz cztery podania poprzedzające zdobycie gola dla jego ekipy. To, jak wchodził do drużyny 19-letni skrzydłowy, zapowiadało jednak dosyć szybką dominację na długie lata w ofensywie Realu. Tymczasem rozwój wychowanka Santosu nieco przyhamował. Dalej jest on materiałem na topowego piłkarza, ale długa droga jeszcze, zanim zacznie królować na wszystkich frontach, zarówno w liczbach, jak i grze.

Wina zawsze leży po obu stronach

Samemu Zidane’owi w tym sezonie można zarzucić wiele. Od trzymania w kadrze niepotrzebnych zawodników, do fatalnej gry w meczach, w których Real Madryt jest znacznym faworytem. Jednak trudno osiągać kolejne sukcesy i uzyskiwać korzystne rezultaty bez transferów.

Jedynym nazwiskiem, jakie zasiliło klub ze stolicy tego lata, jest wcześniej wspomniany Odegaard. Norweg powrócił z wypożyczenia, na którym przebywał w Realu Sociedad. Spisywał się on tam bardzo dobrze, zanotował cztery bramki oraz sześć asyst w 31 meczach. Do imponującej gry zawodnik dorzucił solidne liczby, jednak oprócz niego wzmocnień brak.

Florentino Perez powinien poważnie zastanowić się, zanim podejmie pochopne decyzje. Zidane cieszy się niezwykłą reputacją nie tylko wśród sympatyków „Los Merengues”, lecz także całym świecie futbolu. Zdaniem wielu klub nie potrzebuje zmiany na stanowisku trenera, tylko zwykłego przewietrzenia składu. To, że „Królewscy” posiadają ogromny potencjał, wiadomo nie od dzisiaj. Ciągle jednak można odnieść wrażenie, jakoby oglądało się dwa oblicza owej drużyny.

Podsumowując, winni sytuacji w klubie są zarówno trener, jak i sam prezes. Real nie powinien mieć większych problemów z wygrywaniem takich meczów jak chociażby ten z Szachtarem, nawet z obecną kadrą. Z drugiej strony trudno patrzeć na ekipę, która przepełniona jest zawodnikami nasyconymi sukcesami, a brakuje jej zwyczajnie powiewu świeżości. Biorąc pod uwagę nazwiska takie jak Valverde czy wcześniej wymienionej już trójki, można patrzeć z nadzieją w przyszłość. Nie można jednak zapominać o obecnej sytuacji, której sympatycy „Galacticos” nie postrzegają dobrze.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze