Ranking niespełnionych talentów, które mogły sięgnąć Ronaldo i Messiego


Przedstawiamy nasz ranking piłkarzy, którzy byli blisko legend, ale nie udało się im zostać na dłużej na szczycie

19 kwietnia 2020 Ranking niespełnionych talentów, które mogły sięgnąć Ronaldo i Messiego
Wikipedia

Od dobrej dekady Cristiano Ronaldo i Lionel Messi zdominowali piłkę nożną. W związku z tym postanowiliśmy stworzyć ranking niespełnionych talentów, które mogły sięgnąć do Portugalczyka i Argentyńczyka. Niestety, coś im stawało na drodze do legend. W naszej wybranej dziesiątce uwzględniliśmy piłkarzy, którzy mieli znacznie większy potencjał w stosunku do tego, co udało się im do tej pory osiągnąć.


Udostępnij na Udostępnij na

Obecnie trudno sobie wyobrazić plebiscyt Złotej Piłki bez wyżej wspominanej dwójki gigantów. Przez ostatnie lata mało kto potrafił się do nich zbliżyć. Na pewno i Argentyńczyk, i Portugalczyk to piłkarze wyjątkowi. Ale jak pokazuje historia futbolu, takich geniuszy może być więcej. Podczas panowania Ronaldo i Messiego pojawiali się też tacy, którzy swoim potencjałem i umiejętnościami mogliby przebić się na dłużej do światowej czołówki. Dwóch liderów naszych czasów postawiło poprzeczkę wysoko, ale udawało się tam sięgać co niektórym. Niestety, części zabrakło więcej samozaparcia albo szczęścia, żeby obcować na dłużej z tą wspaniałą dwójką. Dlatego właśnie wybraliśmy takich dziesięciu, którzy w ostatnich dziesięciu latach mogli wycisnąć więcej ze swoich karier. Oto nasz ranking niespełnionych talentów.

10. Alexis Sanchez

Niektórzy może powiedzą, że to jakaś pomyłka stawiać tutaj Chilijczyka, ale nie do końca. Alexis Sanchez to z pewnością największe odkrycie skautów Udinese Calcio, którzy szukali talentów tam, gdzie nikt inny wcześniej nie próbował. Już zakontraktowali go w 2006 roku, a regularnie grać we Włoszech zaczął w sezonie 2008/2009. Trzy lata gry w Serie A wystarczyły do tego, żeby Barcelona zapłaciła za niego 26 mln euro. W Hiszpanii miał wejść na wyższy poziom, co na pewno mu się udało. Ale nie był tam nigdy bardziej doceniany, a nawet krytykowany. Co z tego, że nawet stawał się drugim strzelcem w drużynie, kiedy cały czas oczekiwano od niego więcej. W dodatku w swoim ostatnim sezonie w „Dumie Katalonii” trener Tata Martino w tych ważniejszych meczach wolał stawiać na Pedro, nawet kiedy Sanchez nie dawał argumentów do tego, żeby z niego rezygnować.

Dlatego właśnie jego następnym przystankiem był Arsenal, w którym był jeszcze ważniejszym ogniwem. Niestety, pod batutą Arsene’a Wengera nie udało się mu zdobyć zbyt wielu tytułów, choć sam w ponad 160 meczach dla „Kanonierów” strzelił 80 goli. Ostatnią szansą wejścia na szczyt miał być transfer do Manchesteru United. Niestety, bardziej okazał się to początek końca wielkiej kariery. W „Czerwonych Diabłach” tylko zawodził i przypominał cień samego siebie z Londynu. To chyba potwierdziło, że te drużyny ocierające się o najwyższy poziom w Europie nie są dla niego. Teraz próbuje odbudować się w Interze Mediolan, ale tam gra bez większych błysków.

Dumny może być tylko z tego, że wraz z reprezentacją Chile udało mu się osiągnąć parę znaczących sukcesów. Na pewien czas zdominował rozgrywki Copa America, w których parę razy utarł nosa Argentynie, ale cały czas brakowało więcej szczęścia do zrobienia lepszego wyniku na mistrzostwach świata. Potencjał kadry był także na tyle duży, żeby po cichu marzyć o mundialowym medalu. Niestety na tym się skończy, bo reprezentacja się zestarzała, a sam Alexis Sanchez nie jest w stanie pchać ją dalej w kierunku sukcesów.

9. Marco Reus

Pierwszy z piłkarzy na naszej liście, którego przed lepszą karierą powstrzymały kontuzje. Ale też pod jednym względem stał się wyjątkowy, bo Marco Reus po każdym dłuższym urazie potrafił wrócić na swój poziom sprzed urazów. Zanim stał się kapitanem Borussii, to musiał przejść okrężną drogę do uznania. Ten urodzony w Dortmundzie zawodnik w młodych latach musiał udać się do Rot-Weiss Ahlen, a następnie do Borussii Mönchengladbach. W barwach „Źrebaków” objawił swój wielki potencjał i w ten sposób trafił za 17 mln euro do Dortmundu. W barwach BVB stworzył supertrio z Mario Götzem i Robertem Lewandowskim. Niestety, długo nie było im dane razem grać, bo dwójka z tego tercetu trafiła do Monachium.

Marco Reus nie miał zamiaru odchodzić do Bayernu, ale gdyby nie te wszystkie kontuzje, to mogłaby przyjść oferta ze znacznie mocniejszej europejskiej ekipy. Przez urazy nie udało mu się być także współautorem kilku innych sukcesów w reprezentacji Niemiec, w tym zwycięstwa w Brazylii na mundialu 2014. Później już ani kadra, ani klub z nim w składzie nie miały pasma sukcesów. Kapitan BVB był rok temu blisko zdobycia pierwszej mistrzowskiej patery w Niemczech. Ma już 30 lat i nie zapowiada się na to, żeby gdzieś wylądował poza Dortmundem. Gdyby miał lepsze zdrowie, to dzisiaj zapewne biegałby po hiszpańskich boiskach. Ale nawet mimo tej skłonności do kontuzji wielu nazywa go najlepszym niemieckim piłkarzem. To chyba dodatkowo pokazuje, jakim potencjałem był obdarzony i na jakim jest poziomie. Co sezon jest wśród najlepszych strzelców BVB i notuje mnóstwo asyst.

8. Nuri Sahin

Znowu lądujemy w Dortmundzie, ale skupimy się na pierwszym wielkim talencie BVB. Mowa o Nurim Sahinie, który debiutował w pierwszej drużynie 6 sierpnia 2005 roku, stając się najmłodszym piłkarzem w historii Bundesligi. Już wtedy interesowały się nim czołowe kluby w Europie, ale władze Borussii były nieugięte. W środku pola reprezentant Turcji był niesamowity. Nie był to typowy rozgrywający zapisujący sobie wiele asyst, ale ważny gracz budujący akcje ofensywne swojego zespołu z głębi pola. Sam zresztą lubił podłączać się do ataku i wykańczać akcję. Dodatkowo świetnie radził sobie w defensywie, taki typowy pomocnik box-to-box. Aby mógł grać regularniej, wypożyczono go do Feyenoordu. Po powrocie osiągnął jeszcze wyższy poziom. Był to kluczowy piłkarz zespołu Jürgena Kloppa i przyłożył dużą cegiełkę do mistrzostwa w 2011 roku. Wtedy też Kicker mianował go zawodnikiem sezonu. Nikogo nie dziwiło, że pozyskał go Real Madryt.

Niestety właśnie od podpisania sześcioletniego kontraktu z „Królewskimi” zaczęło się pasmo nieszczęść Turka. Trzeba było długo czekać na debiut w nowych barwach, bo kontuzja z końcówki sezonu w BVB wyeliminowała go z okresu przygotowawczego. Debiut miał miejsce dopiero w 12. kolejce, ale to i tak nie było najgorsze. Sahin nie miał okazji przekonać do siebie trenera, a przez te nieszczęsne kolano dość mocno obniżył loty. Został wypożyczony do Liverpoolu, w którym wytrzymał tylko pół roku. Następnie wrócił do Dortmundu, najpierw na wypożyczenie, a później został wykupiony. Bez poważniejszych kontuzji wytrzymał zaledwie dwa lata. Kolejne urazy jeszcze bardziej wyhamowywały jego karierę. Z czasem też stracił miejsce w Borussii, dlatego dzisiaj jest graczem Werdera Brema. W Bundeslidze już niczym wielkim się nie wyróżnia, ale wciąż ma na tyle dużo umiejętności, aby zostać w niemieckiej ekstraklasie.

7. Theo Walcott

Do Arsenalu przechodził jako 16-latek za 10,50 mln euro. Arsene Wenger był zdecydowany na tego młokosa, a po pół roku aklimatyzacji w Londynie zaczynał dostawać swoje pierwsze minuty w Premier League. Przed 20. urodzinami już zaczynał grać w pierwszym składzie „Kanonierów”. Wraz z wywalczeniem pierwszego składu przyszła poważniejsza kontuzja, która wykluczyła go z gry na cztery miesiące. Ale mimo tego urazu sezon 2008/2009 zakończył z 35 meczami dla londyńczyków. Jego liczby gier, a zwłaszcza goli i asyst, z kolejnymi latami zaczęły rosnąć. Niestety Anglikowi cały czas przytrafiały się jakieś urazy. Nie było roku, żeby z powodów zdrowotnych nie opuścił jakichś spotkań Arsenalu.

Jego najlepszy moment to sezon 2012/2013. Wtedy też miał drugi rok bez dłuższych przerw od gry. Dla Arsenalu wykręcił 43 mecze, w których zdobył 21 bramek i zaliczył 16 asyst. Niestety, nie przełożyło się to na żadne sukcesy w postaci pucharów. Kiedy wydawało się, że reprezentant Anglii może wreszcie rozpędzić swoją karierę, to na początku 2014 roku doznał poważnej kontuzji więzadeł krzyżowych. Niestety, od tego momentu Walcott zatrzymuje się w miejscu, a nawet cofa. Miał już tylko jeden sezon, w którym zdobył więcej niż dziesięć goli. Do tego też dochodzą kolejne drobne urazy. Od kilku lat już omijają go dłuższe przerwy od gry, ale niestety bardziej zaczyna wygasać, niż stabilizować się. Stał się jednym z wielu, a kiedyś widziano w nim supertalent. Tak wielki, że w reprezentacji Anglii zadebiutował, zanim jeszcze posmakował boisk Premier League. Dzisiaj ma 31 lat i gra regularnie w Evertonie, ale już bez tego błysku i tej wcześniejszej dynamiki.

6. Memphis Depay

Być może trochę przeceniamy Holendra, że umieszczamy go w rankingu tych niespełnionych talentów, które mogły sięgnąć gwiazd. Ale wielu znakomitych piłkarzy wychodziło z PSV Eindhoven i później rozkręcało się w znacznie lepszych firmach w Europie. W to jeszcze wierzymy w jego przypadku. Dla holenderskiego klubu w 124 meczach strzelił 50 goli i zaliczył 29 asyst. To dawało mu przepustkę do czołowego klubu Starego Kontynentu, więc za 34 mln euro trafił do Manchesteru United. Dlaczego nie zwojował Premier League? Przecież trafił do klubu, w którym zaczęła się przebudowa. Właśnie ci nowi młodzi gniewni mieli wejść do gry na nowej drodze sukcesów. To nie kontuzje zatrzymały Depaya.

Patrząc ze strony klubu, to Holender nie wykorzystał otrzymanych szans. Od początku przygody z United otrzymywał sporo minut, ale nie przekładały się one na zdobycze bramkowe czy asysty. Patrząc ze strony piłkarza, to trener dawał mu za mało okazji. Szybko okazało się, że Depay i Manchester to nie jest najlepsze połączenie. Niektórzy już zdążyli przekreślić go i oznaczyć łatką kolejnego chwilowego talentu. Przedwcześnie, bo reprezentant Holandii pokazał swoją wartość w Lyonie. Dla francuskiego klubu w 134 meczach zdobył 53 gole i dołożył 43 asysty. Szybko się okazało, że ekipa z Ligue 1 jest za mała na Holendra. Niestety, obecnie 26-latek leczy kontuzję więzadeł krzyżowych. Jeżeli wróci do pełni sprawności i formy sprzed kontuzji, to powinien otrzymać jeszcze jedną szansę w Premier League. Ma on tam pewne rachunki do wyrównania.

W reprezentacji Holandii też jeszcze nie osiągnął żadnego sukcesu. Jeśli wreszcie chce spełnić pokładane w nim dawniej nadzieje, to najbliższe lata będą kluczowe. Ale do osiągnięcia samego piłkarskiego szczytu jeszcze daleka droga i kto wie, czy potknięcie w Manchesterze za bardzo go nie wyhamowało.

5. Marco Asensio

Pewnie niektórych zdziwi obecność piłkarza Realu Madryt w tym zestawieniu. Ale mamy pewne mocne argumenty, które przemawiają za jego nominacją. Do „Królewskich” trafił z Mallorki, a jeszcze w międzyczasie był wypożyczony do Espanyolu. Jest on w stolicy Hiszpanii od pięciu lat, ale cały czas nie potwierdził wysokiego potencjału drzemiącego w nim. Oczywiście są momenty, kiedy Asensio jest świetny, ale czy dzisiaj jest on jednym z kluczowych piłkarzy Realu? Takim, który w pojedynkę zmienia oblicze meczów? No właśnie. Przyjrzyjmy się jego grze w kadrach młodzieżowych reprezentacji. Tam był istotnym elementem układanki. W drużynie U-19 zdobywał wiele goli. Zdobycie złota przez Hiszpanów w 2015 roku to w dużej mierze jego zasługa. Nie zapisywał się w protokołach sędziowskich w fazie grupowej, ale już w półfinale zdobył dwa gole dające awans do finału. W nim goli nie zdobywał, ale zaliczył dwie asysty.

W reprezentacji U-21 również był ważnym elementem zespołu, w którym był jedną z największych gwiazd na mistrzostwach Europy z 2017 roku rozgrywanych w Polsce. Tam Hiszpania przegrała niespodziewanie w finale z Niemcami. Był to nieoczekiwany rezultat, bo wcześniej Asensio i koledzy bez jakichkolwiek trudów rozprawiali się z innymi rywalami. Szybko też zadebiutował w dorosłej reprezentacji Hiszpanii. W sezonie 2015/2016 w Espanyolu był kluczowym piłkarzem, zanotował cztery gole i aż 13 asyst. To dało mu przepustkę do gry w Realu, w którym jednak aż takich cyfr nie wykręcał.

Dostawał swoje szanse na boisku, ale nigdy nie został kluczowym elementem „Królewskich”. Jakby było mało nieszczęść, to przed obecnym sezonem doznał poważnej kontuzji więzadeł krzyżowych. Ma on dopiero 24 lata. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądać po powrocie na boisko. Może to jest moment na to, żeby zmienić otoczenie i spróbować od nowa pokazywać swoje umiejętności. W 135 meczach dla Realu zdobył 27 goli i zanotował 19 asyst. Talentu miał na znacznie większy dorobek. Może przeszkadzał mu Cristiano Ronaldo, któremu trzeba było dostarczać piłki? Niewykluczone, choć sezon bez Portugalczyka w Madrycie dla Asensio był lepszy tylko pod względem asyst.

4. Paul Pogba

Ale jak to? W takim rankingu umieszczamy mistrza świata? Tak, jak najbardziej. Dlaczego? Bo wiemy, że Francuza stać na znacznie więcej w piłce nożnej. Mógłby być królem środka pola i niekwestionowanym najlepszym piłkarzem drugiej linii. Ale z pewnych względów tak nie jest. Już od początku kariery Paul Pogba obracał się wokół wielkich piłkarzy w wielkich klubach. Jak miał 16 lat, to opuścił Le Havre na rzecz Manchesteru United. W tym klubie do końca nie poznano się na talencie, jakim obdarzony jest francuski piłkarz. Dlatego w 2012 roku trafił za darmo do Juventusu. W Turynie miał od kogo uczyć się fachu gry w środku pola: Arturo Vidal, Andrea Pirlo czy Claudio Marchisio. I przede wszystkim miał zaufanie trenera. To wszystko przełożyło się na szybki rozwój młodego pomocnika.

W ten sposób Juventus zrobił interes życia, sprzedając go z powrotem do „Czerwonych Diabłów” za 105 mln euro! Świetny przegląd pola, dobre podłączanie się do ofensywy, a jeszcze dobre walory fizycznie oraz waleczność w defensywie. Wydawało się, że Manchester pozyskał brakujące ogniwo do osiągnięcia sukcesu i odczarowania złego okresu od czasu przejścia na emeryturę sir Aleksa Fergusona. Czas zawieszenia Man Utd wykorzystały inne angielskie ekipy. Dopiero Jose Mourinho coś wskrzesił ze starych legend, ale wciąż bez sukcesu w Premier League. Zresztą Portugalczyk zaczął mieć też problemy właśnie z Pogbą. Wiedział, że Francuza stać na więcej i nie wszystko, co umiał, pokazywał na boisku.

Ten „mocniejszy charakterek” jest na razie głównym hamulcowym w karierze Francuza. Przez to wydaje się, że związek z Manchesterem zaczyna się wypalać. Pogba czuje się dobrze w reprezentacji Francji, ale coraz gorzej w klubie. Ale potencjalny transfer 27-latka też jest kłopotliwy. Chętnie widziałby go u siebie Real Madryt, ale mają tam obawy powtórki z tego, co teraz się dzieje w jego aktualnej drużynie. Na ten moment mistrz świata leczy kontuzję, która wyeliminowała go z większości obecnego sezonu. Wszyscy wiemy, że umiejętności ma bardzo duże, ale musi jeszcze za nimi pójść głowa, aby podnieść się jeszcze wyżej i za szybko nie rozmienić talentu.

3. Cesc Fabregas

Hiszpan mógł mieć wszystko i być obecnie w znacznie lepszym miejscu. Czasem pośpiech jest złym doradcą, bo kto wie, czy piłkarz nie przegapił najlepszego okresu w historii Barcelony. W młodości był wielkim talentem, ale chcąc grać już na najwyższym poziomie, zdecydował się na ofertę Arsenalu. Menadżer Arsene Wenger obiecał mu szybki debiut w seniorskim zespole. I w ten sposób zaczęła się kariera Katalończyka, który w wieku 16 lat rozegrał swój pierwszy mecz w koszulce „Kanonierów”. Od początku imponował on umiejętnościami technicznymi. Brakowało mu tylko więcej zadziorności w defensywie, ale miał się tego od kogo uczyć, grając u boku Particka Vieiry czy Gilberto Silvy.

W Arsenalu był przede wszystkim królem asyst. Najlepiej czuł się jako rozgrywający, a z czasem też zaczął sam wykańczać akcje. W ciągu ośmiu lat dla „Kanonierów” rozegrał 306 meczów, w których zdobył 59 goli i zanotował 92 asysty. Niestety, nie pomógł im za bardzo w zdobywaniu tytułów. Pewnego pułapu nie udało się przeskoczyć, więc postanowił zmienić otoczenie. W 2011 roku wrócił do Barcelony, w której zmieniła się już hierarchia. Grając w młodzieżowych drużynach „Dumy Katalonii”, to właśnie Fabregas był najczęściej liderem. Teraz od lat rządził na Camp Nou Leo Messi i należało grać pod batutą Argentyńczyka. Pod względem tytułów wywalczonych z klubem to był na pewno udany okres dla Cesca. Ale w Katalonii spędził tylko trzy lata, po czym wrócił na Wyspy Brytyjskie, gdzie czuł się najlepiej.

Kolejnym jego klubem została Chelsea, w której przeżywał ostatni dobry okres swojej kariery. A przede wszystkim było tam zawsze miejsce dla niego w składzie, czego nie można było mu zagwarantować w Barcelonie. Wreszcie udało mu się wygrać Premier League. Z czasem jednak i w „The Blues” trenerom zaczęły przeszkadzać jego wady. Wspominaliśmy już wcześniej, że był on świetnym rozgrywającym. W ofensywie czuł się bardzo dobrze, ale znacznie gorzej już radził sobie w defensywie. Zwłaszcza w tych późniejszych latach kariery. Momentami wydawało się, że gra trochę na alibi w obronie. Nie przypominał siebie z dawnych lat, ale też od jego debiutu w piłce nożnej wiele się zmieniło. Był też taki moment, że ze względu na jego walory ofensywne selekcjoner kadry Hiszpanii ustawiał go na szpicy.

Obecnie jest on zawodnikiem AS Monaco, ale w wieku 32 lat mógłby być w lepszym miejscu. Tutaj chyba zawiodło trochę przekleństwo adaptacji do gry na kilku pozycjach, z czasem zrobił się taką zapchajdziurą. Może jakby uzbroił się w większą cierpliwość, to w Barcelonie wycisnęliby z niego więcej? Bo tak po latach pojawił się tylko problem bogactwa i miejsca dla Cesca w składzie „Dumy Katalonii”. Z kadrą osiągnął wszystko, co się da, ale nie wyróżniał się mocno ponad innych piłkarzy. Z tego złotego okresu Hiszpanii bardziej zapamiętamy Andresa Iniestę czy Xaviego Hernandeza niż jego.

2. Mario Götze

Niemiecki Messi, złote dziecko Dortmundu, nadzieja reprezentacji Niemiec. Przed laty można było znaleźć wiele przydomków określających skalę talentu Mario Götzego. W 2010 roku objawił się on światu w barwach BVB. Rok wcześniej debiutował już w seniorskiej drużynie, ale jej pełnoprawnym członkiem stał się właśnie od sezonu 2010/2011. Już w tej pierwszej kampanii zaliczył 16 asyst, ale też zdobył sam osiem goli. Miał znakomitą technikę i świetny przegląd pola. Najlepiej czuł się, kiedy trener ustawiał go za plecami napastnika. W ten sposób miał więcej przestrzeni i opcji do kreowania akcji ofensywnych swojego zespołu. Nawet dłuższa kontuzja nie powstrzymała tego świetnie zapowiadającego się talentu. Tutaj poszło coś innego nie tak.

Niestety, Götze miał problem z właściwym podejmowaniem decyzji. Najpierw potajemnie dogadał się z Bayernem Monachium co do transferu. To spowodowało gniew kibiców, z którym musiał się zmagać w końcówce pierwszego okresu gry w BVB. Inaczej później postąpił Robert Lewandowski, który przed nikim niczego nie ukrywał, i do końca fani go szanowali. Ale wracając do Niemca, to mało kto oparłby się ofercie od bawarskiego klubu. Reprezentant Niemiec wiedział, obok kogo mógł grać w tym klubie i ile mógłby jeszcze osiągnąć. A przecież to on miał być przyszłością Bundesligi i kadry. Dla Borussii zagrał w 116 meczach, zdobył 31 goli i zaliczył 44 asysty. Jego pierwszy sezon w Monachium był dobry i grał on często. Potem przyszedł czas na mundial 2014, podczas którego Götze golem w dogrywce dał Niemcom mistrzostwo świata. Miał to być moment zwrotny w jego karierze, ale nikt nie przewidywał takiego zwrotu.

Pod ręką Pepa Guardioli wielu piłkarzy rozwinęło się, ale też byli tacy, którzy nie zrobili żadnych postępów. Niestety, jednym z takich przykładów jest Mario Götze. Hiszpan miał problemy z tym, żeby optymalnie wykorzystać niemieckiego zawodnika. Też do końca mu nie ufał, bo w tych najważniejszych meczach nie był on pierwszym wyborem szkoleniowca. Do tego braku zaufania doszły jeszcze kontuzje, które mocno zatrzymały karierę wielkiej niemieckiej nadziei. Po trzech latach gry Niemiec spakował się i wrócił do Dortmundu. Tam nie było mu łatwo wskoczyć na dawny piłkarski pułap. Wszystko przez problemy z wagą, które okazały się skutkiem choroby.

Nawet po uporaniu się z tym problemem nie udało się już 27-latkowi wrócić do tej formy sprzed mistrzostw świata w Brazylii. Liczne drobne kontuzje i brak zaufania ze strony trenerów całkiem zatrzymały świetnie zapowiadającą się karierę. Po obecnym sezonie gaśnie kontrakt z BVB, a władze klubu nie są zainteresowane przedłużeniem umowy. Wcześniej wspominaliśmy o tym, że Götze dokonuje złych wyborów. Kiedy miał problemy z powrotem do dawnej dyspozycji, to chciał go mieć u siebie w LFC Jürgen Klopp. Może właśnie większa zmiana otoczenia pozwoliłaby wrócić Mario na właściwe drogi? Wybrał znajome miejsce, gdzie jak pokazała przyszłość, nie udało się już wrócić na dawne tory.

1. Mario Balotelli

Wydaje nam się, że nie będzie większego zaskoczenia. Mario Balotelli to jest piłkarz, który miał wszystko, żeby sięgnąć i utrzymać się na dłużej na poziomie Lionela Messiego i Cristiano Ronaldo. Włoch miał wielki piłkarski talent, ale niestety dla niego miał też talent do wpadania w kolejne kłopoty oraz talent do gubienia głowy. 29-latek był już u nas w jednym rankingu dość wysoko sklasyfikowany, a w tym wygrywa. Jego pierwszym wielkim klubem był Inter Mediolan, a następnie grał w Manchesterze City, Milanie, Liverpoolu, Nicei, Marsylii i Brescii. Jak na 13 lat kariery piłkarskiej to niezła liczba. Ale wracając do rzeczy, włoski napastnik dysponuje świetną techniką. Potrafi też świetnie egzekwować rzuty wolne oraz dysponuje mocnym uderzeniem z dystansu z gry. Próbował go odpowiednio ustawić do pionu Roberto Mancini, ale często wpadał z młodym rodakiem w konflikt.

Na temat samych wybryków Balotellego można byłoby napisać osobny artykuł albo nawet pracę magisterską. Ale przez charakter nigdy nie wytrzymał dłużej w jednym miejscu niż przez trzy lata. W Interze zaprezentował się światu jako młody i charaktery talent, więc trafił do budowanego nowego mocnego zespołu w Anglii. W tamtym okresie chyba Włochowi najbardziej odbiło, więc pozbyto się go po trzech latach. Sam transfer był już głośny, bo nowym pracodawcą reprezentanta Włoch był… AC Milan. W Mediolanie zawsze czuł się dobrze, więc szybko wskoczył na wysoki poziom i trafił po roku do Liverpoolu. To okazało się pomyłką, dlatego wypożyczenie zwrotne miało znowu pomóc odnaleźć się wielkiemu talentowi. Niestety, tym razem kontuzje powstrzymały regenerację formy. W 2016 roku Anglicy mieli już go dość i niespodziewanie Mario wylądował w OGC Nice. Akurat w okresie, kiedy z tego klubu Lucien Favre zaczął wyciskać maksa.

We Francji ponownie odżył, ale do momentu, kiedy mu się znowu nie znudziło. Chciał do Marsylii, to trafił do Marsylii. Ale totalnie mu tam nie wyszło, więc od początku tego sezonu gra w Brescii Calcio. Patrząc na skalę jego talentu, z jednej strony można się dziwić, co on robi w takim miejscu. Ale gdy dodamy do tego jego charakter i zdolność do wybryków, to inaczej patrzymy na jego sytuację. Mario Balotelli po prostu w ciągu swoich 29 lat życia nie zdążył dorosnąć. Co jakiś czas trafiamy na jakieś urywki z Włochem, ale niestety częściej dotyczące jakichś wybryków czy manifestacji niż pięknych goli. Bardzo nam szkoda, że ludzie bardziej zapamiętają go z koszulki z napisem: „Why always Me?” albo tylko z jednego gola z półfinału Euro 2012. A bardziej z cieszynki po bramce niż wspaniałego trafienia na 2:0. Właśnie w tym trafieniu zobaczyliśmy 29-latka w całej klasie. Zawsze na świeczniku, bez zważania na jego niesamowite umiejętności piłkarskie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze