Raków Częstochowa i Lech Poznań – słodko-gorzkie początki


Niels Frederiksen i powracający do pracy Marek Papszun mają powody zarówno do optymizmu, jak i zmartwień

9 sierpnia 2024 Raków Częstochowa i Lech Poznań – słodko-gorzkie początki
Jakub Ziemianin/Raków Częstochowa

Pojedynek Rakowa Częstochowa i Lecha Poznań raczej nie elektryzuje już fanów ekstraklasy w tym samym stopniu co w 2022 roku. Wówczas obie te ekipy do przedostatniej kolejki ligowej toczyły zaciekły bój o mistrzostwo Polski. Ostatecznie oba zespoły w ostatnich latach mogły świętować zdobycie najcenniejszego ligowego trofeum, ale obecnie łączy je jeszcze jedno. Zarówno Raków, jak i Lech muszą podnieść się po wielkim rozczarowaniu w poprzednim sezonie.


Udostępnij na Udostępnij na

Oba zespoły rozpoczęły sezon od dwóch zwycięstw i jednej porażki. Zarówno Lech, jak i Raków zainaugurowały rozgrywki zwycięstwem, a przegrane przyplątały się w 2. kolejce. Z pozoru naprawdę dużo łączy sytuacje obu zespołów, ale tak naprawdę jeszcze więcej jest między nimi różnic. Zaczynając na trenerze, przez zawodników i nastroje, a kończąc na zaufaniu do właścicieli klubu i ich działań.

Musi być lepiej

Raków Częstochowa, broniąc tytułu mistrzowskiego, zakończył rozgrywki 2023/2024 na zaledwie 7. miejscu w tabeli. Drużyna Dawida Szwargi zajęła tym samym niechlubną pozycję najgorszej drużyny ligowej czołówki. Niewiele lepiej poszło Lechowi Poznań, który po fatalnej wiośnie zakończył sezon dwie pozycje wyżej. Rozczarowanie było o tyle duże, że w obu klubach na papierze kadry wyglądały wyjątkowo dobrze. W Lechu otwarcie mówiono o najdroższym składzie personalnym w historii klubu, a w Częstochowie latem 2023 potencjalne gwiazdy sprowadzano hurtowo.

Niestety w obu klubach nie spełniono oczekiwań. Dawid Szwarga nie udźwignął gry na trzech frontach przez całą jesień. Faza grupowa Ligi Europy i mecze m.in. z przyszłym triumfatorem – Atalantą – z pewnością osładzały niepowodzenia ligowe. Ale mimo to w Częstochowie nikt nie mógł być zadowolony. W związku z tym już trzy kolejki przed końcem poprzedniego sezonu podjęto decyzję, że Szwarga nie będzie pełnił funkcji pierwszego szkoleniowca w kolejnej, trwającej obecnie kampanii. Przekaz z klubu był jasny. Właściciel klubu Michał Świerczewski wyraźnie zaznaczał, że Raków nie może popaść w przeciętność. Zmiany były konieczne.

Natomiast w Lechu nie wyszło chyba nic. Z hasła „mistrz i grupa” pozostało 5. miejsce w tabeli, historyczne kompromitacje na wyjeździe i przed własną publicznością, a także potężne rozczarowanie rzeszy poznańskich kibiców. „Kolejorz” nie zdołał nawet odpowiednio wypromować swoich zawodników przed sprzedażą do klubów zagranicznych. Zarówno Filip Marchwiński, jak i Kristoffer Velde zostali sprzedani za dużo niższe kwoty, niż można było się spodziewać po udanych występach w Lidze Konferencji. W związku z fatalnym stylem gry i brakiem satysfakcjonujących wyników nowy szkoleniowiec, Niels Frederiksen, również ogłoszony został kilka tygodni przed ostatnią kolejką. W poprzednim roku na „Kolejorza” spadły wszystkie możliwe plagi egipskie i jasne jest to, że kibicom zadośćuczyni tylko mistrzostwo Polski.

Architekci

W związku z poszukiwaniem drogi w stronę powrotu na futbolowy szczyt w obu klubach zatrudniono nowych szkoleniowców. A ich rola jest zdecydowanie niebagatelna.

Marek Papszun wraca na ławkę trenerską w Częstochowie po roku rozbratu z pracą. W Rakowie jest postacią pomnikową, wiązane są z nim ogromne nadzieje. W końcu wszelkie sukcesy świętowane na stadionie przy ul. Limanowskiego mają twarz właśnie tego trenera. Po spektakularnym pożegnaniu Papszuna po zdobyciu mistrzostwa Polski w 2023 roku trener łączony był z niezliczoną ilością klubów. W środowisku piłkarskim pojawiały się plotki mówiące o zainteresowaniu m.in. Maccabi Haifa, Olympiakosu i Arisu Saloniki, Dynama Kijów, Szachtara Donieck, a nie można zapomnieć o masie informacji łączących szkoleniowca z reprezentacją Polski.

Odrzucając wszystkie oferty, dalej budował swoją częstochowską legendę. Jednocześnie duża część polskiej opinii publicznej fetyszyzowała kadencję Papszuna w Częstochowie. A przy kiepskich wynikach Rakowa Częstochowa poprzedniego szkoleniowca zaczęto wspominać z jeszcze większym sentymentem. Marek Papszun zyskał w ten sposób aurę cudotwórcy, który niczym król Midas zamienia wszystko w złoto. Jego powrót na ławkę trenerską postrzegany jest jako największe wzmocnienie na rynku transferowym. Ta łatka może okazać się sporym ciężarem, który od początku nakłada gigantyczną presję na dobre wyniki oraz odpowiedni styl. Oczekiwania są bardzo duże, a margines błędu jest niewielki. Spore nadzieje ciążące na Marku Papszunie mogą stać się gwoździem do jego trumny.

Bankier

W Poznaniu nowy trener również był bardzo potrzebny. Ale Niels Frederiksen swoim statusem znacząco odbiegał od trenera Rakowa. W końcu nie miał bagażu doświadczeń w postaci dwukrotnego zdobycia Pucharu Polski i mistrzostwa. Trudno zaufać klubowi, z którego wielokrotnie padały deklaracje o skautingu trenerów, długiej liście odpowiednich nazwisk, a który to ostatecznie ratuje się usługami firmy zewnętrznej wyszukującej szkoleniowców o wymaganym profilu. Ostatecznie na ławkę trenerską trafia bankier, który od wielu miesięcy pozostawał bezrobotny. W przeciwieństwie do Marka Papszuna Niels Frederiksen na zaufanie miał sobie dopiero zapracować. W przeciwieństwie do swojego trenerskiego vis-a-vis nie miał wypracowanej w Polsce marki i swoją pozycję zaczynał budować z zupełnie innego, dużo niższego, pułapu medialnego.

To trochę za mało

Zarówno Frederiksen, jak i Papszun napotykają sporo trudności na początku sezonu. Co prawda Lech i Raków zainaugurowały sezon dwoma zwycięstwami i porażką. Mimo tego, że z pozoru jest to bardzo podobna sytuacja, oba zespoły podchodzą do dzisiejszego spotkania w zupełnie innych nastrojach. Z każdym kolejnym spotkaniem w Częstochowie pojawiały się nowe powody do obaw. Z kolei w „Kolejorzu” z meczu na mecz widać coraz więcej optymizmu.

Oczekiwano, że Raków Marka Papszuna już od pierwszej kolejki rozpocznie budowanie przewagi nad rywalami, która w rezultacie da mistrzowski tytuł. Premierowy mecz z Motorem Lublin wpisywał się w ten plan, ale jednocześnie powinien zapalić w Częstochowie lampkę alarmową. Przez długie fragmenty meczu Raków był apatyczny w ofensywie, całkowicie niewidoczny był Patryk Makuch, a niewiele wychodziło Adriano Amorimowi. Dobra forma Ante Crnaca to zdecydowanie za mało. I nie wystarczyło już na dobrze zorganizowaną Cracovię Dawida Kroczka. Pierwszy mecz po powrocie Marka Papszuna przed własną publicznością zakończył się porażką. Ale najgorsze było to, że tym razem ofensywa Rakowa Częstochowa była już totalnie bezzębna. Sytuacja zdecydowanie nie jest wymarzona, a trzy punkty zdobyte z GKS-em Katowice to bardzo małe światełko w tunelu. W kolejnym spotkaniu długimi fragmentami drużyna Marka Papszuna była bowiem pod sporą presją przeciwnika.

Ciągle w budowie

Trzeba to powiedzieć. W sezonie 2024/2025 Raków punktuje jedynie w meczach z beniaminkami. Jednocześnie gra zespołu w tych spotkaniach daleka była od ideału. Zawodzili liderzy, dużo więcej oczekiwać można od Frana Tudora, Berggrena czy nowych nabytków: Amorima i Makucha. Do tej pory Raków Częstochowa nie znalazł postaci, na której mógłby oprzeć swoją grę w ofensywie. Pojedyncze zrywy Crnaca i Jeana Carlosa to zdecydowanie za mało, by skutecznie punktować w perspektywie całego sezonu. Na dodatek w końcowych minutach meczu w Katowicach przedwcześnie z boiska z powodu kontuzji musiał zejść Bogdan Racovitan. Lider częstochowskiej defensywy zmaga się z urazem i wciąż nie wiadomo, jak długo szkoleniowiec będzie musiał znajdować dla niego zastępstwo. Z drugiej strony w tym zjawisku widać też wielką klasę zespołu Papszuna. Gra się nie klei, drużyna wciąż jest w fazie budowy, a cenne punkty i tak lądują na koncie Rakowa.

Nowi zawodnicy muszą jeszcze wprowadzić się do szatni i przyzwyczaić się do reżimu treningowego niedoszłego selekcjonera reprezentacji Polski. Jeśli Raków zdoła ustabilizować swoją dyspozycję, a Papszun znajdzie klucz do dobrej formy wszystkich piłkarzy, mistrzostwo wciąż pozostanie kwestią otwartą. Warto przypomnieć, że dwa sezony temu, gdy Raków triumfował w rozgrywkach PKO Ekstraklasy, aż 10 z 23 zwycięstw to wygrane z przewagę tylko jednej bramki. Z drugiej strony należy pamiętać, że w tamtym sezonie Raków potrafił nawet zdobyć siedem bramek w jednym spotkaniu. Dlatego obecna ofensywa zdecydowanie musi się poprawić. Ważne jest to, że w Częstochowie potrafią wygrywać trudne mecze ze słabymi przeciwnikami, ale Lech Poznań może okazać się dużo trudniejszym sprawdzianem. Na zorganizowaną ekipę Nielsa Frederiksena i dobrze dysponowanego Bartosza Mrozka pojedyncze przebłyski indywidualności mogą nie wystarczyć.

Zamek z piasku

W Poznaniu nastroje są całkowicie odwrotne. Poznańskie środowisko wchodziło w sezon bardzo pesymistycznie. Klub przeprowadził transfery wyjątkowo późno, a zawodnicy przychodzą głównie z lig gorszych od polskiej. Drugi poziom rozgrywek w Norwegii nie może robić wrażenia na kibicach, którzy chcieli głośnych nazwisk. Niels Frederiksen otrzymał pewien kredyt zaufania, ale nikt nie wierzył, że Lech ma skład, którym może skutecznie walczyć o tytuł. Oczekiwania wobec trenera i drużyny były dużo mniejsze. Języczkiem u wagi były działania zarządu „Kolejorza”, a raczej ich brak. Niels Frederiksen spokojnie budował zespół według swoich założeń, docierała się również współpraca Duńczyka z nowym asystentem – Sindre Tjelmelandem.

Ale z każdym kolejnym meczem balonik pompowany przez sympatyków poznańskiego zespołu rósł. Lech wygrał z Górnikiem Zabrze i dobrze wszedł w sezon, prezentując nowy sposób grania w piłkę. W Łodzi przytrafiła się porażka, ale gra długimi fragmentami napawała sporym optymizmem. Z kolei pierwsza połowa w domowym meczu z Lechią Gdańsk to prawdziwy spektakl w wykonaniu drużyny Nielsa Frederiksena. W Lechu odżyły postacie, które w zeszłym sezonie zawodziły. Joel Pereira obok Borjy Galana ma najwięcej kluczowych podań w lidze. Afonso Sousa jest w czołówce klasyfikacji udanych dryblingów, a w kanadyjce już przebił swój wynik z poprzedniej kampanii. Mikael Ishak wreszcie pożegnał widmo boreliozy i w wielkim stylu rozpoczyna strzelanie bramek. Lech Poznań ma liderów, na których może oprzeć swoją grę.

Osłabienia

Problemem Lecha mogą być wspomniane wcześniej ruchy transferowe. „Kolejorz” latem tego roku pozbył się trzech zawodników, których można było uznawać za kręgosłup poznańskiego zespołu. Ich odejście było wkalkulowane w to okienko transferowe, ale niepokojące jest tempo, z jakim Tomasz Rząsa i Piotr Rutkowski szukają wzmocnień i uzupełnień. Niels Frederiksen do tej pory przed każdym meczem tracił jeden z ważnych komponentów swojej maszyny. Przed inauguracją był to Filip Marchwiński, a następnie z klubem pożegnał się Kristoffer Velde. Z kolei w kadrze na spotkanie z Lechią Duńczyk nie mógł uwzględnić Jespera Kalstroema. Potencjalne zastępstwo Szweda dopiero wyłania się zza horyzontu i są to jedynie plotki. „Kolejorz” jest jak na razie zamkiem z piasku, którego fundamenty naruszyć może najmniejszy podmuch wiatru. Kadra Lecha Poznań jest zdecydowanie zbyt krótka, by myśleć o regularnym wygrywaniu na przestrzeni całego sezonu.

Kurs kolizyjny

W takiej sytuacji spotykają się w Częstochowie Lech z Rakowem. Dla obu drużyn będzie to premierowe starcie z drużyną z czołówki. Wyzwanie będzie zdecydowanie większe niż do tej pory. Jednocześnie spotkanie Lecha z Rakowem stanowi okazję do weryfikacji wielu tez. Czy Raków dalej będzie punktować tylko z beniaminkami? Czy Marek Papszun zdoła obudzić ofensywę swojej drużyny? Z kolei w Poznaniu wątpliwości dotyczą tego, czy drużyna, w której wymieniane są fundamenty, jest w stanie stworzyć sobie nowych liderów. Piątkowy wieczór wiele wyjaśni i na pewno zmieni perspektywę postrzegania tych klubów przez opinię publiczną.

Mimo tego samego dorobku punktowego do tej pory na boisku widać było dwie zupełnie różne drużyny. Wiadomo jednak, że dużo większy potencjał długoterminowy ma Raków Częstochowa, choć w tej chwili w dużo lepszej dyspozycji jest Lech Poznań. Te proporcje mogą się jednak stopniowo zmieniać. Jeśli Marek Papszun wkomponuje nowe nabytki do swojej wizji gry, a Niels Frederiksen otrzyma od pionu sportowego „Kolejorza” odpowiednie narzędzia, spotkanie obu klubów w rundzie rewanżowej może znowu elektryzować tak jak w 2022 roku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze