Gdyby Józef Wojciechowski był bardziej stanowczy w swoich działaniach, Dusan Radolsky w Polonii Warszawa już dawno by nie pracował. Wszak „Czarne Koszule” pod wodzą słowackiego szkoleniowca dwa razy przegrały i raz zremisowały, a właściciel warszawian zwykle po takich passach dziękował szkoleniowcom za współpracę. Radolsky na razie zachował posadę, ale spać spokojnie wciąż nie może, bo tuż przed meczem z Arką Gdynia otrzymał ultimatum – dwa zwycięstwa w trzech najbliższych meczach.
W sobotę Łukasz Trałka na naszych łamach przyznał, że zarówno on jak i jego koledzy nie słyszeli nic o żadnym ultimatum dla trenera Radolskiego. Takowe jednak jest, o czym informowała już nawet oficjalna strona internetowa dwukrotnych mistrzów Polski. Polonia w spotkaniach z Arką i Wisłą Kraków w Ekstraklasie, a także Pogonią Szczecin w Pucharze Polski musi wygrać przynajmniej dwa razy. Jak wiadomo, nie udało się piłkarzom z ulicy Konwiktorskiej pokonać „Żółto-niebieskich”, zatem dla Radolskiego meczami „o życie” będą potyczki z „Białą Gwiazdą” i „Portowcami”.
— Nie boję się ultimatum — zaznacza jednak ze stoickim spokojem trener Polonii. — Każdy z nas ma swoją robotę do wykonania – ja swoją, prezes swoją i każdy się na niej skupia. Nie jest nam łatwo, zwłaszcza że w ostatnim czasie spadło na nas niespodziewanie mnóstwo problemów. Najpierw poważnej kontuzji nabawił się Igor Kozioł, potem rozwiązano kontrakt z Jarosławem Lato. Jak już jednak wspomniałem, nie drżę o posadę. Zobaczymy, co zrobi prezes Wojciechowski.
W rozmowach z dziennikarzami Radolsky wykazał się niezwykłym spokojem, ale już po wyjściu z klubowego budynku Arki był nieco zdenerwowany, podobnie jak większość jego podopiecznych. Polonia bowiem, zaraz po meczu w Gdyni, miała udać się do Szczecina na spotkanie 1/16 finału Pucharu Polski z Pogonią. W związku z żałobą narodową nie wiadomo jednak było, czy mecz nie zostanie przełożony. Piłkarze z Warszawy nerwowo przechadzali się z telefonami komórkowymi, dzwoniąc do rodziny bądź też przyjaciół, czy coś wiedzą na temat ewentualnego przełożenia potyczki. Były również próby skontaktowania się z ludźmi z PZPN, ale bezskuteczne. Najtrafniej sytuacje podsumował Jacek Kosmalski: — Kto w końcu odpowiada za ten Puchar Polski?! — grzmiał. Bo okaże się, że pojedziemy do Szczecina, a tam powiedzą nam, że mecz jest odwołany i trzeba będzie wracać do Warszawy.
Ostatecznie okazało się, że tylko trzy spotkania (Stali Stalowa Wola z Lechem Poznań, GKP Gorzów Wielkopolski z Legią Warszawa i Nielby Wągrowiec z Lechią Gdańsk) zostały przełożone na inny termin. Polonia z Pogonią zagra zgodnie z planem, a więc we wtorek. Toteż „Czarne Koszule”, choć po długich chwilach niepewności, z Gdyni mogły pojechać prosto do Szczecina.