Przypadki Kamila K.


Raz na wozie, raz pod wozem. To powiedzenie zna chyba każdy i bardzo często ma z nim do czynienia w swoim życiu. W polskim środowisku piłkarskim można znaleźć zawodnika, do którego kariery to powiedzenie pasuje niemal w stu procentach. Chodzi o Kamila Kosowskiego.


Udostępnij na Udostępnij na

Sezon 2002/2003, Wisła Kraków dochodzi do 1/8 finału Pucharu UEFA, eliminując takie zespoły jak AC Parma i Schalke 04 Gelsenkirchen. Wiślacy odpadli dopiero po pasjonującym i wyrównanym dwumeczu z Lazio Rzym, głównie przez katastrofalną postawę bramkarza „Białej Gwiazdy” w meczu rewanżowym. Jednym z ojców tego sukcesu był Kamil Kosowski, lewoskrzydłowy Wisły, który swoim rajdami i dryblingami siał spustoszenie w formacjach obronnych rywali. Bez wątpienia był to bardzo udany okres w karierze „Kosy”, a wspomniane występy w europejskich pucharach otworzyły drogę do klubów zagranicznych.

Na konkretne oferty nie trzeba było długo czekać i w roku 2003 Kosowski został zawodnikiem niemieckiego 1.FC Kaiserslautern. Tak rozpoczął się okres „tułania” Kamila po piłkarskiej Europie. W latach 2003 -2007 polski pomocnik reprezentował barwy w sumie trzech klubów: (poza wymienionym 1.FC Kaiserslautern były jeszcze Southampton F.C. oraz Chievo Verona), jednak w żadnym nie odegrał poważnej roli, występując głównie jako rezerwowy.

;Po tym okresie, zdecydowanie mało udanej europejskiej przygody wielu znawców piłki nożnej skreśliło Kosowskiego, postrzegając go jako zawodnika, który do Polski może jedynie wrócić do ligowego średniaka, aby dorobić sobie do emerytury. Stało się jednak inaczej. „Kosa” wrócił do Wisły i niemal z marszu stał się jej liderem. Widać było, że czas spędzony w zachodnich klubach zaprocentował doświadczeniem, którego brakowało „Kosie” przed wyjazdem (był oskarżany o brak zaangażowania w grę defensywną swojego zespołu). Nie tylko wypracowywał bramki, ale także potrafił doskonale zmotywować i poprowadzić młodszych kolegów z drużyny. Dodatkowo zawsze walczył do końca, nigdy nie odstawiał nogi. Stał się po prostu piłkarzem kompletnym (jak na polskie warunki).

I kiedy wydawało się, że kariera „Kosy” może się już tylko rozwijać, działacze krakowskiego klubu zdecydowali się na bardzo dziwny krok. Nie zgodzili się na podwyżkę dla najlepszego zawodnika i pozwolili mu odejść za darmo. Ciężko jednoznacznie ocenić czy Kosowski chciał zbyt dużo, czy dla działaczy ważniejsze były oszczędności, ale faktem jest, że na tej decyzji straciły obie strony. Wisła straciła bardzo wartościowego gracza, co widać było po jakości jej gry w rundzie wiosennej. Natomiast „Kosa” przenosząc się do drugoligowego (obecnie już trzecioligowy) Cádiz CF, a następnie do APÓELu Nikozja skazał się praktycznie na piłkarską emeryturę. Bo na kolejny udany powrót do polskiej ligi może już zabraknąć czasu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze