Blackburn Rovers w końcu przegrało na swoim stadionie. Gospodarze musieli uznać wyższość klubu z Liverpoolu. W innym meczu, na St Andrew's Stadium, Hull bezbramkowo zremisowało z drużyną Aleksa McLeisha.
O 16:00 na Ewood Park podopieczni Sama Allardyce’a podejmowali Everton FC. Dla drużyny Davida Moyesa zapowiadało się trudne spotkanie, bowiem Blackburn nie przegrało na własnym stadionie od 19 grudnia ubiegłego roku. Ostatnio drużynie z Blackurn na Ewood Park udało się zatrzymać nawet takie potęgi jak Chelsea i Manchester United. Mimo tej przewagi Blackburn zaczęło mecz fatalnie. W 2. minucie Ryan Nelsen sfaulował w polu karnym Mikela Artete i sędzia bez chwili zastanowienia podyktował rzut karny. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł sam poszkodowany i otworzył wynik spotkania. Tempo meczu nie było zabójcze, Everton spokojnie rozgrywał piłkę i kontrolował ją przez pierwszą część gry. Swoich ulubieńców na Ewood Park dzielnie wspierali kibice. W 17. minucie szansę na podwyższenie wyniku miał Phil Neville. Były gracz Manchesteru United w kluczowym momencie zdecydował się jednak odegrać piłkę i nic z akcji nie wyszło. Później okazje mieli gospodarze. W 38. minucie mogła paść bramka na wyrównanie. Strzelał Martin Olsson, ale znakomitą interwencją popisał się bramkarz gości, Tim Howard. W 43. minucie zaskoczyć Amerykanina próbował jeszcze Keith Andrews. Jednak jego strzał zza linii pola karnego nie był wystarczająco silny i precyzyjny, by mógł zagrozić bramce Evertonu. Pierwsza połowa zakończyła się jednobramkowym prowadzeniem gości.
Druga odsłona meczu rozpoczęła się spokojnie i nic nie zapowiadało, że do końca spotkania czekać na nas będą wielkie emocje. Pierwszą realną sytuację na strzelenie gola mieli goście. W 56. minucie Dinijar Bilialietdinow dośrodkował do Tima Cahilla. Australijczyk uderzył głową, ale nie trafił w światło bramki Paula Robinsona. W 67. minucie w słupek trafił Leighton Baines. Mimo że to Everton był lepszą drużyną w tej części gry, to jako pierwsi w drugiej połowie bramkę strzelili gospodarze. Dwie minuty po strzale obrońcy Evertonu przepięknego gola zdobył Steven N’zonzi. Francuski pomocnik uderzył z ponad 20 metrów i nie dał szans na obronę bramkarzowi gości. Ewood Park oszalało. Mieliśmy 1:1. Blackburn złapało drugi oddech w tym meczu. Chwilę później zapędził się pole karne Evertonu i wywalczył rzut wolny. Stały fragment gry wykonał David Dunn a, ponad bramką strzelał Nelsen. David Moyes zdecydował się na zmianę. Boisko opuścił obrońca, Tony Hibbert, a na jego miejscu pojawił się Yakubu. Szkocki trener ponownie udowodnił, że ma nosa do zmian. Kilka chwil po pojawieniu się na boisku Nigeryjczyk wpisał się na listę strzelców. Everton ponownie wyszedł na prowadzenie. Bramka gości wyraźnie poruszyła ambicję Blackburn, bo już dwie minuty później mieliśmy remis. Gola dla podopiecznych Sama Allardyce’a zdobył Jason Roberts. Strzał napastnika ponownie, z równie dalekiej odległości co przy uderzeniu N’zonziego, nie pozostawił żadnych szans Timowi Howardowi.
Na Ewood Park zapowiadało się dziesięć emocjonujących minut. Zamiast ładnych akcji obejrzeliśmy kilka fauli i nieudaną próbę strzału Mikela Artety. W 89. minucie stało się jednak coś, co ustanowiło wynik spotkania. Gola na wagę trzech punktów zdobył Tim Cahill. Do Australijczyka zagrał Yakubu. W doliczonym czasie gry goście nie pozwolili odebrać sobie zwycięstwa. Blackburn przerwało passę bez przegranych na Ewood Park, przegrywając 2:3 z ekipą Davida Moyesa.
W sobotnie popołudnie na St. Andrews Stadium odbył się mecz pomiędzy Birmingham i Hull City. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, ale okazji do zdobycia bramki nie brakowało. Jako pierwszy w ekipie gospodarzy próbował James McFadden. Po wybiciu piłki z pola karnego Hull napastnik uderzył na bramkę gości, ale jego strzał obronił Matt Duke. Działo się to w 4. minucie meczu. 20 minut później doczekaliśmy się szansy dla gości. Dobre podanie od Hesselinka zmarnował jednak Craig Fagan, który posłał piłkę ponad poprzeczką Joe Harta. Cztery minuty później Hull ponownie zaatakowało. Najpierw piłkę graczom Aleksa McLeisha odebrał George Boateng i zagrał ją do Jimmiego Bullarda. Pomocnik pognał z nią prawym skrzydłem i oddał mocny, lecz minimalnie niecelny strzał na bramkę gospodarzy. W 39. minucie świetnie uderzył McFadden. Strzał Szkota z największym wysiłkiem obronił Duke. Dwie minuty później odpowiedzieli goście. Najpierw Bullard zagrał piłkę do Dawsona, a ten podał ją do Hesselinka. Holenderski napastnik oddał dobry strzał z główki i tylko znakomita obrona Harta uchroniła gospodarzy od straty gola. Chwilę później sędzia zakończył pierwszą połowę.
Na początku drugiej odsłony spotkania z dobrej strony pokazywał się Jimmy Bullard. Pomocnik Hull City kilka razy popisał się świetnymi podaniami, które, niestety, później były marnowane przez jego partnerów z drużyny. W 53. minucie w polu karnym gości zrobiło się trochę niebezpiecznie. Po podaniu McFaddena, piłka trafiła do Camerona Jerome. Anglik źle przyjął futbolówkę i ta trafiła w ręce bramkarza gości, który uspokoił sytuację. Piłkarze Hull City dobrą akcję przeprowadzili w 62. minucie. Po wymianie piłki z Kevinem Kilbanem Tom Cairney pognał pod pole karne Birmingham i oddał strzał na bramkę rywala. Niestety, futbolówka poszybowała minimalnie ponad poprzeczką. Kolejną bardzo dobrą okazję dla gości zmarnował Jamie Bullard. W 85. minucie ładnie na prawym skrzydle zachował się Jozy Altidore, który odegrał piłkę Anglikowi. Bullard przyjął ją i niecelnie uderzył na bramkę Harta. Pod koniec meczu podopieczni Iaina Dowiego mieli jeszcze dwie okazje do zdobycia bramki, ale nie potrafili ich wykorzystać. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Jeden punkt na trudnym terenie w Birmingham dał ekipie z Hull awans o jedno oczko w tabeli. Stało się to dzięki przegranej Burnley, które zajmuje obecnie przedostatnią lokatę w lidze.
swietny mecz rogrywal Cahill