Przełom historii i przełom wieków. Osobowości z przeszłością w Rakowie i Widzewie


Postacie, które łączą częstochowian i łodzian

2 października 2022 Przełom historii i przełom wieków. Osobowości z przeszłością w Rakowie i Widzewie
chrobry-glogow.pl

Raków i Widzew to zaciekli wrogowie, do których ligowego starcia dojdzie po ćwierć wieku. Historia spotkań obu klubów to nie tylko gorąca atmosfera na trybunach, ale też wielkie emocje na boisku. My natomiast postanowiliśmy przypomnieć postacie związane w przeszłości z RKS, jak i RTS.


Udostępnij na Udostępnij na

Jedną z najbardziej znanych osób, która w latach 90. miała okazję przywdziewać koszulkę Widzewa i Rakowa, jest oczywiście Andrzej Kretek. Bramkarz urodzony w Pabianicach przez pięć sezonów przywdziewał trykot klubu z „Serca Łodzi”, a następnie spędził 3,5 roku pod Jasną Górą. Co ciekawe, bezpośrednio przed niedzielnym spotkaniem udzielił w mediach dłuższej rozmowy. To jednak zaledwie początek długiej listy nazwisk osób, które występowały przy Piłsudskiego oraz Limanowskiego.

Wiedziałem, że nie mam szans na grę i postanowiłem odejść z Widzewa. Wylądowałem w Rakowie, który był beniaminkiem, pierwszy raz w historii grał na poziomie ekstraklasy i czekała go trudna walka o utrzymanie. Andrzej Kretek dla „Przeglądu Sportowego”

Oblegana linia

Zostając w ubiegłym wieku, nie sposób nie przytoczyć rywala Andrzeja Kretka w bramce Rakowa Częstochowa podczas ostatniego okresu drużyny w dzisiejszej ekstraklasie. Przeciwnie do kolegi, Marek Matuszek, który stał między słupkami częstochowian w ponad 100 spotkaniach, obrał odwrotny kurs. Z miasta świętej wieży na Łódź i Widzew w 1999 roku, czyli dopiero rok po pożegnaniu „Medalików” z najwyższą klasą rozgrywkową. Tam spędził pół roku i zagrał 11 meczów w lidze, cztery w Pucharze UEFA oraz jeden w eliminacjach do Ligi Mistrzów przeciwko Fiorentinie. Jednak wraz z zimowym przyjściem do klubu Andrzeja Woźniaka był zmuszony odejść w poszukiwaniu gry do chorzowskiego Ruchu.

Podobnie częstochowskiego zespołu od razu nie opuścił Tomasz Kiełbowicz. Lewy obrońca w wieku 20 lat trafił do Rakowa ze spadającej Siarki Tarnobrzeg, przez trzy rundy grał w jego koszulce na polskich salonach, a potem jeden sezon spędził klasę niżej. Legenda Legii Warszawa i dziewięciokrotny reprezentant Polski wrócił do ówczesnej pierwszej ligi przez transfer do widziewiaków, dla których rozegrał 23 spotkania, w tym niemal komplet minut w europejskich pucharach. Na pewno został również zapamiętany z dubletu w wygranych 3:2 derbach Łodzi, jako że to były jego jedyne bramki dla „Czerwono-biało-czerwonych”.

Pozostając w latach z jedynką z przodu, trzeba wspomnieć o szalonej karierze Bogdana Pikuty. W przeciwieństwie do Matuszka oraz Kiełbowicza napastnik z Jaworzna najpierw przeżywał wielkie chwile na arenie międzynarodowej z Widzewem, aby potem wraz z kolegami musieć żegnać elitę w Rakowie. Co prawda pośrodku był on jeszcze piłkarzem GKS-u Katowice, ale przeciętny okres w zespole Rakowa skierował go w dół. Po wieku, w którym mógł zaprezentować się na scenie europejskiej, można uznać, że został nie do końca spełnionym piłkarzem, którego tym razem Częstochowa nie potrafiła odbudować

W czasach mojej gry były to dwa różne światy, bo w czerwono-biało-czerwonych barwach zdobyłem jeden z czterech mistrzowskich tytułów i zagrałem w europejskich pucharach, strzelając gola w wygranym 1:0 meczu z Bangor City FC, natomiast w Częstochowie dwa lata później przeżyłem gorycz degradacji z ekstraklasy, ale sentyment pozostał. Bogdan Pikuta dla Sportdziennik.com

„Fred” z ekipą

Radosław Mroczkowski to kolejna osobowość, której kibicom obu ekip raczej nie trzeba przedstawiać. 54-letni szkoleniowiec zżyty z łódzkim Widzewem, którego rezerwy trenował w latach 2010–2011, przejmując następnie pierwszy zespół na dwa lata i prowadząc go w 73 spotkaniach. Kampanie 2011/2012 oraz 2012/2013 kończył na kolejno 11. i 13. miejscu w rozgrywkach ekstraklasy. Rozpoczynał też pamiętny sezon spadku RTS z elity, kiedy pożegnał się z funkcją po dziewięciu kolejkach.

Cofając się w historii, nie wszyscy pasjonaci piłki, nieśledzący niższych lig, mogą skojarzyć, że po roku bezrobocia po zakończeniu pierwszej przygody w łódzkim klubie w grudniu 2014 roku w Rakowie Częstochowa zastąpił Jerzego Brzęczka. I podobnie jak wtedy zrobił to początkowo z niezłym skutkiem, bowiem nie tylko odniósł wiosną siedem zwycięstw w dziewięciu meczach, ale także zdołał pociągnąć zespół z dziesiątego miejsca w tabeli 2. ligi do walki o awans. „Czerwono-niebiescy” przyhamowali w końcówce i dopiero golem w ostatniej minucie ostatniej kolejki serii gier weszli do barażów o awans, gdzie spotkali się z wyżej notowaną Pogonią Siedlce.

Piłkarze Radosława Mroczkowskiego po dwóch thrillerach 1:1 i 2:2 w związku z wówczas panującą zasadą wyjazdowych goli przegrali zażartą walkę o 1. ligę. Mimo to częstochowscy fani z optymizmem próbowali patrzeć w przyszłość. Następny sezon przyniósł wiele. Oczekiwania były spore, a popularny „Fred” postawił na widzewski zaciąg, w którym znaleźli się Maciej Mielcarz, Damian Warchoł czy Maksym Kowal.

Szczególne poruszenie wywoływało stawianie na tego pierwszego, doświadczonego golkipera, który prezentował się fatalnie i zawalał dużo bramek. Za tym poszły wyniki, mimo 18 punktów zdobytych w 11 meczach Mroczkowski pożegnał się z posadą po trzech spotkaniach bez zwycięstwa, a zastąpił go duet Przemysław Cecherz – Krzysztof Kołaczyk. Jednak kadencję trenera można traktować jako przełom – wyjście z marazmu RKS-u.

Poźniej jeszcze raz trener z Poddbębic powrócił do Widzewa na ostatni, najważniejszy mecz sezonu 2017/2018, którego stawką był awans do 2. ligi. Ta misja zakończyła się sukcesem. Wygrana 3:2 z Sokołem Ostróda przypieczętowała grę szczebel wyżej. Mroczkowski, który wcześniej wprowadził do elity Sandecję, również z tym zadaniem do pewnego czasu radził sobie dobrze, zostając jednak zwolnionym po pięciu remisach z rzędu i skomplikowaniu walki o awans na zaplecze ekstraklasy.

Głośne przygody

A jeśli wspomnieliśmy o Przemysławie Cecherzu, to trudno nie przytoczyć jego sylwetki. Jako pierwszy trener Rakowa po Radosławie Mroczkowskim ogarnął bałagan po poprzedniku, ale bardzo krótkotrwale, bo ten wrócił z podwójną siłą. Z pewnością jego twarz nosi legendarna porażka 1:8 z GKS-em Tychy, niedługo po której przyszedł pod „Limankę” Marek Papszun. Cecherz natomiast pół roku później trafił do Widzewa Łódź, którego częściowo postawił na nogi, ale któremu nie pomógł powrócić na szczyt. Po przegranym finiszu sezonu 2016/2017 III ligi i porażce w inaugurującej kolejce kampanii 2017/2018 rozstał się z „Sercem Łodzi”.

Rok później rozkminiano w Częstochowie plan przeniesienia wypożyczenia z Wisły Płock do Widzewa na Raków. Aż w końcu zimą 2018 roku do beniaminka 1. ligi trafił Adam Radwański. Młody ofensywny pomocnik, który nie robił furory na czwartym stopniu, całkiem dobrze wszedł do drużyny „Czerwono-niebieskich”, zdobywając dwie imponujące bramki na zapleczu ekstraklasy, ale jesień następnego sezonu to był niestety regres formy, skutkujący rolą zmiennika i zupełnym brakiem liczb.

W końcu powrócił on do „Nafciarzy”, którzy następnie także postanowili z niego zrezygnować i jak to często w historii bywało, nastał drugi raz w Widzewie, który już jako drugoligowiec wykupił „Radwana”. Co było dalej – łodzianie doskonale wiedzą – dalsza gra poniżej potencjału. Aż w końcu gigantyczny skandal przy pobiciu na murawie po awansie w katastrofalnym stylu do 1. ligi, gdy piłkarze postanowili świętować sukces.

Największy współczesny przykład to jednak historia Arkadiusza Kasperkiewicza, rodowitego łodzianina i wychowanka Widzewa, który w pierwszym i drugim zespole RTS-u występował w latach 2013–2015, w tym w pierwszej lidze po spadku z ekstraklasy. Środkowy obrońca trafił z Łęcznej do Częstochowy w lipcu 2018 roku i z marszu stał się ważnym ogniwem dominatora rozgrywek. Sensacja wydarzyła się jednak podczas jednego z domowych spotkań ligowych przeciwko ŁKS-owi.

„Kasper” wówczas wyrównał z rzutu karnego w ostatniej minucie meczu i podbiegł do sektora gości, pozdrawiając Widzew. Ta sytuacja nie uszła sympatykom Rakowa, którzy od tamtej chwili nie pałali sympatią do własnego stopera. A karierę Kasperkiewicza przystopowała kontuzja, pomimo której udało mu się zadebiutować w ekstraklasie w czerwono-niebieskich barwach. W bieżącym sezonie zdobył nawet przeciwko Rakowowi bramkę w koszulce Stali Mielec.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze