W inauguracyjnym spotkaniu 6. kolejki Ekstraklasy Korona Kielce wygrała na wyjeździe 2:0 z Odrą Wodzisław. Piłkarzom Marka Motyki udało się przełamać niechlubną passę czterech meczów bez wygranej w Ekstraklasie.
Piłkarze Korony sezon zaczęli z prawdziwym przytupem. Wygrana 4:0 z warszawską Polonią na inaugurację spowodowała, że apetyty w Kielcach wzrosły. Szybko jednak kielczanie zostali przywołani do parteru. Do meczu z Odrą złocisto-krwiści przystąpili z pokorą, bo w końcu nie tak dawno na boisku przy Bogumińskiej poległa warszawska Legia. Koronie w zdobyciu tego trudnego boiska mieli pomóc dwaj doświadczeni piłkarze, dobrze znani kibicom polskiej piłki: były zawodnik Legii, Aleksandar Vuković, oraz dawny gracz Wisły Kraków, Nikola Mijajlović.

Odra zamierzała bardzo szybko wykorzystać atut własnej murawy i od pierwszej minuty rzuciła się do frontalnego ataku. Najpierw w 5. minucie bliski pokonania Cierzniaka był Radzinevicius, który próbował strzałem głową skierować piłkę do siatki – nieskutecznie. Minutę później owoców nie przyniosło także uderzenie wślizgiem Bueno. Pomimo tych niepowodzeń wydawało się, że Odra nadal z konsekwencją będzie siać spustoszenie w polu karnym Korony. Najwyraźniej dziś sił piłkarzom Wieczorka starczyło jedynie na kilka minut. Wykorzystali to goście, którzy nie zamierzali bynajmniej szarżować bezmyślnie – chcieli powoli zdobywać teren. I cel osiągnęli, w 26. minucie. Świetne zgranie Andradiny do Wilka, ten zobaczył lepiej ustawionego, niepilnowanego Pawła Sobolewskiego, który precyzyjnym strzałem po ziemi otworzył wynik meczu. Od tego momentu Korona zaczęła szanować piłkę, nie pozwalając Odrze na dojście do własnej szesnastki. Do przerwy kielczanie z jednobramkowym prowadzeniem.
Drugie 45. minut mogło zanudzić na śmierć nawet najbardziej wytrawnego kibica Ekstraklasy. Korona, co nie powinno nikogo dziwić, skupiła się na pielęgnowaniu korzystnego rezultatu, natomiast Odra zatraciła gdzieś chęci na odrobienie strat. Przy takim podejściu wodzisławian, nawet najbardziej defensywnie ustawiona Korona musiała mieć swoje okazje. W 65. minucie Edson, który chwilę wcześniej pojawił się na boisku, wykorzystał błąd Kokoszki i zwycięzca tego meczu był już właściwie znany. Na prawie pół godziny przed końcem spotkania oba zespoły mogły myśleć już o swoich kolejnych pojedynkach.