Problemy Dawida Korta w Atromitosie – nie pierwsze, ale oby ostatnie


Złe dobrego początki?

3 marca 2019 Problemy Dawida Korta w Atromitosie – nie pierwsze, ale oby ostatnie
Foto Adam Starszynski / PressFocus

Greckie słońce niekoniecznie zawsze musi być lepsze od krakowskiego smogu. Dawid Kort zamieniając w styczniu Wisłę Kraków na Atromitos Ateny, jednocześnie zamienił grę w pierwszym składzie na ławkę rezerwowych.


Udostępnij na Udostępnij na

Szybko się porozumieliśmy. Chcę zrobić krok do przodu i pierwszy raz spróbować swoich sił w zagranicznym klubie. Myślę, że dokonałem odpowiedniego wyboru i poradzę sobie – mówił Kort tuż po złożeniu ostatniego podpisu na kontrakcie z ateńczykami na łamach „Przeglądu Sportowego”.

Życie szybko zweryfikowało plany młodego zawodnika – zaledwie 177 minut w 11 spotkaniach z pewnością nie napawa szaleńczym optymizmem oraz nie daje wielu powodów do radości. Ale Kort w życiu wychodził już z nie takich opresji.

Zahartowany

Kort pochodzi z jednego z blokowisk w Szczecinie, gdzie, mówiąc wprost, nie przelewało się. – Wychowałem się w nieciekawej dzielnicy. Było sporo rówieśników, którzy całe dnie spędzali na staniu pod bramą i zastanawianiu się, co można zrobić głupiego. Trudno było mi się tam odnaleźć, bo mnie coś takiego nie interesowało. W wieku 14 lat wiedziałem już, że będę grał w piłkę – powiedział.

Myśli w dość szybkim tempie przekształcał w czyny. Korta nie zniechęciła nawet poważna kontuzja – pęknięcie kości strzałkowej – której nabawił się podczas mistrzostw Polski juniorów. Wyleczył się i nadal piął po kolejnych szczeblach.

Ledwie po ukończeniu 18. roku życia Dariusz Wdowczyk dał mu szansę debiutu na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce – ekstraklasie. 13 minut w wygranym przez Pogoń 3:1 meczu przeciwko Polonii Warszawa. Tak rozpoczęła się przygoda Dawida Korta z seniorską piłką.

O kolejne występy wcale nie było łatwiej. W ciągu całego następnego sezonu na placu gry pojawiał się rzadko – albo nie łapał się meczowej kadry, albo konsekwentnie okupował ławkę rezerwowych. W najlepszym przypadku grał, ale tylko ogony spotkań. Stracony rok sprawił, że włodarze Pogoni, aby nie zahamować jego rozwoju, postanowili go posłać na wypożyczenie.

Kort trafił do Floty Świnoujście, która borykała się z poważnymi problemami finansowymi. Zawodnik, podobnie zresztą jak kilka lat później w barwach Wisły Kraków, nie otrzymywał pensji. Sportowo natomiast zyskał sporo – w końcu regularnie grał. Po 29. kolejkach I ligi Flota ogłosiła bankructwo, a co za tym idzie, nie dokończyła rozgrywek.

Droga do wyjściowej jedenastki Portowców wiodła przez Bytów. Na wypożyczeniu w barwach tamtejszej Bytovii ponownie prezentował się z na tyle dobrej strony, że ówczesny szkoleniowiec Pogoni – Czesław Michniewicz – sięgnął po Korta zaledwie po jednej rundzie i niemal natychmiastowo włączył młodego zawodnika do pierwszego składu.

W międzyczasie rodzinę Dawida opuścił jego ojciec. Nie załamał się. – Musiałem wziąć odpowiedzialność za mamę i brata. Nie miałem takiej młodości jak moi rówieśnicy. W wieku 19 czy 20 lat spoważniałem, dojrzałem. Mama i brat czasem potrzebowali się wygadać – wyjaśniał.

Problemy rodzinne nie przełożyły się na formę sportową. Michniewicza zastąpił Kazimierz Moskal, Moskala zmienił Maciej Skorża, a w miejsce Skorży zatrudniono Kostę Runjaicia, a Kort wciąż nie oddawał miejsca w składzie.

Sytuacja zmieniła się diametralnie właśnie wraz z nadejściem Runjaicia. Pogoń przegrywała mecz za meczem i znalazła się na zasłużonym ostatnim miejscu w ligowej stawce. Po jednej z porażek, Kort do spółki z innymi piłkarzami, kierownikiem drużyny i klubowym masażystom, udali się do klubu go-go. Wszyscy delikwenci zostali surowo ukarani, mówiąc kolokwialnie, po kieszeni, ale nie tylko.

Od tamtej pory Runjaić odstawił Korta na boczny tor. Dawid nie chce rozwodzić się na temat wspomnianej nocy szybko ucinając krótkim „chwila słabości”. Po zakończeniu sezonu Pogoń rozwiązała z nim kontrakt. Cios bolesny zważywszy, że to klub, w którym się wychował.

Ekspres Szczecin-Kraków-Ateny

Twój klub trenuje, a ty kopiesz ze znajomymi na orliku. Wiedziałem, w jak poważnej sytuacji byłem. Albo w jedną stronę, albo w drugą. Albo dostanę i wykorzystam kolejną szansę w ekstraklasie, albo przepadnę nie wiadomo gdzie – Dawid Kort dla „Przeglądu Sportowego”.

Szansę dostał, więcej – szansę wykorzystał. Wszystko przebiegło w sposób błyskawiczny. Najpierw SMS z gratulacjami dla Macieja Stolarczyka, który ciepłą posadę dyrektora sportowego Pogoni Szczecin zamienił na niepewny grunt w Krakowie zostając trenerem Wisły. Mając na uwadze ówczesne zainteresowanie Białej Gwiazdy jego usługami, osoba Stolarczyka jedynie przyspieszyła cały proces.

Jedna wiadomość, druga, trzecia… i Kort znalazł się w szeregach krakowskiej Wisły. Pod względem finansowym teren mocno niepewny – jak sam później przyzna, nie spodziewał się, że aż w takim stopniu – natomiast sportowo już nie. Przestój w treningach nie wpłynął na formę 23-latka i przebojem wskoczył do składu.

Nie opuścił ani jednego spotkania Wisły Kraków podczas rundy jesiennej. Obecność na całej długości boiska, spokój i inteligentne czytanie gry – znak firmowy Korta, szczególnie uwidoczniony w pierwszej części sezonu. Do spółki z Vullnetem Bashą stworzył zgrany duet środkowych pomocników, czym w niebagatelny sposób przyczynił się do nad wyraz dobrych rezultatów krakowian.

Choć w klubie był od niedawna, dobrą grą zaskarbił sobie sympatię kibiców. Nawet tych najmłodszych. W trakcie jednego z domowych meczów Wisły Kraków, mały Maxim dzielnie trzymał dużą tekturę z napisem: „Dawid Kort, bardzo proszę o koszulkę.” Z młodym sympatykiem Wisły Kort postanowił spotkać się w jego własnym domu – wręczył upragnioną koszulkę, zagrał partię szachów oraz pod bacznym okiem Maxima uczył się gry na pianinie. Miło.

Praca jedno, życie drugie. Brak wypłaty na koncie dawał się we znaki. Kort jako jeden z pierwszych zawodników Wisły złożył wezwanie do zapłaty. Był początek grudnia i wbrew medialnym doniesieniom wcale nie został spłacony w pełni – otrzymał zaledwie jedną wypłatę. Mimo to, podobnie jak reszta zespołu, sumiennie dograł rundę do końca. Bez fochów. Z klasą.

Po fiasku inwestorskim w roli głównej z Vanną Ly i Matsem Hartlingiem wiedział, że należy zmienić otoczenie. Odezwała się Korona Kielce, ale bez większych konkretów. Chwilę później zadzwonili ludzie z Atromitosu Ateny. Na nic zdały się dwudniowe rozmowy z Rafałem Wisłockim, obecnym prezesem Wisły, w celu pozostania. Decyzja zapadła.

Tak naprawdę nie miałem wyjścia. Musiałem też popatrzeć na siebie. To było trudne, ale 4 stycznia zdecydowałem, że odchodzę z Wisły. Jestem wdzięczny klubowi i trenerowi Stolarczykowi za to, że otrzymałem szansę. – tłumaczył.

Ateny to bez dwóch zdań świetne miejsce do życia. Jeszcze lepsze, gdy drużyna stamtąd znajduje się w ścisłej czołówce ligi. A jeszcze lepsze, kiedy trener tej drużyny chce cię w swoim zespole i mocno o ciebie zabiega. A potem zonk – mimo zapowiedzi mecz w mecz grzejesz ławkę. Słowem – dotychczasowa przygoda Korta z Atromitosem.

Oczywiście, ktoś zaraz powie, że grecka Super League zimą krócej odpoczywa i gdy Kort finalizował umowę, drużyna była w pełni przygotowań do rundy rewanżowej. Jasne, ale analogiczna sytuacja miała miejsce niespełna pół roku temu, kiedy to podczas gierek Dawida na orliku, Wisła Kraków rozpoczynała okres przygotowawczy.

Aklimatyzacja, zbyt duża konkurencja czy zwykła obniżka formy? – Trudno powiedzieć, co jest przyczyną braku miejsca w podstawowym składzie. Jednak wydaje się, że mogą to być aspekty taktyczne. Damir Canadi ostatnio preferuje duże zagęszczenie w środku boiska i stawia na zawodników, których zna oraz którym ufa. Właśnie zaufanie może być kolejnym powodem pomijania Korta – twierdzi Leszek Nieużyła z portalu „Grecka Piłka”.

W tym momencie wygryźć ze składu Madsona, Azera Busuladzicia czy bardzo doświadczonego już kapitana Javiera Umbidesa będzie ciężko. Nawet 20-letni Spyros Natsos wydaje się mieć większe zaufanie u trenera niż Polak – kontynuuje.

Szkoleniowiec Atromitosu miał okazję w Pucharze Grecji zaobserwować postawę Korta i to zapewne ma wpływ na decyzje przy aktualnym kompletowaniu jedenastki. Co może niepokoić, to fakt, że bez względu na taktykę podczas meczu, czyli zarówno w pogoni za wynikiem jak i jego obronie, Canadi nie angażuje z ławki Polaka – podsumowuje.

Kort, mimo młodego wieku, przeszedł w życiu niejedno. Za każdym razem potrafił uporać się z problemami stawianymi przez los. Przed nim kolejny – zamienić cotygodniową ławkę rezerwowych na plac gry. A potem (dlaczego nie?) zostać gwiazdą greckich boisk. Bo w końcu to sky is the limit.

Komentarze
Kowal (gość) - 5 lat temu

Dzięki Janek za przypomnienie co u tego gracza.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze