Premiership: Blackburn wygrywa na inaugurację 31. kolejki


Po przerwie spowodowanej meczami reprezentacji, przyszedł czas na rozgrywki klubowe. O godzinie 13.45 na Ewood Park, nastąpiła inauguracja 31. kolejki Premier League. Broniący się przed spadkiem podopieczni Sama Allardayce’a podejmowali rewelacyjny ostatnio Tottenham Hotspurs.


Udostępnij na Udostępnij na


Fani popularnych „Kogutów” pokazują w tym sezonie skrajnie różne nastroje. Ich drużyna fatalnie rozpoczęła rozgrywki, będąc przez dłuższy czas czerwoną latarnią ligi. Złe wyniki ligowe sprawiły, że w październiku 2008 roku nastąpiła zmiana na stanowisku managera klubu. Harry Redknapp, który zastąpił Juande Ramosa, tchnął w zespół nowego ducha i Tottenham powoli rozpoczął marsz w górę tabeli.

Obecna dziesiąta pozycja jest efektem wspaniałej serii, jaką „Koguty” rozpoczęły w spotkaniu ze stołecznym Arsenalem. Po dość pechowym remisie na White Wart Line, „Spurt” pokonali kolejno Hull City, Middlesbrough, Aston Villę oraz Chelsea, remisując po drodze jeszcze spotkanie z Sunderlandem. Liczby nie kłamią. Tottenham jest od sześciu spotkań niepokonany, w dodatku w tym okresie zespół Redknappa stracił zaledwie trzy bramki, a zdobył ich aż dziesięć.

Biorąc te fakty pod uwagę, widać, jak ciężkie zadanie czekało w sobotnie popołudnie piłkarzy Allardyce’a. „Rovers” przed spotkaniem na Ewood Park mieli zaledwie dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. W klubie nikt nawet nie myśli o degradacji i wszyscy są pewni utrzymania. Mocne deklaracje nie znalazły jednak przełożenia na boisku. W pierwszej odsłonie spotkania to goście nadawali ton grze i do przerwy zasłużenie prowadzili 1:0.

Na dobrą sprawę, zawodnicy Blackburn ani razu nie zagrozili bramce Heurelho Gomesa. Przez całe 45 minut brazylijski bramkarz był praktycznie bezrobotny. Z kolei jego vis-à-vis co chwilę był zatrudniany przez podopiecznych Redknappa. Paul Robinson spisywał się fantastycznie, broniąc strzały Keane’a w ósmej i Benta w 17. minucie. Anglik skapitulował dopiero po strzale z jedenastu metrów. Była to zresztą bardzo kontrowersyjna sytuacja. Peter Walton podyktował rzut karny za zatrzymanie piłki ręką przez Geala Giveta, wydaje się jednak, że arbiter zareagował zbyt pochopnie. Jedenastkę pewnie wykonał Robbie Keane.

Allardayce próbował poprawić grę gospodarzy dokonując zmian. W drugiej połowie na boisku pojawili się Ooijer i Tugay, jednak nie zmieniło to oblicza spotkania. W dodatku nieliczne akcje podbramkowe w wykonaniu „Rovers” wyglądały bardzo nieporadnie i potrzeba było błędu Gomesa, aby Blackburn stworzyli sobie szansę do wyrównania. W 76. minucie Diouf dośrodkował piłkę w pole karne gości, a Brazylijczyk popełnił błąd przy próbie piąstkowania. Kiks nie miał przykrych konsekwencji dla gości, ponieważ McCarthy nie potrafił skierować piłki do niemalże pustej bramki.

Wydawało się, że nic nie uchroni już gospodarzy od porażki, kiedy w przeciągu dwóch minut dwie żółte kartki zarobił Wilson Palacios. Zawodnicy Blackburn natychmiast ruszyli do natarcia, chcąc wykorzystać liczebną przewagę. Dwa rzuty rożne wystarczyły, aby najpierw McCarthy, a potem Ooijer zdobyli w końcówce spotkania po bramce. W efekcie tego trzy punkty pozostały na Ewood Park. Takie rozstrzygnięcie musi być niezwykle frustrujące dla fanów Tottenhamu. Ich drużyna była lepsza przez całe spotkanie, a podopieczni Redknappa za porażkę mogą winić jedynie siebie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze