W ostatnim sobotnim spotkaniu Manchester United podejmował u siebie West Bromwich Albion i z pewnością nie była to dla gości miła wizyta. W niedzielę rozegrano dwa spotkania, zmierzyły się Hull City z West Hamem i Stoke City z Tottenhamem.
Zgodnie z przewidywaniami od początku spotkania to gospodarze z Old Trafford przeważali i stwarzali sobie kolejne sytuacje. W pierwszej połowie nie udało im się jednak pokonać Scotta Carsona, głównie ze względu na dobrą dyspozycję bramkarza beniaminka. W jednej sytuacji sędzia spotkania nie uznał bramki Rooneya, który zdaniem arbitra popychał swojego rywala przy odbiorze piłki w polu karnym WBA. Bezbramkowy wynik pierwszej połowy wyraźnie rozjuszył zawodników Manchesteru, bo w drugiej części spotkania jeszcze częściej zagrażali bramce Carsona. Motorem napędowym wszystkich akcji był Wayne Rooney, znajdujący się ostatnio w wybitnej formie strzeleckiej. Nikt zatem nie był zdziwiony, że to on w 56. minucie wykończył składną akcję zespołu i po pewnym zwodzie uderzył precyzyjnie w krótki słupek bramki rywala. Po kwadransie Anglik wyśmienicie podał do wybiegającego na wolne pole Ronaldo a Portugalczyk nie zmarnował sytuacji i posłał piłkę pomiędzy nogami Carsona. Niestety to nie koniec złych wieści dla kibiców West Brom, po rzucie rożnym Naniego fatalne zachowanie jednego z obrońców gości pozwoliło Berbatowowi na strzelenie swojej premierowej bramki dla ManU w lidze. Dzieła zniszczenia dokonał Nani, a asystą ponownie popisał się najlepszy wczoraj Wayne Rooney. Po tym zwycięstwie drużyna sir Alexa Fergusona wciąż ma sześć punktów straty do Liverpoolu i Chelsea, ale z jednym meczem zaległym.

W pierwszym niedzielnym spotkaniu na KC Stadium rewelacyjne Hull City podejmowało West Ham United, klub przechodzący spore zmiany od czasu objęcia stanowiska menadżera przez Gianfranco Zolę. Świetna forma zespołu Phila Browna spowodowała, że tego dnia na meczu Tygrysów zjawiła się rekordowa liczba kibiców. Ku zdziwieniu fanów gospodarzy, to jednak West Ham lepiej zaczął spotkanie i gdyby nie słaba forma Carltona Cole’a to goście mogliby prowadzić po pierwszym kwadransie. Zdobyli nawet bramkę, jednak sędzia uznał, że Ilunga w niedozwolony sposób zabrał piłkę bramkarzowi Hull, gdy ten chciał ją wprowadzić do gry. Ten sam zawodnik w 30. minucie nie wykorzystuje błędu obrony i z kilku metrów uderza z główki obok bramki Myhilla. Podobną sytuację tuż przed przerwą zmarnował Carlton Cole i obie drużyny do szatni schodziły przy bezbramkowym wyniku.
W drugiej połowie to gospodarze zaczęli z przytupem i choć Green jeszcze wybronił strzał Boatenga, to po rzucie rożnym Dawsona i uderzeniu Michaela Turnera był już bez szans. West Ham mógł odpowiedzieć po minucie, ale znów fatalnie spisał się Cole i piłka trafiła w poprzeczkę zamiast do bramki. Po tej sytuacji Młoty długo nie mogły się pozbierać i to Hull narzuciło swój styl gry, czego wynikiem była zmarnowana sytuacja Kamila Zayatte’a. Dopiero w końcówce spotkania podopieczni Gianfranco Zoli wzięli się do roboty, ale znów dała o sobie znać ich nieskuteczność. Kolejno Mark Noble i Matthew Etherington marnowali swoje sytuacje i goście po ostatnim gwizdku sędziego nie mogli się cieszyć nawet z jednego punktu. Za to Hull City kontynuuje swoje świetne występy na najwyższym szczeblu ligowym w Anglii i plasuje się na trzecim miejscu w tabeli, wyprzedzając takie tuzy, jak Arsenal czy Manchester United.
Ostatnie spotkanie odbywające się w niedzielę miało być również kluczowe dla układu tabeli, z tym wyjątkiem, że tej dolnej części. Do Stoke przyjechał fatalnie spisujący się Tottenham, który wciąż nie może się odnaleźć po szalonych zakupach, jakich dokonał Juande Ramos w letnim okienku transferowym. Początek spotkania pokazał, że jeśli Tottenham ma się podnieść, to jeszcze trochę to potrwa, bo to Stoke City od początku grało lepiej, stwarzało sobie sytuacje, jak np. niewykorzystana akcja sam na sam z bramkarzem Kogutów przez Toma Soaresa. Gdy zbliżała się 20. minuta meczu fatalnie zachował się we własnym polu karnym Gareth Bale, stracił piłkę a rywala ostro sfaulował i obejrzał zasłużoną czerwoną kartkę. Karnego pewnie wykonał Danny Higginbotham i było 1-0 dla Stoke. Zadziwiająco dobrze na Tottenham podziałała gra w osłabieniu, bo już po ośmiu minutach Darren Bent wykorzystał błąd sędziego (nie dostrzegł pozycji spalonej napastnika) i zamienił dośrodkowanie Allana Huttona na bramkę.
Do przerwy ten wynik się utrzymał, a po wznowieniu gry najwięcej zagrożenia pod bramką podopiecznych Ramosa sprawiały.. rzuty z autu Rory Delapy. To właśnie ten zawodnik ponownie wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie, ale bynajmniej nie po rzucie zza linii bocznej boiska. Świetne dośrodkowanie Mamady Sidibe zamienił na bramkę, a Gomes nie miał tym razem nic do powiedzenia. Ramos dokonał zmiany i wprowadził na boisko Pawljuczenkę, ale to Luka Modrić był najbliżej zdobycia wyrównującej bramki, lecz jego ładne uderzenie minęło bramkę gospodarzy. Po przeciwnej stronie boiska z dużej odległości uderzał Olofinjana, jednak tym razem brazylijski bramkarz Tottenhamu wybronił strzał rywala. Dobrze meczu nie będzie wspominać Thomas Sorensen, który w starciu z Huttonem został uderzony w głowę i musiał zostać zmieniony przez Simonsena. Również pechowo zakończył mecz Corluka, który dwukrotnie przyjął mocne uderzenia na głowę i był długo opatrywany przez służby medyczne. Boisko opuszczał na noszach, a kibice obu drużyn pożegnali go gromkimi brawami.
Po długiej przerwie poświęconej na opatrywanie Chorwata pierwsi znów ruszyli gracze Stoke, jednak Ricardo Fuller nie był w stanie wykończyć swojej akcji. Tuż przed doliczonym czasem gry (który wyniósł aż 11 minut!) bramkę mógł zdobyć Soares, który po minięciu Zokory oddał strzał, ale niecelny. W końcu ataki Stoke przyniosły skutek w postaci rzutu karnego, a winowajcą był tym razem Woodgate. Jednak to, co zrobił Ricardo Fuller wykonując jedenastkę, pozostanie w pamięci kibiców na długi czas. Jego uderzenie odbiło się od obu słupków, a dobitka Delapy trafiła w poprzeczkę. Piłka nie znalazła drogi do siatki ku rozpaczy tysięcy kibiców Stoke. Tottenham z każdą minutą grał coraz gorzej i tracił cierpliwość, czego konsekwencją była czerwona kartka za brutalne wejście dla Dawsona. Koguty kończyły mecz w dziewięciu i zaliczyły kolejny mecz bez zwycięstwa. Posada Ramosa wisi na włosku po tym, jak w ośmiu spotkaniach jego piłkarze zdobyli zaledwie dwa punkty i okupują ostatnią pozycję w tabeli. Kibice ze Stoke na długo zapamiętają ten emocjonujący mecz.
No i tak już będzie do końca sezonu!!