25 tys. kibiców na trybunach, 12 tys. wykupionych karnetów oraz fakt, że fanatycy "Kolejorza" miłości do Lecha nie liczą w kilometrach – to nie(stety) ewenement w polskich realiach piłkarskich. Brzmi elektryzująco, ale czy doprawdy tak jest?

Prześledźmy zatem drogę przeciętnego kibica Lecha, który – według zarządu – jest dla klubu bardzo ważny i należy się mu szacunek, do zdobycia wejściówek na niezwykle ważne rewanżowe spotkanie I rundy Pucharu UEFA z Austrią Wiedeń.
Karnet = przywilej, czy przekleństwo?

Klub z ulicy Bułgarskiej w dowód uznania dla swoich wiernych sympatyków, którzy pobili rekord kupna abonamentów na rundę, zapewnia ich posiadaczom zniżki na bilety Pucharu UEFA. I tak, wejściówki na IV trybunę kosztowały 70 zł lub 55 zł z karnetem, a na pozostałe sektory 50 zł lub 40 zł z karnetem. Niby fajnie, tylko, że mecz z Austrią zakwalifikowany został jako spotkanie podwyższonego ryzyka. Miało być prosto: kibic musi mieć przy sobie dowód oraz PESEL i bilet może nabyć we wszystkich punktach dostępowych w całym województwie. Dodatkowo klub uruchomił sprzedaż biletów on-line przez Internet. Korzystać z tych rozwiązań mógł każdy kibic, tylko nie karnetowicz, który chciałby wykorzystać swoją zniżkę. Bo zakup takiej wejściówki oferuje tylko system informatyczny w stadionowej kasie pod IV trybuną. Efekt? – Stoimy od godziny 9:45, a jest w tej chwili 13:20. Ile się przesunęliśmy, sama pani widzi – żalili się kibice stojący na początku gigantycznej kolejki. – Znajomi mówili, że czekali siedem godzin. Wszystko po to, żeby skorzystać ze zniżki – dodał jeden z sympatyków poznańskiego klubu. Jest jeszcze jeden poważny negatyw całej afery biletowo-karnetowej. Posiadacz abonamentu, jeżeli nie zdążył zakupić biletu na mecz Lech – Austria w sprzedaży zamkniętej i chciał to zrobić w sprzedaży otwartej, musiał liczyć się z faktem, że może nie dostać wejściówki na swoje stałe miejsce na stadionie, które miało gwarantować posiadanie karnetu. Mimo sporych utrudnień związanych z dystrybucją biletów,na twarze zapytanych o rezultaty meczów z Austrią i Legią wracał uśmiech: – Oczywiście, że wygramy! – błyskawicznie odpowiadali.

Trzeba jednak zwrócić honor zarządowi klubu, bowiem z troski o kibiców wiceprezes Lecha Arkadiusz Kasprzak na specjalnej konferencji prasowej ogłosił: – Serdecznie przepraszam wszystkich naszych kibiców i obiecuję to ja Arkadiusz Kasprzak, że na następny mecz będzie już można wszystkie bilety – przede wszystkim te ze zniżką – nabyć we wszystkich punktach dystrybucyjnych na terenie całej Wielkopolski.
EURO 2012 = przywilej, czy przekleństwo?

Najbardziej zaawansowany w rozbudowie stadion, który gościć ma uczestników Mistrzostw Europy w 2012 roku, to oczywiście poznański obiekt. W efekcie Lech ma mieć przepiękny i nowoczesny stadion, jak na polskie warunki gigantyczny, a na europejskie – średni. Zanim jednak kibice „Kolejorza” będą mogli szczycić się nowym miejscem spotkań, czeka ich szereg utrudnień. Dość powiedzieć, że przez najbliższe dwa lata w Poznaniu ciężko będzie o atmosferę piłkarskiego święta. Najgorsze, że zbiega się to z okresem wznoszącej fali zespołu Lecha. Może dojść do sytuacji, że mecze decydujące o awansie do dalszych faz europejskich pucharów, bądź o ligowym triumfie, oglądać będzie jedynie garstka z chmary chętnych kibiców, czego efektem są koszmarne ceny biletów – na Legię 90 i 70 zł.

Specjalnie na spotkania z Austrią Wiedeń i Legią Warszawa otwarto dolne piętro II trybuny, tak by pojemność stadionu powiększyć do 25 tysięcy. Jest już pewne, że właśnie tyle kibiców obejrzy te mecze, bowiem wszystkie wejściówki zostały wyprzedane. Już w przyszłym tygodniu nastąpi rozbiórka bocznych trybun, ale nie jednocześnie, tak by do końca roku obie zostały zburzone. I tu pojawia się pytanie: co w przypadku awansu do fazy grupowej? Mówi wiceprezes Kasprzak: – Wówczas trybuna nr 3 zostanie rozebrana dopiero w listopadzie, albo jeszcze później, a ostatnie spotkanie rozegramy przy dwóch trybunach.
Kolejnym punktem spornym są kibice gości. O ile przepisy PZPN zezwalają rozgrywanie meczów bez ich udziału, nie godzą się na to władze UEFA. W przyszłym roku na Bułgarskiej w meczach Ekstraklasy nie zobaczymy zatem przyjezdnych, natomiast sympatycy rywali poznaniaków w pucharach europejskich zasiądą na trybunach wspólnie z fanami gospodarzy.
To wszystko to jednak i tak błahostka, biorąc pod uwagę rok 2010, bowiem wówczas Lech najprawdopodobniej będzie się musiał z Bułgarskiej wyprowadzić! Wtedy będzie się odbywał ostatni etap budowy, czyli montaż dachu. – Na dzień dzisiejszy nie wiadomo, gdzie będzie to „u siebie”. Nie jesteśmy zainteresowani przenosinami na nasz drugi stadion, czyli do Wronek, bo jest on za mały dla naszych kibiców. Być może będziemy zamieniać mecze u siebie na mecze wyjazdowe – wyjaśnił Arkadiusz Kasprzak. Zatem, czy będzie to Bydgoszcz, a może jeszcze inny obiekt? Zobaczymy. – Póki co, chciałbym powiedzieć, że cieszę się, że mieszkamy w Poznaniu, i że współpraca pomiędzy klubem a miastem układa się wzorowo, co daje nam możliwość dopieszczania wszystkich szczegółów i wpływu na dalsze losy stadionu. Życzę tego wszystkim klubom i miastom – dodał, wyraźnie zadowolony ze współpracy z władzami Poznania, Kasprzak.
Chce się więc powiedzieć: Poznań to naprawdę miasto doznań. Zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Nie można mu odmówić jednego – parafrazując poznańską gwarę – tutej wuchta wiary żyje Lechem (czyt. wszyscy mieszkańcy interesują się wydarzeniami związanymi z ich klubem, czyli Lechem Poznań). A wszystkie niedogodności związane z kupnem biletów, czy też okrojoną pojemnością stadionu – jeżeli Lech wywalczy przepustkę do dalszej fazy Pucharu UEFA oraz mistrzostwo kraju – fani Kolejorza na pewno wybaczą zarządowi i odpłacą się z nawiązką, dzielnie dopingując swoich ulubieńców w kraju i za granicą.