Powrót króla


- To było bardzo miłe popołudnie, trudny teren i trzy wywalczone punkty - podsumował mecz Stoke-Everton menedżer The Toffees, David Moyes. Faktem jest jednak, że w trakcie spotkania szkocki coach był kłębkiem nerwów, a póki arbiter nie obwieścił końca spotkania, wcale nie zanosiło się na "miłe" popołudnie dla Moyesa. Bohaterem meczu - powracający do gry po półrocznej przerwie Tim Cahill.


Udostępnij na Udostępnij na

Ostatnie dni dla Moyesa nie były zbyt udane. Przeciągające się negocjacje w sprawie nowego kontraktu Szkota, pasywność Evertonu na rynku transferowym, poważna kontuzja nowego nabytku, Larsa Jacobsena, wypowiedź właściciela klubu z Goodison Park, Billa Kenwrighta, że póki Everton nie zostanie przejęty przez bogatych szejków, niebieska część Liverpoolu nie doczeka się sukcesów na miarę bogatych sąsiadów z Anfield Road, a przede wszystkim fatalny start Evertonu, naznaczony dwiema z rzędu porażkami u siebie, sprawiły, że Moyes był atakowany z każdej możliwej strony przez kibiców i dziennikarzy. Ze Stoke jego Everton musiał więc koniecznie wygrać i wygrał, choć była to wojna, w jakiej The Toffees dawno nie uczestniczyli.

Everton, po trafieniach Aiyegbeni Yakubu i Victora Anichebe, prowadził już 2:0 i, gdy wydawało się, że The Toffees ze Stoke wyjadą z kompletem punktów, najpierw Seyi Olofinjana, a później Phil Jagielka, zaliczając swojka, sprawili, że po godzinie gry był już remis. Meczu nie wytrzymał Moyes, którego arbiter wyrzucił na trybuny po tym, gdy zaczął głośno manifestować swoje niezadowolenie z powodu niepodyktowania rzutu karnego za zagranie ręką Leona Corta. Everton poradził sobie jednak bez swojego menedżera na ławce i na trzynaście minut przed końcem spotkania gola na wagę zwycięstwa zdobył powracający do gry po sześciu miesiącach przerwy Tim Cahill. – Jego powrót to wielka sprawa. Tim zrobił to, co do niego należało – strzelił ważnego gola, który dał nam dziś zwycięstwo – nie posiadał się z radości Moyes. Na chłodno ocenił również sytuację, po której sędzia wyprosił go na trybuny. – Jeżeli jestem w błędzie, pójdę i przeproszę Alana Wiley’a za swoje zachowanie. Gdy jednak okaże się, że to ja miałem rację, oczekuję tego samego od niego.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze