Patriotyczny obowiązek spełniony! Polska wygrywa 2:0 z Ukrainą


22. mecz pod wodzą Jerzego Brzęczka zakończył się zwycięstwem Polaków

11 listopada 2020 Patriotyczny obowiązek spełniony! Polska wygrywa 2:0 z Ukrainą
Paweł Andrachiewicz / PressFocus

Listopadowe zgrupowanie kadra Jerzego Brzęczka rozpoczęła kilka dni przed pierwszym sprawdzianem na boisku. Był nim mecz z naszym wschodnim sąsiadem – Ukrainą. Przyjacielskie spotkanie miało być przede wszystkim okazją do sprawdzenia kilku graczy, którzy ciągle walczą o wyjazd na przyszłoroczne mistrzostwa Europy. Występem w tym spotkaniu mieli dać selekcjonerowi odpowiedź na pytanie, czy warto ich rozpatrywać jako kandydatów na wielki turniej i na ile będą przydatni w kadrze.


Udostępnij na Udostępnij na

Pierwsze z trzech spotkań reprezentacji w listopadzie można zaliczyć do udanych. Ile niewiadomych zostało wyjaśnionych? To wie chyba tylko sam Jerzy Brzęczek. Starcie z Ukrainą było także możliwością, aby przećwiczyć pewne schematy, rozegranie stałych fragmentów gry czy po prostu zgrywać skład, choć w innym zestawieniu.

Debiutant rzucony na głęboką wodę

Dość niespodziewanie dla wszystkich, i pewnie również siebie samego, pojawił się na zgrupowaniu seniorskiej reprezentacji Przemysław Płacheta. Sporo w tym szczęścia w nieszczęściu, ponieważ dowołanie go było spowodowane m.in. kontuzją Jakuba Kamińskiego czy nieobecnością Damiana Kądziora. Dla Płachety to pierwsze powołanie do dorosłej reprezentacji. Jedno wydarzenie sprawiło, że dostał niesamowitą szansę i zaczyna się go rozpatrywać jako konkurenta dla pozostałych skrzydłowych. Pomimo tego, że na zgrupowaniu przebywał zaledwie kilkadziesiąt godzin, selekcjoner Brzęczek dał mu duży kredyt zaufania. Spotkanie z Ukrainą rozpoczął w wyjściowej jedenastce. Oczywiście spory wpływ na tę decyzję miał uraz Kamila Grosickiego. Mało tego! Zadebiutował z „dziesiątką” na plecach. Czy ten numer bardzo mu ciążył?

Wykonywał rzuty rożne, szarpał na skrzydle, czarował nad piłką swoją lewą nogą. Mógł się podobać. Na zaprezentowanie się dostał 82 minuty. Dla jednego to dużo, dla drugiego mało. Nawet w takim wymiarze czasowym starał się z jak najlepszej strony pokazać Brzęczkowi. Raz z lepszym, raz z gorszym efektem. Raz akcja zakończona celnym strzałem, kolejna stratą, ale próbował. Czy dzisiejszy występ w towarzyskim starciu z Ukrainą był wystarczający, aby myśleć o wyjeździe na Euro? Na pewno będzie w orbicie zainteresowań selekcjonera.

Niezawodny Góralski i spokój w bramce

Nasza młoda wiekiem i także stażem defensywa spisała się całkiem dobrze. Przede wszystkim zagrała na „zero” z tyłu. W pewnych momentach wdawała się nadmierna nerwowość, ale Gumny, Walukiewicz i Bochniewicz to żółtodzioby, jeśli chodzi o występy w kadrze. Trochę doświadczenia wnosił Maciej Rybus. Spokój i dobrą dyspozycję prezentował w swoich interwencjach Łukasz Skorupski. Polak cały mecz bronił dziś naprawdę pewnie.

Pokuszę się o stwierdzenie, że takiego zawodnika jak Jacek Góralski chętnie chciałyby mieć w swoich szeregach jeszcze inne reprezentacje. To doskonały przykład, że technika nie jest wszystkim. Swoim zaangażowaniem, poświęceniem i czarną robotą wykonywaną w środku boiska wypracował sobie pewne miejsce. Jeśli nie w pierwszym składzie, to na pewno stałe powołania. Czarną robotą, którą nie każdy widzi i docenia. Bez destrukcji zapędów rywali nie byłoby komfortu budowania akcji z przodu. Swoją ofiarnością zdobywa on serca kibiców. Włoży głowę tam, gdzie inny bałby się wstawić nogę. Walczak, jakich mało.

Do tego nas przyzwyczaił i nie inaczej było dziś. Gdy ofensywny gracz strzeli bramkę czy zanotuje asystę, od razu uznawany jest za jednego z bohaterów spotkania, ojca sukcesu. Trochę gorzej wygląda sprawa z obrońcami czy pomocnikami, takimi jak Góralski. Ich pracę rzadko kiedy doceni typowy kibic, który siedzi na kanapie. Dopiero po nieco wnikliwszej analizie bądź dzięki szerszej wiedzy piłkarskiej można dostrzec jego działania. „Góral” zaliczył sporo odbiorów, rozgrywał, grał do przodu do dwójki napastników. Dał większą swobodę grającemu obok Klichowi, który nie musiał tak bardzo troszczyć się o działania w defensywie. Góralski po prostu nie schodzi z pewnego poziomu, a nawet stopniowo wchodzi na jeszcze wyższy.

Wejście smoka Modera

Żeby nie było tak kolorowo, że tylko chwalimy, trzeba zwrócić uwagę na to, co budziło niepokój. Mowa o naszej lewej stronie, którą ze zbytnią łatwością przedostawali się Ukraińcy i stwarzali niebezpieczne okazje pod naszą bramką. Pierwszym ostrzeżeniem w początkowych minutach meczu był rzut karny dla Ukrainy podyktowany po faulu naszego defensora. Szczęście uśmiechnęło się do Polaków, ponieważ Jarmolenko z jedenastu metrów trafił w słupek.

Niewykorzystane okazje lubią się mścić. Przed końcem pierwszej połowy szala przechyliła się na korzyść Polaków. Po błędzie ukraińskiego bramkarza Piotr Zieliński podał do Krzysztofa Piątka, który strzałem z około 30. metra umieścił piłkę w pustej bramce Ukrainy. Takim sposobem „Biało-czerwoni” schodzili na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem.

Trafił ze zmianami (a z jedną na pewno) Jerzy Brzęczek. Dosłownie sekundy po wejściu na murawę bramkę na 2:0 strzelił Jakub Moder. Umocnił prowadzenie Polaków, a sam zdobył debiutanckie trafienie. Wszystko po dośrodkowaniu w pole karne Płachety. Do końca spotkania wynik już nie uległ zmianie. W drugiej części gry zostały poczynione jeszcze inne zmiany. Sporo zawodników zostało sprawdzonych. Znaczenie tego wyniku i dyspozycję rywali można kwestionować przez fakt, że było to przyjacielskie spotkanie, ale liczy się wynik. Ukraińcy, dobrze wyszkoleni technicznie, pewnie operowali piłką, jednak mieli problemy, co z nią zrobić pod polem karnym. Polacy byli bardziej skuteczni i zdołali udokumentować swoją wyższość na boisku dwoma strzelonymi bramkami.

Pod nieobecność w kadrze meczowej naszego kapitana – Roberta Lewandowskiego, opaskę przejął inny napastnik. Arkadiusz Milik wyprowadził drużynę na Stadionie Śląskim. Po jego zejściu rękę opaską ozdobił Maciej Rybus. Jako ostatni dzierżył ją Mateusz Klich.

Kadra zaprezentowała się poprawnie. Dokonała tego, czego od niej oczekujemy w każdym meczu, czyli przede wszystkim zwycięstwa. Skład był dosyć eksperymentalny, kręgosłup został zachwiany, ale przecież o to dziś chodziło! Występ Roberta Lewandowskiego, Grzegorza Krychowiaka czy Wojciecha Szczęsnego nie był tak potrzebny. Warto oszczędzać ich na inne, ważniejsze mecze jak chociażby Liga Narodów. Dziś głównie ich młodsi koledzy musieli się wykazać i walczyć o uznanie trenera. Przecież za kilka lat to oni będą stanowić o sile reprezentacji.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze