Podsumowanie rundy: Zagłębie Lubin


Co tu dużo mówić, Zagłębie ligę wygrało zasłużenie. Zespół z chyba najmocniejszą kadra w ekstraklasie pokonał największe kluby z Legią na czele i grał przy tym momentami pięknie. Te parę wpadek, niegodnych mistrza, można chyba wybaczyć podopiecznym Czesława Michniewicza.


Udostępnij na Udostępnij na

A pomyśleć, że jeszcze trzy lata wstecz Zagłębie grało w drugiej lidze i walczyło o powrót do elity. Kiedy to się już udało, okazało się, że w KGHM Polska Miedź rządzą naprawdę ludzie z głową. W dość krótkim czasie udało się zbudować bardzo solidny zespół, który w tym roku, dzięki zadyszce Legii i Wisły był wstanie wspiąć się na sam szczyt tabeli. Filarami na drugim froncie byli oczywiście Maciej Iwański i Wojciech Łobodziński, następnie wspomogli ich Arboleda, Kolendowicz czy Grzybowski oraz przede wszystkim duet Piszczek-Chałbiński, czyli prawdziwy postrach bramkarzy ligi. Te transfery wystarczyły, ażeby „Miedziowi” zaczęli coś znaczyć w lidze. Jednak chyba najlepszym zakupem okazało się sprowadzenie najpierw Franciszka Smudy a potem Czesława Michniewicza na ławkę trenerską. To w dużej mierze oni wykrzesali z drużyny to, co prezentują teraz. Lubinianie chyba do perfekcji opanowali przechodzenie z formacji 4-5-1 do 4-3-3, dlatego też na ich drodze Arka, Cracovia czy Pogoń zostały po prostu rozjechane.

Zanim przejdziemy do wyników, należy skoncentrować się na indywidualnych występach zawodników. Wspomniani wcześniej Łobodziński i Iwański grali po prostu koncertowo, czym zwrócili na siebie uwagę selekcjonera Leo Beenhakkera. Teraz ich akcje w kadrze stoją naprawdę wysoko, a Iwański ma szansę stać się głównym rozgrywającym w reprezentacji. Dosłownie znikąd pojawił się Michal Václavík, wygryzł nieoczekiwanie ze składu Mariusza Liberdę i zanotował kapitalną rundę wiosenną, przyprawiając o koszmar naszych ligowych napastników. Wreszcie dorósł Grzegorz Bartczak, przesunięty z konieczności na prawą stronę obrony. Duet stoperów, Arboleda i Stasiak, mimo wielu kiksów, w decydujących momentach pokazali klasę, o czym świadczą ich bramki w meczu z Legią, które zapewniły im mistrzostwo kraju. W drugiej linii obok Iwańskiego grali 36 (!) letni Szczypkowski i najczęściej drugi Bartczak – Mateusz. Obaj osiągnęli w tym klubie swój największy sukces w karierze. Świetne premierowe sezony zanotowali także Rui Miguel i Marcin Pietroń. Szczególnie ten drugi, harując na całej długości boiska potrafił jeszcze umieścić piłkę w siatce. Gdyby nie kontuzja, koronę króla strzelców odbierałby pewnie Michał Chałubiński, który znakomicie czuł się jako jedyny wysunięty napastnik. Świetna gra tyłem do bramki oraz dobra gra głową – to jego znaki firmowe. Po kontuzji Chałbińskiego jego rolę przejął wypożyczony z Herthy Berlin Łukasz Piszczek i również pokazał, że można na niego liczyć.

Reasumując, trzeba stwierdzić, że kadra Zagłębia jest naprawdę mocna. Najlepsza w historii klubu i najlepsza w tym sezonie w lidze.

I to również przedłożyło się na wyniki klubu. Prorok Michniewicz ogłosił, że do osiągnięcia mistrzostwa będzie potrzebował 62 punktów. I tyle właśnie jego piłkarze zdobyli. Rundę wiosenną rozpoczęli od czterech zwycięstw z rzędu, bardzo efektownych, w szczególności na wyjazdach w Poznaniu i Krakowie. Następnie przyszedł prawdziwy dramat, czyli porażka 1:3 z liderującym wtedy BOTem Bełchatów. Zagłębie w tym meczu praktycznie nie istniało, wszyscy popełniali prawdziwe wielbłądy w obronie a podopieczni Oresta Lenczyka skrzętnie to wykorzystali dążąc po pierwszy triumf w historii klubu. Potem „Miedziowi”, mając chyba jeszcze w pamięci spotkanie sprzed tygodnia tylko zremisowali u siebie z ŁKS Łódź i oddalili się znacznie od czołówki. Nie powiedzieli jednak ostatniego słowa i już do końca sezonu przegrali tylko raz, za to bardzo boleśnie, z Górnikiem Łęczna. Właśnie po tym meczu mogli już wskoczyć na pozycję lidera, zabrakło jednak kogoś, kto wykończyłby wtedy akcje (czytaj: Chałbińskiego). Jednak rozgromienie Arki czy Pogoni, a także zwycięstwo z Koroną czy wyjazdowy remis z Wisłą wprowadziły optymizm do drużyny. W przedostatniej kolejce Lubinianie w końcu wskoczyli na fotel lidera po pokonaniu w wyjazdowym meczu Widzewa 4:2. Wtedy też BOT sensacyjnie przegrał u siebie z Wisłą Kraków i stało się jasne, że o końcowym triumfie zadecyduje ostatnia ligowa kolejka. Rozkład łatwiejszy mieli Bełchatowianie, bowiem grali z ostatnią w tabeli Pogonią. Natomiast Zagłębie jechało do Warszawy na arcytrudny mecz z Legią. I za mistrzostwo powinni dziękować chyba Bogu, bowiem wykończenie akcji gospodarzy w tamtym meczu wołało o pomstę do nieba. W tym najważniejszym meczu sezonu piłkarze schodzili do szatni z niekorzystnym wynikiem 1:1 do tego będąc znacznie słabszą drużyną. Po zmianie stron jednak wzięli się ostro do roboty, zdobyli bramkę, dowieźli prowadzenie do końca i zdobyli po raz drugi Mistrzostwo Polski w historii Zagłębia. Teraz przed nimi eliminacje do Ligi Mistrzów, jednak skład jakim dysponują z pewnością okaże się za słaby na rywalizowanie z takimi drużynami jak Lazio czy Arsenal. Nawet Czesław Michniewicz, realista, uważa, że z takim budżetem nie ma co nawet myśleć o tych elitarnych rozgrywkach. Jednak o wzmocnieniach napiszemy dopiero przed sezonem.

Gwiazda: Czesław Michniewicz

Mógłby to być Iwański, Łobodziński czy Chałbiński i nikt by się nie zdziwił, jednak prawdziwych cudów z tym klubem dokonywał właśnie Michniewicz. Trener młodego pokolenia, który już wcześniej prowadząc Lech Poznań wprowadził do naszej szarej ligi spore ożywienie. Teraz swoją świetną pracę kontynuuje właśnie w Zagłębiu.

Urodził się 12 lutego 1970 roku w Brzozówce. Kariery zawodniczej nie zrobił zbyt wielkiej. Co bardziej zainteresowani piłką w Polsce mogą go pamiętać z występów w Amice Wronki, których zaliczył tylko 9. Po zakończeniu kariery piłkarza zajął się rezerwami Amiki, a potem był asystentem trenera w Polonii Olimpii Elbląg i Arce Gdynia.

W 2003 roku objął, wprawdzie nieformalnie (brak wymaganych licencji), już jako pierwszy trener Lecha Poznań, z którym w krótkim czasie osiągnął spore sukcesy, czyli Puchar i Superpuchar Polski. Zagłębie trenuje od 3. października 2006 roku.

Prywatnie ma żonę i dwójkę dzieci. Lubi niemieckie samochody i polskie filmy. Jego hobby to oczywiście sport i czytanie książek, w szczególności do gustu przypadła mu „Zbrodnia i Kara” Fiodora Dostojewskiego (ciekawe, co na to pan Giertych?).

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze