Sobotnie mecze La ligi dobiegły końca. Kibice dostali to, czego chcieli, czyli mnóstwo goli. Oczywiście nie obyło się bez deszczu, największe problemy z nim mieli piłkarze w Maladze. Największą niespodzianką kolejki okazała się porażka Valencii.
Malaga – Barcelona 1:4
Barca rozkręciła się nam na dobre, po niezbyt udanym początku sezonu podopieczni Guardioli grają już na najwyższych obrotach w każdym meczu, obficie trafiając do bramek rywala. Tak też było w dzisiejszym spotkaniu na La Rosaleda.
Najciekawsze było to, że przed samym meczem nie było jeszcze w 100% wiadome, czy to spotkanie w ogóle się odbędzie. Powodem była ogromna ulewa nad Malagą, ale świetna infrastruktura obiektu zadziałała i większość wody automatycznie została odprowadzona z płyty boiska.
Nie było to jednak pierwsze zmartwienie miejscowych, gdyż w 5. minucie ich ukochani zawodnicy pozwolili sobie wbić piłkę do siatki – tym szczęściarzem ze strony gości był Xavi. Radość Barcelony nie trwała długo, ponieważ siedem minut później zdołał wyrównać Duda.
Od tego momentu gospodarze nie strzeli już żadnej bramki w przeciwieństwie do Blaugrany, która dopiero wówczas przejęła inicjatywę. Radość Malagi szybko zgasił Messi w 18. minucie oraz ponownie w drugiej połowie Xavi, 6 minut po wznowieniu gry. Ostateczny cios piłkarze Antonia Tapiego zadali sobie sami, kiedy po strzale Alvesa piłkę we własnej bramce umieścił Welington. Barca ponownie pokazała „kawał dobrej piłki” i tym samym umocniła się w czołówce tabeli Primera Division.
Bilbao – Villarreal 1:4
W Bilbao, gdzie miejscowe Athletic podejmowało na własnym stadionie Villarreal, padł identyczny wynik – również goście wywieźli cenne trzy punkty, trafiając do bramki rywala czterokrotnie i tracąc przy tym jednego gola. Obie ekipy były w tym meczu bardzo zmotywowane, co dało się zauważyć w ich grze: akcja za akcją i gole już w pierwszej połowie. Najpierw na listę strzelców wpisał się Rossi w 23. minucie, jednak radość „Żółtej Łodzi Podwodnej” nie trwała długo, gdyż cztery minuty później trafienie na remis zaliczył Etxeberria. Taki wynik utrzymał się do przerwy, jednak w drugiej odsłonie spotkania to goście byli górą, wbijając im jeszcze 3 gole. W 53. minucie na listę strzelców dopisał się Robert Pires, a sześć minut potem gospodarzy dobił Santiago Cazorla. Bo takim obrocie spraw drużyna z Bilbao nie miała już na co liczyć, a gwóźdź do trumny w 90. minucie wbił Altidore. Villarreal po raz kolejny potwierdził, że jest jednym z pretendentów do tytułu mistrzowskiego.
Atletico Madryt – Mallorca 2:0
Kolejnym sobotnim spotkaniem rozgrywanym o godzinie 20:00 była konfrontacja w stolicy, gdzie miejscowe Atletico broniło swojej twierdzy przed ekipą z Majorki. Obrona podopiecznym Javiera Aguirrego wyszła dobrze i Los Rojiblancos nie dość, że nie pozwolili sobie wbić gola, to sami strzelili dwa. Na listę strzelców dwukrotnie wpisał się Sergio Aguero, najpierw w 13., a potem w 28. minucie, po czym gra madrytczyków się uspokoiła: Atletico zaczęło bronić cennych trzech punktów przed wilczymi atakami rywala. Te jednak nigdy nie doszły do skutku i mecz zakończył się wynikiem 2:0.
Valencia – Racing 2:4
W ostatnim rozgrywanym dzisiaj meczu „Nietoperze” podejmowały u siebie podopiecznych Juana Ramona. Mecz ten, podobnie jak ten wcześniejszy w Maladze, był pełen deszczu, choć tutaj, w odróżnieniu od tego rozgrywanego dwie godziny wcześniej, lało w trakcie spotkania. Valencia była pewna, iż ten mecz będzie dla niej łatwym łupem, ponieważ klub z Santander znajdował się dopiero na 17. miejscu, a gospodarze byli liderem. Jednakże spotkanie okazało się niezwykle pechowe dla faworytów. Już w 22. minucie do bramki rywala trafił Tchite, szybko jednak straty zniwelował pięć minut później Villa. Mecz był niezwykle zacięty, obie ekipy nie dawały za wygraną. Jednak w pierwszej połowie więcej goli nie było. Gdy zawodnicy wyszli z szatni, w drugiej odsłonie nikt nie spodziewał się tego, co może nastąpić. W 4. minucie drugiej połowy ponownie strzelił Tchite i goście znów prowadzili. Wynik 1:2 utrzymywał się bardzo długo, aż do 70. minuty, gdy po błędzie bramkarza piłkę do bramki wbił Joaquín. Remis jednak, jak poprzednim razem, nie trwał zbyt długo, bo dziesięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry ponownie trafił Tchite. Był to piękny strzał głową i tym samym napastnik miał już na koncie hat-tricka. Jakiekolwiek nadzieje gospodarzy rozwiał zupełnie w 85. minucie Albelda, gdy samobójczym strzałem pokonał własnego golkipera.
Jak widać, dzisiaj padło mnóstwo goli. Miejmy nadzieję, że w jutrzejszych meczach będzie podobnie i kibice ligi hiszpańskiej będą w pełni zadowoleni z obecnej kolejki.