Paweł Lenarcik: „Każdy ma swoje zdanie i może je wyrazić. Tym bardziej w internecie…” (WYWIAD)


O krytyce, poprzednim sezonie, rywalizacji o miejsce w składzie i nie tylko opowiedział nam golkiper GKS-u Bełchatów

23 października 2020 Paweł Lenarcik: „Każdy ma swoje zdanie i może je wyrazić. Tym bardziej w internecie…” (WYWIAD)
Piotr Tokarczyk

Na początku sezonu był jednym z najbardziej krytykowanych piłkarzy GKS-u Bełchatów. Paweł Lenarcik, bo o nim mowa, zgodził się udzielić naszemu wortalowi wywiadu, w którym tłumaczy, że krytyką się nie przejmuje. A najlepszym dowodem na to, jak sam przekonuje, są obecne wyniki jego drużyny. Lenarcik bowiem ma już na koncie cztery czyste konta i – co równie istotne – nie wyciągał piłki z siatki od ponad 315 minut! O tym i nie tylko opowiada w rozmowie poniżej.


Udostępnij na Udostępnij na

Podobno piłkarze nie przejmują się zbytnio krytyką ze strony kibiców. Jak to wygląda w Pana przypadku?

To zależy. Nie spotkałem się jeszcze z bezpośrednią krytyką. Nigdy żaden kibic nie podszedł do mnie i nie powiedział mi prosto w oczy, że coś zrobiłem źle, że słabo zagrałem. Z krytyką się spotykam, ale bardziej wewnątrz drużyny. A to jakieś uwagi ma do mnie kolega z zespołu, a to trener ma mi coś do przekazania. Ale to jest krytyka konstruktywna, którą zresztą doceniam. Zdarza się, że ktoś mi przekaże, że jakiś kibic coś tam napisał na mój temat, ale to jest normalne. Kiedy o tym dyskutuję, to bardziej obracam to w śmiech. W ogóle mnie to nie rusza. Nigdy nie miałem z tym problemu. Każdy ma swoje zdanie i może je wyrazić. Tym bardziej w internecie, gdzie może to uczynić niemal anonimowo…

Zdarza się Panu czytać komentarze kibiców po meczach? Czy to na forach internetowych, czy w mediach społecznościowych?

Nie. Raczej unikam takich rzeczy. Nieraz ktoś mi powie, przeważnie ktoś z rodziny, że coś o mnie w internecie pisali, ale jak już powiedziałem, staram się unikać takich rzeczy i jeśli nawet jest tam coś obraźliwego, to wolę to obrócić w żart, niż z tym w jakiś sposób walczyć. Nie mam zamiaru przejmować się takimi zbędnymi rzeczami. Mam rodzinę, która wspiera mnie w tych lepszych i gorszych chwilach. To znacznie ważniejsze. A że ktoś napisze coś złego o mnie? Jego wybór. Nie obchodzi mnie to.

Zmierzam do tego, że na początku sezonu doświadczył Pan niemałej krytyki ze strony sympatyków GKS-u. A to za kiepski mecz z Legią czy później z ŁKS-em…

Cóż, zdarza się. Mecz z Legią nam kompletnie nie wyszedł. Sześć razy musiałem wyciągać piłkę z siatki, ale należy pamiętać, że mieliśmy wówczas niemal całkowicie odnowioną ekipę. Byliśmy w treningu niecały tydzień. Trudno mówić w takich okolicznościach o dobrym zgraniu. Być może powinienem był się lepiej zachować przy którejś z bramek, ale już czasu nie cofnę. A mecz z ŁKS-em? Wolę go zostawić dziennikarzom i kibicom do interpretacji. Rozmawiałem na ten temat z naszym trenerem bramkarzy i, jeśli mam być szczery, to jego zdanie mnie bardziej interesowało niż opinie kibiców.

Krytyka krytyką, ale po ostatnim ligowym meczu ma Pan już cztery czyste konta. Jeśli dobrze liczę, od ponad 315 minut nie wpuścił Pan gola. Chyba faktycznie nie przejmuje się Pan krytyką…

Trzeba robić swoje. Po prostu. Nie patrzeć na to, co mówią inni. To też pokazuje, że nasza ekipa jest coraz lepiej zgrana. Szczególnie w defensywie. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że jeśli zagramy mecz na zero z tyłu, to zawsze wlecą jakieś punkty. A właśnie o regularne punktowanie nam wszystkim chodzi. Zwłaszcza że nasza drużyna cały czas musi się jeszcze poznać. Musimy pomagać sobie nawzajem. Kadra została przed sezonem nieźle przemeblowana i ciągle trzeba czasu, by te niektóre elementy dopasować do całości. Ale jestem przekonany, że idziemy w dobrym kierunku.

Powiedział Pan, że musicie pomagać sobie nawzajem. Pan akurat bardzo lubi wspierać swoich kolegów z pola. Niezwykle często aktywnie dyryguje Pan linią defensywną, co powinno tylko ułatwiać współpracę.

Ja już taki jestem z natury. Zawsze miałem takie troszkę zapędy przywódcze. (Śmiech) Zwykle lubię, kiedy wszystko jest poukładane tak, jak trzeba. Poza boiskiem co prawda lubię pożartować, ale na boisku ma być wszystko dopięte na ostatni guzik. Nie ma sentymentów. Jeśli trzeba powiedzieć coś niezbyt miłego koledze z przodu, to nie mam oporów. Zresztą z chwaleniem jest podobnie.

Wróćmy na chwilkę do poprzednich rozgrywek. W meczu ze Stalą Mielec zastąpił Pana Daniel Niźnik, który później bronił w pięciu spotkaniach z rzędu i radził sobie całkiem nieźle. Domyślam się, że rywalizacja o miejsce w składzie była dosyć mocna.

Rywalizacja o miejsce w bramce zawsze u nas jest mocna. Co prawda Danielowi udało się zająć miejsce w pierwszym składzie troszkę przypadkowo, bo w dzień spotkania ze Stalą miałem swój ślub. Mecz ten mu wyszedł bardzo dobrze. Trener mu zaufał i po kilku spotkaniach znów ja dostałem szansę. Też trzeba wspomnieć o tym, że Daniel również nam bardzo pomógł w utrzymaniu się. Kilkukrotnie nas ratował i dołożył swoją cegiełkę do tego celu, jakim było pozostanie w I lidze. A co do rywalizacji. Taka jest kolei rzeczy. Trener wystawia skład i trzeba się temu podporządkować.

A jak obecnie wygląda wasza rywalizacja? Kewin Komar ma dopiero 17 lat, ale od starcia z Miedzią Legnica to on, a nie Niźnik, jest rezerwowym.

Daniel od około trzech tygodni leczy uraz. Dlatego też rezerwowym bramkarzem od tego czasu jest Kewin. Chłopak jest młody, ma dobre warunki, świetny refleks, ale jednak cały czas zbiera doświadczenie w seniorskiej piłce, które tutaj jest niezbędne. Szczególnie na pozycji bramkarza. Cały czas się uczy, gra w rezerwach w okręgówce. Będą z niego ludzie.

Jeszcze na chwilkę wróćmy do poprzedniego sezonu. Zaczęliście go nie najgorzej, potem mieliście spory kryzys, problemy finansowe, wreszcie odejście Artura Derbina i przemiana pod wodzą Marcina Węglewskiego. Co Panu najbardziej utkwiło w pamięci z tamtego sezonu?

Jak sobie myślę o poprzednich rozgrywkach, to raczej na myśl przychodzą mi gorsze momenty. Było ich chyba troszkę więcej niż tych lepszych, ale za to te lepsze mocniej utkwiły w pamięci. I dlatego taką moją najprzyjemniejszą chwilą było, jak kibice GKS-u Tychy powiedzieli mi około 88. minuty, że się utrzymaliśmy. Dali informację, że Olimpia Grudziądz zremisowała swój mecz z Sandecją, a musiała wygrać, by się utrzymać.

Wyobrażam sobie, jakie ciśnienie musiało z was wówczas zejść…

Oj tak. Ogromne. Wiadomo, że nie wymagało się od nas nie wiadomo czego. Samo utrzymanie było w granicach niemożliwości. A to dlatego, że po drodze regularnie sypała się nam kadra. Ta ulga już po meczu to było coś niesamowitego. Jestem z GKS-em związany od wielu lat i podejrzewam, że nie tylko dla mnie, ale dla innych to również był wielki moment. Takie przekonanie, że ja też swoją cegiełkę w tym utrzymaniu dołożyłem…

Wówczas cel – utrzymanie – udało się spełnić, ale droga do jego osiągnięcia była bardzo kręta. Jaką rolę w tym odegrała dobra atmosfera w szatni? Mówi się, że obecnie świetna atmosfera w szatni również jest największą bronią waszej drużyny.

Jestem przekonany, że każdy, kto tutaj przychodzi, może potwierdzić, że atmosfera w naszej szatni jest bardzo dobra. Zresztą to zjawisko od wielu lat. Nawet mimo problemów finansowych mieliśmy niezwykle zgraną ekipę, każdy poszedłby za każdym w ogień i ogólnie tak jest do dzisiaj. Mimo tego, że drużyna została solidnie przemeblowana. Czy to nasza broń? Ja osobiście jestem tego zdania, że tą atmosferą, która była w środku szatni, utrzymaliśmy się w zeszłym sezonie. Myślę, że to był klucz do tego, aby pozostać na zapleczu ekstraklasy.

W tym sezonie również czeka was trudna walka o utrzymanie. Obecne rozgrywki zaczęliście nie najgorzej. Można powiedzieć, że lubicie sprawiać niespodzianki jak na przykład w meczach z Miedzią Legnica, GKS-em Tychy czy z Zagłębiem Sosnowiec. Rozumiem, że tych niespodzianek będzie więcej?

Tak patrząc przez pryzmat meczów, które dotychczas rozegraliśmy w tym sezonie, to jedynie ten z Termalicą jest takim, do którego nie bardzo chciałbym wracać pamięcią. Mieliśmy ogromny żal do siebie. Zagraliśmy tam naprawdę fatalnie. Natomiast reszta spotkań była w naszym wykonaniu całkiem niezła. No może mecz z Łęczną przegrany 0:3, choć wynik ten nie odzwierciedla do końca tego, co działo się na boisku, troszkę może zakłamywać. Natomiast mieliśmy swoje momenty. Podobnie chociażby z ŁKS-em czy w meczu z Odrą, którą zdominowaliśmy, ale nie potrafiliśmy udokumentować przewagi golem.

Skarb kibica Fortuna 1. Ligi: GKS Bełchatów – dokonać czegoś jeszcze bardziej niemożliwego!

Czujecie mały niedosyt?

Zgadza się. Zwłaszcza po ostatnim meczu z Sandecją. Mieliśmy swoje okazje, cieszy zero z tyłu. Czwarte w tym sezonie i trzecie z rzędu, ale wciąż martwi, że zdobyliśmy w dziewięciu meczach raptem cztery gole. Musimy nad tym popracować. A że jest coraz lepiej, to pokazuje fakt, że porażka z ŁKS-em była dotychczas naszą ostatnią. Trzeba robić swoje i iść do przodu!

Przed wami derbowe spotkanie z Widzewem Łódź. Pamięta Pan ostatnie starcie przeciwko tej drużynie? Jestem w stanie zaryzykować, że może to być jeden z lepszych momentów w Pana karierze.

Niewykluczone… (Śmiech) Pamiętam wtedy doskonałą atmosferę. Odwieczny rywal na koniec sezonu i mecz nie o pietruszkę, ale „o coś”. Pokazaliśmy tamtym meczem, że to, co zrobiliśmy przez cały sezon, to jest nagroda za ciężką pracę. Wielkie piłkarskie święto zakończone pozytywnym rezultatem. Z pewnością będę ten mecz miał w pamięci do końca życia.

Poza boiskiem co prawda lubię pożartować, ale na boisku ma być wszystko dopięte na ostatni guzik. Nie ma sentymentów. Jeśli trzeba powiedzieć coś niezbyt miłego koledze z przodu, to nie mam oporów. Zresztą z chwaleniem jest podobnie.Paweł Lenarcik dla iGol.pl

Wiemy już, że mecz nie odbędzie się w zaplanowanym terminie z powodu zakażenia koronawirusem w Widzewie. Cała łódzka drużyna trafiła na kwarantannę. Wygląda na to, że czeka was dwutygodniowa przerwa.

Niestety. Trzeba jednak patrzeć naprzód. Będziemy mieć teraz okazję do tego, aby popracować nad kilkoma elementami. Paradoksalnie taka przerwa może nam troszkę pomóc, być może uda nam się lepiej zgrać. Zwłaszcza że, jak już wspominałem, nasza drużyna cały czas potrzebuje czasu. Choć nie ukrywam, że wolałbym w piątek wyjść na boisko.

A obawia się Pan ponownego lockdownu? I tego, że trzeba będzie trenować „zdalnie”?

Tak naprawdę to ode mnie tutaj nic nie zależy. Trzeba się podporządkować. Robić swoje. Oczywiście, normalne treningi są zdecydowanie lepsze. To nie ulega wątpliwości. Jeśli jednak trzeba będzie ćwiczyć w domu tak, jak miało to miejsce na przełomie marca i kwietnia, to trzeba będzie zacisnąć zęby i tyle…

Na koniec moje tradycyjne pytanie. Czego można Panu życzyć?

Przede wszystkim zdrowia. Na drugim miejscu meczów na zero z tyłu, a co za tym idzie, regularnego punktowania. (Śmiech) Ale zdrowie najważniejsze. Z nim łatwiej realizować cele w życiu!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze