Jeszcze trzy miesiące temu brytyjskie media obszernie rozpisywały się na temat powrotu Jadona Sancho do Anglii. Kolejne doniesienia o kwocie żądanej przez Borussię Dortmund, znacznie przekraczającej 100 milionów funtów, nie odstraszały zainteresowanych. Transakcja wydawała się pewna, gdyż w Premier League nie brakowało klubów dysponujących odpowiednimi funduszami. Teraz sytuacja uległa jednak zmianie. Kluby liczą straty, a letnie okienko transferowe stanęło pod dużym znakiem zapytania.
Z powodu panującej pandemii futbol w Europie się zatrzymał. A powszechnie wiadomo, że kto stoi w miejscu, ten się cofa. Traci. Również finansowo, co w klubowej piłce w ostatnich dniach stało się tematem numer jeden. Wstrzymanie rozgrywek na nie wiadomo jak długi czas (wstępnie ustalone terminy zostaną zapewne przełożone) uderzy, a nawet już uderza po kieszeniach wszystkich uczestników piłkarskich widowisk. Od klubów, piłkarzy oraz stewardów po osoby sprzedające bilety. Teoretycznie tylko kibice wyjdą na plus. Choć przykład sympatyków Lecha Poznań, którzy kupują wejściówki mimo wstrzymania rozgrywek, pokazuje, że jednak nie do końca.
Straty już teraz są ogromne. Największe piętno odciskają i jeszcze odcisną na klubach dysponujących niewielkimi środkami finansowymi. Po kieszeni dostaną jednak także bogaci. W Premier League już rozpoczęło się wielkie szacowanie strat. Potencjalnych i dotychczasowych. Zawodnikom, trenerom i pozostałym członkom sztabu nadal trzeba przecież płacić. W angielskiej ekstraklasie często tygodniówki sięgające nawet kilkuset tysięcy funtów. A to tylko wierzchołek góry lodowej, standardowych wydatków.
Straty będą rzutować na okienko transferowe?
W obliczu braku zysków z dnia meczowego i przede wszystkim wypełniania zapisów z umów sponsorskich każdy kolejny tydzień bez futbolu tylko potęguje straty klubów. A to niestety dopiero początek. Potencjalne niedokończenie obecnego sezonu Premier League powiększyłoby sumę strat o kwotę 762 milionów funtów. To potężnie wstrząsnęłoby budżetami klubów angielskiej ekstraklasy, które od lat przecież puchły dzięki sprzedaży praw telewizyjnych. Dlatego wszyscy chcą dalej grać, gdy będzie to możliwe. Nawet kluby, które dotąd optowały za anulowaniem bieżącej kampanii.
Premier League teams told to pay back £762m if they can't finish season.
More from @lauriewhitwell, @Simon_Hughes__, @OliverKay & @David_Ornsteinhttps://t.co/Woi6aKkJEZ
— The Athletic | Football (@TheAthleticFC) March 19, 2020
Pomysł wyzerowania obecnego sezonu i porzucenia w zapomnienie odszedł w niepamięć. Został zastąpiony przez kolejne koncepcje dogrania bieżącej edycji Premier League. Czasem absurdalne, choć pokazujące determinację, by uniknąć horrendalnych strat finansowych. Gdy wizja zatrzymania 762 milionów funtów w kieszeni klubów zaczęła być coraz bardziej realna, na horyzoncie pojawił się zarys letniego okienka transferowego. Kolejnej, lecz znacznie większej niewiadomej. Z prozaicznego powodu – aby kupić zawodnika, trzeba mieć za co.
Tak, przedstawiciele angielskiej ekstraklasy przez lata wydawali astronomiczne sumy na wzmocnienia. Wyścig zbrojeń trwał w najlepsze. Nawet kluby z dołu tabeli mogły pozwolić sobie na zakup klasowych graczy z wyższej półki. Tak było, ale przynajmniej na obecnych zasadach już nie będzie. Nie pozwala na to Finansowe Fair Play.
W obliczu strat, które dotknęły kluby oraz jeszcze dotkną, przedstawiciele Premier League nie będą mogli pozwolić sobie na szaleństwa podczas letniego okienka transferowego. Przynajmniej działając zgodnie z przepisami, a że jednak warto, pokazał niedawny przypadek Manchesteru City. Konsekwencje, jakie ponieśli „The Citizens”, dały do myślenia pozostałym. Najbogatsze europejskie zespoły zdecydowały się więc zwrócić do UEFA z prośbą o złagodzenie Finansowego Fair Play lub całkowite zniesienie na czas panującej pandemii. Pytanie tylko, czy byłoby to właściwe rozwiązanie. Wiele wskazuje na to, że nie do końca.
Złagodzić czy znieść Finansowe Fair Play?
Częściowe złagodzenie przepisów, owszem, pozwoliłoby klubom choć w części zrealizować dotychczasowe plany transferowe. Transakcje za grubo ponad 100 milionów funtów byłyby jednak rzadkością lub w ogóle nie zostałyby przeprowadzone. Powrót Jadona Sancho do Anglii, o którym jeszcze trzy miesiące temu obszernie rozpisywały się brytyjskie media, znacznie by się skomplikował. Kylian Mbappe pozostałby natomiast w ogóle w sferze marzeń i niezrealizowanych ambicji. Okienko transferowe nadal byłoby interesujące, ale jednak bez fajerwerków, co od lat wyróżnia kluby Premier League.
Byłoby nudniej, ale jednak normalniej. Ceny za zawodników, nawet z absolutnej czołówki, od lat są przecież wywindowane znacznie powyżej rzeczywistej wartości każdego z graczy. Być może mniejsze pole manewru klubów na rynku transferowym zbiłoby ceny do bardziej realnych kwot? To oczywiście tylko przypuszczenie, choć zespoły będące w potrzebie, bardziej poturbowane przez okres zastoju w futbolu, mogłyby chętniej sprzedawać zawodników za mniejsze pieniądze. Wszystko, by utrzymać się na powierzchni.
Dlatego całkowite zniesienie Finansowego Fair Play nawet na okres jednego okienka nie wydaje się właściwą decyzją. Właściciele klubów z majątkiem liczonym w miliardach banknotów szybko wyciągnęliby swoje grube portfele. Padłyby kolejne rekordy. Przecież można by kupować na potęgę, bez żadnych konsekwencji. Przez jedno lato. Tyle tylko, że to jedno lato ponownie i na stałe wywróciłoby rynek do góry nogami. Okienko transferowe byłoby pełne emocji i hitów, lecz konsekwencje całkowitego wstrzymania ograniczeń futbol odczuwałby przez długie lata.
To powoduje, iż tymczasowe zniesienie Finansowego Fair Play wydaje się nierealne. UEFA jest (raczej) świadoma potencjalnych konsekwencji. Za to złagodzenie ograniczeń? Owszem, prawdopodobne, bo karuzela musi się kręcić. Letnie okienko transferowe to przecież czas według wielu uznawany za bardziej interesujący niż same rozgrywki.
Mniej istotne, ale też ciekawe:
- W trudnych chwilach pandemii rękę do potrzebujących wyciągają nie tylko gwiazdy z pierwszych stron gazet. Stewardzi na co dzień obsługujący spotkania lidera Premier League, Liverpoolu, zaoferowali swoją pomoc kierownikom supermarketów w Merseyside. Jako wolontariusze mieliby kontrolować tłum czy pomagać osobom starszym. Kolejna piękna inicjatywa przywracająca wiarę w ludzi.
Message to supermarket managers here on Merseyside. Our stadium stewards here @LFC are offering their time and expertise in volunteering to help with crowd control, queue management, parking control, assisting the elderly and infirm taking their groceries to their cars, etc. 1/2
— Peter Moore (@PeterMooreLFC) March 22, 2020
- Z licznych pomysłów na dokończenie obecnego sezonu na pierwszy plan wybija się propozycja Gary’ego Neville’a. Były zawodnik Manchesteru United stwierdził, że jeśli zajdzie taka potrzeba, gracze Premier League dziewięć ostatnich kolejek mogą rozegrać w ciągu dziewięciu dni. Festiwal futbolu, jak to ładnie określono, na pewno ucieszyłby kibiców i telewizje pokazujące angielską ekstraklasę. A zawodników, trenerów i fizjoterapeutów? Dla nich wcielenie propozycji Gary’ego Neville’a w życie byłoby co najmniej kłopotliwe.