Za nami pierwsze mecze 22. kolejki Orange Ekstraklasy. W Bełchatowie, miejscowy GKS przegrał z Lechem Poznań, 0:3. Natomiast Zagłębie Sosnowiec uległo 1:3 ŁKS-owi.
Ważne punkty ŁKS-u
Mecz w Sosnowcu zaczął się spokojnie. Pierwszy strzał autorstwa Sebastiana Mili w 3. minucie był bardzo niecelny. Chwilę później zamieszanie w polu karnym próbował wykorzystać Arifovic, lecz jego strzał zablokowali obrońcy, a poprawka Mili ponownie okazała się niecelna. Gospodarze odpowiedzieli po kwadransie gry. Małecki zdołał okiwać jednego z przeciwników i sprytnie strzelił zza pola karnego, jednak piłka poszybowała ponad bramką rywala. W 25. minucie goście strzelili bramkę. Będący na prawej stronie Juca Viana, zagrał piłkę w pole karne do Arifovica, który spokojnie umieścił piłkę w siatce. Zagłębie grało słabo i bardzo niedokładnie. Kwadrans później na rajd zdecydował się zawodnik ŁKS-u, Robert Szczot. W polu karnym został sfaulowany przez Dzenana Hosicia i sędzia Marcin Szulc podyktował 'jedenastkę’. Do piłki podszedł Łukasz Madej i nie dał szans Benszowi strzelając w dolny, prawy róg. Gdy wydawało się, że do przerwy nic gorszego Sosnowiczanom nie spotka, Mila podał do dobrze ustawionego Viany, ten odegrał do Arifovica i pozostawiony bez opieki Bośniak, strzelił swojego drugiego gola. Chwilę później sędzia zakończył pierwszą połowę.
Po przerwie znów lepiej prezentowali się goście. Na bramkę Zagłębia niecelnie strzelał Mila, a chwilę później Szczot. W 60. minucie powinno być 0:4. Juca Viana znalazł się sam przed bramką przeciwnika, ale uderzył w sam środek, przez co Bensz zdołał sparować futbolówkę na rzut rożny. Osiem minut później bramkarza gospodarzy strzałem z daleka chciał zaskoczyć Arifovic, uderzył obok bramki. Sosnowiczanie, pogodzeni już z niekorzystnym rezultatem nie potrafili poważnie zagrozić Bogusławowi Wyparle. Aż do nadejścia 83. minuty. Z prawej strony dośrodkował Paweł Skrzypek, z piłką minął się Folc lecz ta spadła pod nogi Małeckiego i wychowanek krakowskiej Wisły zdobył honorowego gola. Do końca spotkania nic się nie zmieniło i ŁKS odniósł przekonujące zwycięstwo, dzięki któremu zachował szansę na opuszczenie strefy spadkowej.
Fatalna seria trwa
W drugim pojedynku GKS Bełchatów podejmował Lecha Poznań. Goście przystąpili do pojedynku bez Piotra Reissa. Opaskę kapitana przejął Bartosz Bosacki. Pozytywnie podziałało to na środkowego obrońcę, gdyż w 8. minucie wyprowadził zespół na prowadzenie. Rzut rożny wykonywał Henry Quinteros, wrzutkę przedłużył Marcin Kikut i Bosacki z bliskiej odległości strzelił bramkę głową. Chwilę później popisał się dobrym przechwytem w obronie. Zawodnicy Bełchatowa obudzili się dopiero po 27. minutach gdy z kilku metrów strzelał niepilnowany Ujek, ale były piłkarz Zagłębia Sosnowiec mocno się pomylił. Chwilę później doskonałą sytuację miał Dziedzic ale uderzył tak mocno jak i niecelnie. W 38. minucie podopieczni Oresta Lenczyka nie potrafili strzelić na pustą bramkę. Powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą, sprawdziło się w stu procentach. Zając odebrał piłkę Jarzębowskiemu, podał do Regnifo, Peruwiańczyk ominął rozpaczliwie interweniującego Sapelę i dopełnił formalności. Po pierwszej części 'Kolejorz’ pewnie prowadził, 2:0.
Chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy, trener Lenczyk postanowił dokonać dwóch zmian. Dziedzica zastąpił Costly a za Stolarczyka wszedł Popek. Lecz nie ożywiło to znacząco poczynań gospodarzy. Wciąż przeważał Lech choć podopieczni Franciszka Smudy koncentrowali się bardziej na grze defensywnej. Obie drużyny grały bardzo ostro, co chwilę któryś z piłkarzy zwijał się na murawie z bólu. W 60. minucie Injac popisał się trafieniem, które śmiało może kandydować do miana gola kolejki. Serb uderzył z około 24 metrów, piłka wpadła wprost w 'okienko’ bramki bezradnego Sapeli. Bełchatów znów na kolanach. Drużynę starał się poderwać Garguła, reprezentant Polski oddał niezły strzał w stronę Kotorowskiego, golkiper gości zdołał ją wybić na rzut rożny. Przez następne minuty, gospodarze za wszelką cenę próbowali zdobyć honorowego gola, jednak Poznaniacy skutecznie się bronili. Fantastyczne zawody rozgrywał Bartosz Bosacki, doświadczony obrońca grał momentami jak profesor. Wynik nie uległ już zmianie. Fatalna seria GKS-u trwa!