Oaza spokoju


Mariusz Lewandowski jest czwartym polskim piłkarzem po Andrzeju Buncolu, Tomaszu Rząsie i Ebim Smolarku, który zdobył ze swoim klubem Puchar UEFA. Jak wyglądał występ defensywnego pomocnika Szachtara Donieck i reprezentacji Polski w meczu z Werderem Brema? iGol obserwował finał w Stambule właśnie pod kątem gry Polaka.


Udostępnij na Udostępnij na

Wicemistrzowie Ukrainy spotkanie z Bremeńczykami rozpoczęli w ustawieniu 1-4-4-2. Lewandowski występował w środku pola razem z Fernandinho, ale podział obowiązków był jasny: Brazylijczyk odpowiadał za rozgrywanie akcji i kreowanie gry, a Lewy miał go ubezpieczać, gdyż 24-letni wychowanek Atletico Paranaense nie ma zwyczaju po stracie piłki bądź gdy atakuje rywal, wracać na własną połowę. Polak miał też trochę szczęścia, że w finale za kartki musiał pauzować Tomas Hubschman. Bzdurą jest, co prawda lansowana przez polskie media, teoria, że Mariusz nie ma pewnego miejsca w składzie ekipy z Doniecka, zaś większym zaufaniem Mircei Lucescu cieszy się Czech. Obaj nie są pewniakami, ale wynika to tylko i wyłącznie z faktu, że Rumun stosuje system rotacji. Mógłby oczywiście w środku pola pozwolić występować obu, ale wówczas na ławce rezerwowych musiałby pozostawić Fernandinho, co oczywiście wiązałoby się ze zmniejszeniem siły ataku Szachtara. Dlatego w drodze do wielkiego finału w Stambule Hubschman i Lewandowski wyszli w wyjściowym składzie tylko raz w rewanżowym meczu 1/8 finału z Tottenham Londyn. A tak, raz grywał Czech, raz Polak, zaś rotacja na pozycji defensywnego pomocnika Ukraińcom jak widać nie zaszkodziła.

59-krotny reprezentant Polski mecz rozpoczął dość nerwowo. Kompletnie nie radził sobie z Mesutem Ozilem, który między 10. a 20. minutą spotkania ograł go z łatwością dwukrotnie, raz też w pole został wywiedziony przez Claudio Pizarro. Lewy w początkowym okresie gry bardzo rzadko również obsługiwał partnerów dokładnymi, prostopadłymi podaniami. W sumie zaliczył ich w całym spotkaniu sześć, ale w pierwszej połowie tylko dwa razy zagrywał piłkę do przodu. Sam często nie miał pomysłu na inicjowanie akcji. Choć oczywiście nie jego zadaniem było rozgrywanie, ale też czasem gdy już miał futbolówkę przy nodze, spokojnie mógł wypracować partnerom z zespołu jakąś okazję do zdobycia gola, za co z pewnością Lucescu by się nie pogniewał i nie uznał tego za próbę wyłamania się z założeń taktycznych. Lewandowski praktycznie cały czas zagrywał piłkę do tyłu. I o ile fakt ten mógł trochę irytować, to już na pewno na brawa zasługiwał sposób w jaki były gracz Zagłębia Lubin i Dyskobolii Grodzisk Wlkp uprzykrzał życie Torstenowi Fringsowi. Choć Frings to też defensywny pomocnik i nie jest on graczem o predyspozycjach ofensywnych, który odpowiada za grę do przodu swojego zespołu, to jednak w obliczu: a) nieobecności zawieszonego za kartki Diego i b) faktu, że w środku pola występował wspólnie z Frankiem Baumanem, a ten połowę rywali odwiedza od święta, musiał zrzucić szaty twardego przeciwnika i zabrać się za kreowanie. Problem w tym, że trafił na poczynającego sobie z minuty na minutę coraz pewniej Lewandowskiego i z pewnością nie zaliczy środowej potyczki do udanych. Wyraz swojej frustracji i nieporadności Frings dał w 45. minucie, kiedy za faul na naszym zawodniku otrzymał żółtą kartkę. Swoją drogą ciekawe jak Mariusz poradziłby sobie w starciu z Diego? Cóż to byłaby za uczta dla polskich kibiców, a dla Lewego prawdziwe wyzwanie!

Jak już napomknęliśmy Polak z biegiem czasu grał coraz pewniej. I niewiele brakowało by wpisał się na listę strzelców! W 41. minucie potężnie huknął z ponad 20. metrów, zaś Tim Wiese, sobie tylko wiadomym sposobem, obronił to uderzenie. Szkoda, że pomocnik Szachtara częściej nie decydował się na strzały z dystansu, bo w swojej drużynie jest jednym z piłkarzy, którzy dysponują niezwykle mocnym strzałem, zaś bramkarz Werderu przyzwyczaił wszystkich, że zwykle w takich momentach nie wie jak się zachować (patrz pierwszy mecz 1/8 finału PU z Glasgow Rangers w zeszłym sezonie). Wyraźnie podochocony okazją z 41. minuty, w samej końcówce pierwszej połowy Lewandowski udał się nawet w pole karne Bremeńczyków i nie wiele zabrakło, by z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Obrońcy z Bremy uprzedzili jednak Polaka. W drugiej połowie Lewy grał już pewnie, zaś nerwowość w poczynaniach, towarzysząca mu w pierwszej połowie, na szczęście poszła w las. Mariusz cztery razy próbował efektownie przerzucić piłkę na skrzydła, ale miał w tej materii tylko 50% skuteczność (dwa przerzuty udane, dwa nie). Znamionująca była scena gdy na boisku leżał kontuzjowany Jadson, a gdy piłkarze obu drużyn ten czas wykorzystali na uzupełnianie płynów, Lucescu przywołał do siebie Lewandowskiego by udzielić mu wskazówek, które błyskawicznie miał przekazać kolegom. To najlepiej obrazuje jak ważna jest rola Polaka w zespole, mimo iż nie jest on graczem, który błyszczy i ujmuje kibiców swoją efektowną grą i polotem. W zasadzie w drugiej połowie polski pomocnik pogubił się tylko raz, kiedy nieprzepisowo powstrzymał pędzącego na bramkę Szachtara Clemensa Fritza, za co dostał żółtą kartkę. Jako, że faul był celowy i taktyczny, Lewy też miał trochę szczęścia, bo gdyby Luis Medina Cantalejo uparł się, mógłby wyrzucić go z boiska. Na szczęście hiszpański arbiter, który po tym finale kończy sędziowską karierę, czuł ducha gry i wiedział, że choć teoretycznie mógł za to zagranie pokazać czerwony kartonik, to jednak wiedział jaka jest stawka spotkania i tego nie uczynił.

W dogrywce Polak rzadko przekraczał linię środkową boiska, a gdy Szachtar tylko wyszedł na prowadzenie i stało się jasnym, że już do końcowego gwizdka sędziego atakować będzie Werder, stał się piątym obrońcą. Wyszło to Ukraińcom na dobre, bowiem dowieźli wynik 2:1 do końca, dzięki czemu zostali ostatnim w historii zdobywcą Pucharu UEFA. Podsumowując, w występie Lewandowskiego należy zwrócić uwagę na fakt, że nasz piłkarz, poza nielicznymi wyjątkami, był w środę Stambule oazą spokoju, dzięki czemu w środku pola zbytnio nie pograli sobie Frings z Baumanem, zaś Pizarro czy Markus Rosenberg w tworzeniu akcji byli zdani tylko na siebie. Można więc powiedzieć, że Mariusz Lewandowski nie dołożył swojej cegiełki, ale potężny głaz do triumfu Szachtara Donieck w Pucharze UEFA.

7, 6 – taką notę za występ w finale od portalu skysports.com otrzymał polski pomocnik. Wyżej w zespole Szachtara oceniono tylko Darijo Srnę. Lewy więc, zdaniem angielskiego portalu, spisał się lepiej niż strzelcy bramek: Luiz Adriano i Jadson, no i Fernandinho, którego przecież Polak miał tylko ubezpieczać…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze