„Wiem, gdzie strzelasz, frajerze” – o trash talku w piłce [felieton]


Jak słowa potrafią wygrać mecz?

10 października 2020 „Wiem, gdzie strzelasz, frajerze” – o trash talku w piłce [felieton]
Rafal Rusek / PressFocus

"Słowo jest jak pszczoła: posiada miód i żądło" – głosi anonimowy aforysta. W trakcie 90 minut meczu z ust piłkarzy pada wiele słów-do siebie, do sędziego, do przeciwnika. Niektóre z nich potrafią dać przewagę taktyczną, inne rozsierdzić oponenta, jeszcze inne zaś sprawiają, że zawodnicy przeciwnej drużyny tracą resztki animuszu i woli walki. Czym jest trash talk? W jaki sposób piłkarze z niego korzystają? Gdzie są jego granice?


Udostępnij na Udostępnij na

Jest 9 lipca 2006 roku. Siedzę na dywanie w marnej podróbce koszulki reprezentacyjnej Del Piero. Godzina dobrze już po 22, więc jak każdy 8-latek jestem zachwycony, że tym razem udało się oszukać los i mogę jeszcze nie iść spać. Na ekranie 20-calowego telewizora rozgrywa się finał mojej pierwszej wielkiej imprezy piłkarskiej, którą chłonę całkowicie świadomie. 110. minuta dogrywki. Zidane, któremu zdecydowanie bliżej niż dalej do końca kariery wybucha furią i uderza jednego z moich idoli – Materazziego. Nie za bardzo rozumiem, co się dzieje, później na podwórku od starszych kolegów słyszymy coś o siostrze „Zizou” i jej cnocie, którą zakwestionować miał na boisku włoski obrońca. Ja jeszcze nie do końca rozumiem ten świat. Mija 14 lat. Piszę ten tekst i myślę o tym, jak genialnym obrońcą był Materazzi, skoro przed konkursem rzutów karnych udało mu się wykluczyć drugiego obok Henry’ego najgroźniejszego strzelca reprezentacji Francji, korzystając jedynie ze swojego języka.

Śmieciowa mowa

Do napisania tego felietonu zainspirowały mnie wydarzenia z drugiej ligi amerykańskiej. W 47. minucie meczu San Diego Loyal – Phoenix Rising piłkarze zeszli na znak protestu, po tym jak jeden z zawodników z San Diego został zwyzywany przez drugiego na tle orientacji seksualnej. Wraz z kolegami z redakcji śmiejemy się, że gdyby taką optykę zastosować w naszej rodzimej ekstraklasie, żaden mecz nie miałby prawa zostać rozegrany do końca. Są to jednak sztubackie żarty, a sam problem wydaje się coraz poważniejszy.

Co to właściwie jest trash talk?  Zjawisko to to nic innego jak stosowanie mniej lub bardziej wyszukanych obelg w celu przestraszenia, wyprowadzenia z równowagi bądź zdekoncentrowania przeciwnika. Za ojca i eksperta tej sztuki uważa się słynnego na cały świat boksera Muhammada Aliego, który lubił dodać nieco pikanterii konferencjom ze swoim udziałem bądź ośmieszyć rywala w ringu. Tak naprawdę trash talk narodził się wraz z początkiem sportu. Już w XVI wieku podczas rozgrywania zawodów w Calcio Fiorentino, uważanych za jednego z prekursorów piłki nożnej, papież grzmiał o ekskomunice dla brutalnych i wulgarnych zawodników, a sam sport uznawany był za coś grzesznego.

Na podstawie przykładów wyróżnijmy więc i prześledźmy przykłady trash talku pozytywnego, taktycznego i negatywnego oraz postarajmy się odnaleźć granicę, za którą chęć podostrzenia sportowej rywalizacji zamienia się w zjawisko złe, toksyczne i krzywdzące.

„Dlaczego flagi Kolumbii i Ekwadoru mają ten sam kolor?” – trash talk pozytywny

Jest rok 2013. Kolumbia gra z Urugwajem eliminacje do mistrzostw świata 2014. Na boisku debiutuje 18-letni Jose Gimenez. Zadanie ma niełatwe, bo naprzeciwko niego staje jedna z najlepszych strzelb świata Radamel Falcao. Młokos wie, że jeżeli „El Tigre” dojdzie do piłki w polu karnym, to on co najwyżej będzie mógł modlić się, żeby tym razem mistrz nie trafił do siatki, tylko w Muslerę. Jego zadanie to nie dopuścić Falcao w obręb 16. metra do piłki. Kolejny z rzutów rożnych, dośrodkowanie leci wprost na zabójczo skutecznego Falcao. Gimenez w tym momencie doznaje olśnienia! Skoro nie mogę zatrzymać go siłą, zatrzymam go słowem. Kryje Falcao, a jednocześnie zadaje pytanie: „Dlaczego flagi Kolumbii i Ekwadoru mają ten sam kolor?”. Zszokowany Kolumbijczyk nie wyskakuje do piłki – pożar ugaszony. Gimenez czuje, że to jedyny sposób na zatrzymanie Falcao, gadać, gadać, gadać i jeszcze raz gadać. W tym meczu „El Tigre” nie zdobywa żadnej bramki.

Janusz Wójcik. Mistrz motywacji, król bon motu. Wielu mówi do dziś, że „Wójt” był od motywowania, a jego asystent Paweł Janas od trenowania. Słynne „kiełbasy do góry, biało-czerwona na maszt i golimy frajerów” potrafiło sprawić, że skazywana na pożarcie młodzieżowa reprezentacja Polski wróciła z igrzysk olimpijskich z medalem. Filozofia „JW-Destruction” to doktryna prosta, jednakże w tej prostocie piękna. Każdy, kto wychodzi z nami na boisko, to frajer, a „jak masz frajera, to go duś, jak udusisz, to go puść”. Wielu piłkarzy, którzy przez wujową szkołę życia przeszli, lubiło twierdzić, że może nie stali się dzięki temu lepszymi technikami, nie poprawili strzałów, podań czy sprintów, za to psychicznie stawali się później niezniszczalni. Wójcik stosował metody, za które dziś dostałby zakaz wykonywania zawodu. Blacha w plecy na odchodne w szatni, wiązanka w stronę nie za bardzo zaangażowanego w mecz zawodnika czy groźba zdjęcia z boiska i biegania karnych kółek po bieżni stadionu w trakcie meczu sprawiały, że piłkarze fruwali nad ziemią i wznosili się na wyżyny swoich umiejętności.

„Nie wykluczam, że nazwałem go rudym ch…” – trash talk negatywny

86. minuta meczu Wisła Płock – Jagiellonia. Kuświk fauluje Pospisila. Do sędziego doskakują kapitanowie obu drużyn – Taras Romańczuk i Dominik Furman. Nikt nie rozsądzi tego, co tak naprawdę się stało, obie strony oskarżają siebie wzajemnie o eskalację konfliktu. Kamery Canal+ wskazują, jakoby to były legionista zaczął tę utarczkę słowną, nazywając Tarasa Romańczuka „banderowcem”. Dla Polaka mającego ukraińskie korzenie, którego przodków bandyci spod szyldu Bandery wymordowali, była to oblega nie do przełknięcia. Od razu odszczeknął się Furmanowi, nazywając go właśnie „rudym ch…”. Do dziś obaj zawodnicy nie podają sobie ręki i chowają do siebie głęboki żal.

Wrzesień 2020. Mecz Olympique Marsylia z PSG. Pada rekordowa liczba aż 17 żółtych i 5 czerwonych kartek. Na boisku bójka. Od czego to wszystko się zaczęło? Neymar, słynący z tego, że lubi prowokować sowich przeciwników ośmieszającymi ich zagraniami, tym razem wdał się w utarczkę słowną z Alvaro Gonzalezem. Brazylijczyk miał usłyszeć o swoim podobieństwie do małpy, za co uderzył zawodnika Marsylii. Późniejsze nagrania pokazują jednak, że również Neymar atakował Gonzaleza na tle orientacji seksualnej. Całość skończyła się karczemną burdą, która z ideą uprawnia sportu nie miała wiele wspólnego.

„Marek mówi, że cię zabije na tym boisku” – trash talk taktyczny

Koniec lat 70. Wisła Kraków przyjeżdża na stadion Lecha Poznań. Sytuacja zbliżona do tej z finałów MŚ 2006, jednak jeden z zawodników zostaje wykluczony z gry już przed meczem. Znany z tego, że nie lubi zbyt ostrej, brutalnej gry, wybitny technik Mirosław Okoński szykuje się do spotkania. Podchodzi do niego Andrzej Iwan, legenda ówczesnej Wisły Kraków, i w niezbyt parlamentarnych słowach pyta „Okonia”, o pokłosie jego konfliktu z obrońcą „Białej Gwiazdy”. Ten baranieje, ponieważ żadnego konfliktu z „Marcysiem” nigdy nie miał. Iwan kontynuuje: „Załóż lepiej ochraniacze, bo Marek mówi, że cię zabije na tym boisku”. W tym meczu Okoński nie istniał, gdy tylko miał piłkę przy nodze, odgrywał do najbliżej stojącego kolegi z zespołu, a widząc zbliżającego się Motykę, uciekał na drugą stronę boiska.

Sierpień 2020. Podnoszący się po kompromitującym sezonie ŁKS podejmuje w ramach Pucharu Polski rewelację poprzedniego sezonu Śląsk Wrocław. Łodzianie cudem doprowadzają w 120. minucie do serii rzutów karnych. Na stadionie atmosfera tak gęsta, że można ją kroić nożem. Po pierwszej serii karnych 1:1. Do drugiego podchodzi Corral i pewnie go wykorzystuje. Za chwilę do piłki zabiera się Praszelik ze Śląska. Przez trybunę przelatuje fala histerycznego śmiechu. Postronny obserwator pomyślałby, że kibice zwariowali od emocji, jakie towarzyszą serii „jedenastek”. Prawda jest jednak zupełnie inna. Arkadiusz Malarz teatralnym, tubalnym głosem mówi do Praszelika: „Wiem, gdzie strzelisz frajerze, mam cię”. Praszelik, skonfundowany, podchodzi do rzutu karnego i pudłuje. Za chwilę do karnego podchodzi Golla. Malarz znowu swoje: „Mam cię, wyciągnę to, jedziecie do domu”. Kibice ryczą ze śmiechu, doświadczony bramkarz wyjmuje karnego, ŁKS tryumfuje z dużo silniejszym rywalem.

Cienka czerwona linia

Na ile można sobie pozwolić? Gdzie przebiega granica? Moim zdaniem jest to strefa, która nosi odcienie szarości. Tak jak całkiem zabawnym i nadającym dodatkowego smaku rywalizacji wydaje się pytanie „graliście w to kiedyś?” skierowane do przegrywającej drużyny, tak nazwanie czarnoskórego piłkarza „małpą” nie przystoi nie tyle sportowcom, ile po prostu zwykłemu, przyzwoitemu człowiekowi. Żarty sytuacyjne są jak najbardziej akceptowalne, często po latach zamieniają się w doskonałe anegdoty. Ataki ad personam, na rodzinę, kolor skóry czy orientację seksualną przeciwnika sprzeczne są z ideą sportu i należy je eliminować nawet kosztem nakładania kary zawieszenia na piłkarzy. Rozróżnić natomiast należy, że tak samo biały piłkarz nie ma prawa nazwać Murzyna „czarnuchem”, jak i ten nie ma prawa nazywać go „białasem”.

Jeżeli chodzi o wspomniany trash talk taktyczny granica jest dużo cieńsza i nie pozostawia tak dużego pola do interpretacji. O ile Malarzowe „Wiem, gdzie strzelasz” to po prostu element wojny psychologicznej, o tyle atak Materazziego na Zidane’a powinien zostać ukarany tak samo jak atak Zidane’a na Materazziego.

Jest 7 października 2020. Ja jestem już dorosły, koszulka Del Piero dawno trafiła do pojemnika PCK. Oglądam, jak zawodnicy amerykańskiego drugoligowca na znak protestu schodzą z boiska i zastanawiam się, gdzie leży ta cienka czerwona linia…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze