Nowe Wembley


- Nie oglądajmy się w przeszłość. Piszmy nową historię - apelował do swoich piłkarzy przed meczem z Portugalią, Leo Beenhakker. I w Lizbonie Polacy takową napisali. Gdy wydawało się, że w pierwszej połowie bramkę strzelą Portugalczycy, ku rozpaczy ponad 60 tys. fanów na Estadio da Luz, zdobyli ją Polacy. Kiedy w drugiej połowie, gospodarze osiągnęli zdecydowaną przewagą i zdobyli dwa gole, wydawało się, że już nic nie odbierze im zwycięstwa. A jednak ktoś ośmielił się mieć inne zdanie na ten temat i zrobił to, co w Portugalii uważane było za zakazane. Remis 2:2 to doskonały wynik, który otwiera nam drzwi do historycznego awansu na Mistrzostwa Europy. Teraz wystarczy już tylko mocno pociągnąć za nie, czyli wygrać przynajmniej trzy najbliższe spotkania.


Udostępnij na Udostępnij na

Taktyka Polaków była jasna jak słońce. Nie dać się zepchnąć do głębokiej defensywy, jak najdłużej utrzymywać się przy piłce i przy każdej nadarzającej się okazji atakować. To łatwym zadaniem jednak nie było, bo mający nóż na gardle Portugalczycy, od pierwszych minut rzucili się do ataku. Sprawdziły się jednak słowa Michała Żewłakowa, że biało- czerwoni muszą być jak pies ogrodnika. Jeśli im nie udaje się zdobyć gola, to również ta sztuka nie może udać się piłkarzom Luiza Felipe Scolariego. W pierwszej połowie ta przepowiednia sprawdziła się co do joty.

Prorok Lewandowski

Gospodarze może i mieli optyczną przewagę, ale poza strzałem w poprzeczkę Cristiano Ronaldo z rzutu wolnego, a także sytuacją „sam na sam” Nuno Gomesa z Arturem Borucem (chociaż napastnik Benfiki Lizbona był na spalonym) nic szczególnego nie pokazywali. Owszem, imponowali sztuczkami technicznymi, ale była to jedynie sztuka dla sztuki. Polacy, chociaż momentami zostawiali rywalom zbyt dużo wolnego miejsca, bardzo ładnie wychodzili z kontrami. Już na samym początku spotkania jedna z nich mogła zakończyć się golem. Prostopadle z lewej strony zagrywał Grzegorz Bronowicki, do piłki jak burza wystartował Jacek Krzynówek, ale zamiast w piłkę, trafił w nogę Marco Caneiry. Po tym starciu obaj długo nie podnosili się z boiska. Na szczęście dla nas Krzynówkowi nic się nie stało, ale już obrońca Sportingu Lizbona musiał zejść z boiska. Niewiele brakowało, by Portugalczyków znów pogrążył Smolarek. Ebi otrzymał wspaniałe podanie z głębi pola od Michała Żewłakowa. Sprintem pognał w kierunku bramki Ricardo, ale uderzył niecelnie, bo z tyłu naciskał go stoper gospodarzy- Bruno Alves. W końcu w 43. minucie, gdy wszyscy szykowali się już do przerwy, na potężny strzał z dystansu zdecydował się Jakub Błaszczykowski. Ricardo, efektownie odbił piłkę na bok, ale tam stał dobrze ustawiony Mariusz Lewandowski, który choć nie trafił czysto w futbolówkę, to ta jednak wpadła do siatki. – W Moskwie te strzały z dystansu zbytnio mi nie wychodziły, ale tu byłem dobrze ustawiony – przyznał po meczu strzelec pierwszej bramki.

Wydawać się mogło, że gol do szatni dobije Portugalczyków. Stało się jednak zupełnie inaczej. Gospodarzy od początku drugiej połowy rzucili się do zdecydowanych ataków i już w 50. minucie wyrównali. Podania do Gomesa nie zdołał przeciąć Żewłakow, Boruc co prawda powstrzymał portugalskiego atakującego, ale nie zdołał już zatrzymać dobijającego strzał Maniche, który do reprezentacji wrócił po rocznej przerwie. – To była jedna z najgorszych połów w naszym wykonaniu w tych eliminacjach- kontynuuje Lewandowski. Nie robiliśmy nic z tego, co sobie w przerwie założyliśmy. A Portugalia, podbudowana golem wyrównującym, a także niesiona dopingiem 60 tys. kibiców grała cudownie. Po raz kolejny okazało się, że kto jak to, ale wicemistrzowie Europy i czwarty zespół świata potrafią w trudnym momencie powstać z kolan. Tak było na EURO 2000 i EURO 2004, w meczach m.in. z Anglią czy Hiszpanią. Tak było również niestety w sobotę. Ani się obejrzeliśmy, a już Polska przegrywała 1:2, po ładnym, choć w opinii wielu, również przypadkowym, strzale C. Ronaldo. Ale i skromne prowadzenie to było mało dla gospodarzy, którzy dalej atakowali. W końcu jednak w końcówce odpuścili, co Polacy skrzętnie wykorzystali. – Gdy na telebimie ujrzałem 87. minutę, krzyknąłem do Krzynówka: „Jacek musimy coś zrobić” – przyznał Lewandowski. Pomocnik Wolfsburga odpowiedział: – Ale co?Nie wiem, strzelaj! – krzyknął do niego gracz Szachtara Donieck. Chociaż do bramki było dobre 30. metrów, to jednak Krzynek nie zawachał się uderzyć. Choć niektórzy widzieli w tym strzał rozpaczy, okazało się to strzałem życia. – Lewandowski, a Ty prorok jesteś? – zapytał kolegę po meczu szczęśliwy, ale i zdziwiony, Krzynówek.

Z Finlandią jak o życie

Wśród polskich kibiców po remisie z Portugalią zapanowała wielka euforia, ale daleki od niej był po meczu Leo Beenhakker. – Wynik bardzo cieszy, ale gra już znacznie mniej– powiedział na konferencji prasowej, holenderski selekcjoner. Polska potrafi grać lepiej niż w Lizbonie. Na pewno kilku zawodników przerosła presja, innych ambicja. Wielu musi się jeszcze nauczyć grać o wielką stawkę z wielkimi zespołami. O dziwo swojego zespołu za brak zwycięstwa nie zganił Luis Felipe Scolari, chociaż sam po remisie z Armenią przyznał, że do końca eliminacji jego podopieczni nie mogą już sobie pozwolić na żadne wpadki. – Po remisie z Polską, sytuacja stała się bardzo napięta – stwierdził. Ale nie możemy popadać w pesymizm. Nikt nie powiedział, że z walki o EURO 2008 już odpadliśmy. Nikt też jednak nie powie, że po sobotnim spotkaniu awans mamy w kieszeni.

Spotkanie w Lizbonie zapamiętamy do końca życia. Śmiało możemy stawiać je w jednym szeregu z Wembley 1973. Bo znów Polacy skazani na pożarcie pokazali klasę, przy okazji zadając pewnemu siebie rywalowi prztyczek w nos. Radość radością, ale nie można zapominać o tym, że eliminacje wciąż trwają, a awans do EURO 2008, choć bliski, jest równocześnie bardzo daleki. Problemów Don Leo jak zwykle nie brakuje. W Helsinkach za kartki nie zagrają Grzegorz Bronowicki i Marcin Wasilewski, problem znów jest z napastnikami i no i forma biało- czerwonych jest wielką niewiadomą. Bo Polacy od zawsze mają kłopot z rozegraniem dwóch dobrych meczów pod rząd, czego wiele przykładów mieliśmy chociażby w tych eliminacjach. Ale z drugiej strony, nic tak nie mobilizuje jak remis z Portugalią, zwłaszcza, że orły Beenhakkera były pierwszym zespołem, który urwał tu punkty gospodarzom od 2001 r. – Po takim meczu jak w Lizbonie, można powiedzieć, że skoro tu nie przegraliśmy, to gdzie mamy przegrać – przyznaje Krzynówek. Ale takie myślenie nie będzie u nas dominować. Z Finlandią zagramy tak jakby był to mecz ostatniej szansy. Tylko z takim nastawieniem bowiem możemy go wygrać.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze