Niespełnione jedenastki: Klątwa mistrzostw świata


1 lipca 2014 Niespełnione jedenastki: Klątwa mistrzostw świata

Trwające mistrzostwa świata bez zbytniej przesady można nazwać turniejem sensacji. Dawno nie zdarzyło się, by tak wiele drużyn biło swoje dotychczasowe rekordy i dochodziło na najwyższy szczebel rozgrywek w swojej historii. Kolumbia i Kostaryka piszą swoją piękną historię, podczas gdy Grecja i Algieria w dramatycznych okolicznościach pożegnały się już z turniejem. Sporo jest jednak ekip, które o sukcesach drużyn marzą od wielu lat, a dla których mistrzostwa świata zawsze okazują się zbyt wysokimi progami. Oto subiektywna klasyfikacja najbardziej niespełnionych drużyn w historii mistrzostw świata!


Udostępnij na Udostępnij na

Japonia, czyli stagnacja:

Waleczni samurajowie to jedna z najsilniejszych ekip Azji. Swój debiut na mundialu zaliczyli dopiero w 1998 roku, czyli w momencie, w którym liczba zespołów kwalifikujących się na mistrzostwa wzrosła z 24 do 32. W swoim debiucie zawodnicy z Kraju Kwitnącej Wiśni zapłacili srogie frycowe, uznając wyższość nie tylko faworyzowanej Argentyny i (również debiutującej) Chorwacji, ale co było sporym zawodem, także reprezentacji Jamajki. Na osłodę pozostał Japończykom gol Masashiego Nakayamy zdobyty w ostatnim spotkaniu, właśnie przeciwko „Reggae Boyz”. Wyobraźnię kibiców Nippon pobudził mundial w 2002 roku, rozgrywany na ich ziemi. Tam Japonia zaliczyła swój historyczny sukces, wygrywając grupę z Rosją, Belgią i Tunezją. Niestety dla niej, w 1/8 finału na drodze samurajów stanęła rewelacja turnieju, drużyna Turcji, która zwyciężyła wtedy 1:0. Awans do 1/8 udało się powtórzyć w 2010 roku, gdy Japonia okazała się słabsza od Paragwaju dopiero po rzutach karnych. Uczciwie przyznać jednak trzeba, że starcie z podopiecznymi znanego skądinąd Gerardo Martino było chyba najsłabszym meczem mistrzostw w RPA. Bilans Japonii to 5 turniejów mistrzostw świata i dwa awanse do 1/8 finału. Na swój wielki moment samuraje muszą jeszcze poczekać.

Rosja i  tęsknota za ZSRR:

„Sborna” należy do największych rozczarowań obecnych mistrzostw świata. Trudno jest porównywać klęskę podopiecznych Fabio Capello z degrengoladą Hiszpanów, Włochów czy Anglików, jednak biorąc pod uwagę oczekiwania wobec drużyny najlepiej opłacanego trenera tych mistrzostw, ciężko mówić o czymś poza srogim zawodem. Reprezentacja Rosji, wracająca na mundial po dwunastoletniej przerwie, po raz trzeci od upadku Związku Radzieckiego zakończyła swój udział w turnieju na fazie grupowej, przy czym były to jej jedyne występy na tym turnieju. Rosja nie potrafi nawiązać do wspaniałych sukcesów ZSRR, który MŚ w Anglii zakończył na czwartym miejscu, a w międzyczasie trzykrotnie dochodził do ćwierćfinału. Trochę lepiej wygląda to na arenie mistrzostw Europy, w których Rosja zagrała w półfinale Euro 2008, jednak do mistrzostwa z 1960 roku i srebrnych medali przywożonych w 1964, 1972 i 1988 jest jeszcze „Sbornej” bardzo daleko.

Meksyk: definicja szaleństwa

„Mówiłem ci już, na czym polega szaleństwo? Szaleństwo to robienie cały czas tej samej, jednej, jedynej rzeczy z nadzieją, że rezultat będzie inny”. Zaczerpnięty z popularnej gry komputerowej cytat idealnie oddaje sytuację, w której od 1994 roku znajduje się reprezentacja Meksyku. Od turnieju w USA reprezentacja „El Tri” za każdym razem odpada w 1/8 finału. Zawodnicy z Ameryki Środkowej musieli uznać po drodze wyższość Bułgarów (po rzutach karnych), Niemców, Stanów Zjednoczonych, dwukrotnie Argentyny oraz kilka dni temu Holandii. Sytuacja Meksyku przypomina niechlubną serię Realu Madryt, który w latach 2005-2010 odpadał z Ligi Mistrzów na tym właśnie etapie rozgrywek. „Królewscy” się przełamali, w tym roku zdobywając upragnioną decimę. Czy lepsze czasy przyjdą także dla reprezentacji Meksyku? Przekonamy się najszybciej za cztery lata.

Afryka, niespełniony kontynent:

Trudno wyodrębnić jedną drużynę, którą można by nazwać najbardziej niespełnioną sportowo kadrą Czarnego Lądu. Najbliżej tego tytułu znajduje się Wybrzeże Kości Słoniowej, które w Brazylii zaprzepaściło ostatnią szansę swojego złotego pokolenia na odniesienie międzynarodowego sukcesu, jednak trzeba przyznać, że cała Afryka wciąż łaknie sukcesu na miarę swoich oczekiwań. Wczorajsze pożegnanie się z turniejem ekip Nigerii (która mimo że zawsze mocna i groźna, nigdy nie potrafiła przeskoczyć 1/8 finału) i Algierii sprawiło, że żadna drużyna kolebki cywilizacji nie powtórzy sukcesów Kamerunu z 1990, Senegalu z 2002 i Ghany z 2010 roku, gdy ekipy te zaliczały występ w ćwierćfinale. O nieprawdopodobnym pechu może mówić ta ostatnia drużyna. „Czarne Gwiazdy” w RPA były najbliżej awansu do strefy medalowej w historii, jednak po jednym z najbardziej dramatycznych spotkań w historii mistrzostw odpadła po rzutach karnych z Urugwajem. „Jedenastek” wcale jednak nie musielibyśmy oglądać, gdyby Asamoah Gyan w ostatniej minucie dogrywki wykorzystał rzut karny po zagraniu ręką Luisa Suareza (ten to ma szczęście do kontrowersji!). Niestety dla całej Afryki, Gyan nie wytrzymał próby nerwów, trafił w poprzeczkę i do dalszych gier awansował Urugwaj. Afryka wciąż czeka…

Wielkie wyblakłe karty historii:

W historii mundiali nie brakuje drużyn, które miały swoje wielkie momenty wiele lat temu, jednak nigdy nie dane im było zaznać triumfu na miarę oczekiwań i możliwości. Na pierwszy ogień idzie tutaj reprezentacja Węgier, która dla wielu kibiców na świecie zostaje drużyną, która najbardziej ucierpiała sportowo na II wojnie światowej. Madziarzy zdobywali 2. miejsce na mundialach w 1938 i 1954 roku, a można tylko domniemywać, co by było, gdyby turnieje w 1942 i 1946 roku się odbyły. Podobnie sprawa wyglądała z reprezentacją Austrii, która po zajęciu 2. miejsca na turnieju w 1934 roku, cztery lata później nie wystąpiła w turnieju mimo awansu. Winny był Anschluss, czyli wcielenie Austrii do Trzeciej Rzeszy. W 1954 roku Austriacy zdobyli brązowe medale i kto wie, czy wojna nie odebrała nam kolejnej wielkiej, legendarnej jedenastki. Wróćmy jednak do Węgier: do historii przeszedł „cud w Bernie”, finał z 1954 roku, w którym mimo prowadzenia 2:0 z RFN po 8 minutach gry Madziarzy przegrali 3:2. Obie drużyny wcześniej spotkały się w fazie grupowej, gdzie Puskas i spółka zwyciężyli 8:3! Po latach wciąż mówi się, że niemiecki zespół wygrał ten mecz nie tylko dzięki fatalnym warunkom atmosferycznym panującym 4 lipca 1954 roku w stolicy Szwajcarii, ale przede wszystkim dzięki dopingowi. Historyk sportu Erik Eggers w 2010 wygłosił tezę, według której istnieją przesłanki mówiące, iż część piłkarzy z Niemiec miała przed meczem wstrzyknięte niedozwolone substancje, na czele z  nafaszerowanym metamfetaminą Pervitinem.
Fatalne warunki atmosferyczne i reprezentacja RFN kibicom w Polsce kojarzą się jednoznacznie, z „meczem na wodzie” z 1974 roku. Nie wchodząc w szczegóły znanej chyba wszystkim historii, można wspomnieć, że reprezentacja Polski z lat 70. i początku 80. była jedną z najlepszych, jakie kiedykolwiek oglądał piłkarski świat. Mistrzostwo świata było dwukrotnie bardzo blisko…

Sfrustrowana ambicja:

Jest na świecie naród, który mimo bycia gigantem futbolu od wielu lat ma problem z udowodnieniem swojej wartości. Mowa tu o Anglikach, którzy poza triumfem na swojej ziemi w 1966 roku i czwartym miejscem z roku 1990 aż sześciokrotnie kończyli swój udział na turnieju na ćwierćfinale. Tegoroczne odpadnięcie z mistrzostw po fazie grupowej jest potwierdzeniem trawiącej futbol Albionu stagnacji. Przez wielu uznawana za najsilniejszą na świecie liga oparta jest w praktycznie w całości na stranierich, a mistrz kraju, Manchester City, w 27-osobowej kadrze ma zaledwie sześciu Anglików, z których tylko Joe Hart regularnie występuje w pierwszym składzie. Bez zasadniczej zmiany mentalności prezesów klubów i odważniejszego stawiania na wychowanków Anglia na zawsze już chyba pozostanie papierowym faworytem, drużyną o tyle mocną, co niespełnioną. Tak jak wiele innych…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze