Nieśmiertelny Mike


Niewielu zawodników kontynuuje swoją piłkarską karierę przez niemal dwadzieścia lat. Nie ma również wielu takich, którzy w końcówce przygody z piłką dostali szansę na "drugie piłkarskie życie". O takim szczęściu może mówić 37-letni Michael Mols, napastnik Feyenoordu Rotterdam.


Udostępnij na Udostępnij na

Michael Mols, 37-letni napastnik Feyenoordu Rotterdam, w trakcie swojej bogatej kariery występował w siedmiu klubach: sześciu holenderskich i jednym szkockim. Choć występował tylko w jednym klubie poza granicami ojczyzny, to właśnie z gry w Glasgow Rangers jest najbardziej znany sympatykom futbolu. Teraz gdy wielu piłkarzy w jego wieku myśli już raczej o karierach trenerskich lub znalezieniu swojego miejsca poza światem piłkarskim, on nadal stawia sobie następne cele do zrealizowania wraz z klubem z Rotterdamu. Jeszcze parę sezonów wstecz chciał zawiesić buty na kołku, ale miłość do futbolu okazała się silniejsza i Mols nadal kontynuuje swoją przygodę. A wszystko zaczęło się osiemnaście lat temu w szkółce słynnego Ajaksu Amsterdam…

Mols bohaterem kibiców Feyenoordu.
Mols bohaterem kibiców Feyenoordu. (fot. fr-fanatic.com)

Wówczas to młody Michael Alexander Mols, mający indonezyjskie korzenie, został włączony do kadry pierwszego zespołu Ajaksu, mając na koncie grę w Jong Ajax oraz kilku małych klubach w rodzimym Amsterdamie. W barwach Joden nie zagrał ani jednego spotkania, bowiem o miejsce w składzie walczyć musiał m. in. z Dennisem Bergkampem, Stefanem Petterssonem, Ronaldem de Boer, a trenerem był Leo Beenhakker, po którego odejściu schedę przejął Louis van Gaal – i rozpoczęła się złota era Joden. Okres ten zaczął się już bez udziału Molsa, który w 1991 roku przeniósł się do drugoligowego Cambuur Leeuwardeen, gdzie mógł liczyć na występy w pierwszym składzie. Pierwszy sezon w Eerstedivisie Mols zakończył z dosyć średnim wynikiem, bo zanotował zaledwie pięć trafień w 24 meczach. Drugi sezon w Leeuwardeen był dla Mighty Mike’a zdecydowanie lepszy, a poprawa skuteczności zaowocowała transferem do Twente Enschede za ponad milion funtów. Wtedy znowu zaczęto mówić o Molsie jako utalentowanym napastniku, który tym razem miał zwojować rozgrywki pierwszej ligi holenderskiej i następnie powrócić do rodzinnego Amsterdamu, aby ponownie spróbować sił w Ajaksie. Wszystko było na dobrej drodze, a Mols regularnie z sezonu na sezon częściej wpisywał się na listę strzelców w barwach Twente. Sezon 1994/1995 zakończył z jedenastoma golami na koncie, co jak dotąd było jego najlepszym wynikiem w karierze. Marzenia o powrocie do Ajaksu zdawały się być coraz bardziej realne. Niestety, wtedy coś niedobrego stało się z grą Molsa i następna edycja rozgrywek Eredivisie zakończyła się dla niego fatalnie. Zaledwie dwie bramki w 31 spotkaniach spowodowały wściekłość władz Twente, które zdecydowały się nie przedłużać kontraktu z zawodnikiem. Wówczas to rozpoczął się kolejny rozdział w jego piłkarskiej karierze. Rozdział ten nosił nazwę FC Utrecht.

To właśnie do Utrechtu latem 1996 roku przeniósł się Mols. Jak widać, nie miał problemów ze znalezieniem nowego klubu, a jak czas pokazał, działacze Twente powinni sobie pluć w brodę za to, jak łatwo zrezygnowali z Molsa. W pierwszym sezonie w Utrechcie Mols strzelił 13 bramek, a w kolejnych sezonach jego forma strzelecka wzrastała. Sezon 1997/1998 zakończył z trzema golami więcej niż w poprzednim, a 1998/1999 uświetnił 20 trafieniami, co dało mu miejsce w czołówce strzelców ligi. Po tym sezonie jasne stało się, że Michael długo miejsca w Utrechcie nie zagrzeje, a poza zainteresowaniem klubów z czołówki Eredivisie pojawiła się oferta ze strony Glasgow Rangers i to właśnie do szkockiego klubu za kwotę 4 mln funtów trafił Mols.

Rangersi, kierowani przez Dicka Advocaata, opierali się na graczach z holenderskim paszportem. Mols występował wspólnie z rodakami: Arthurem Numanem, Giovannim van Bronckhorstem, Bertem Kontermanem, Ronaldem de Boerem oraz z Fernandem Ricksenem. Przygoda z Rangers rozpoczęła się dla Holendra wyśmienicie. W debiucie w barwach „The Gers” strzelił dwie bramki, a było to spotkanie z fińskim zespołem Haka w ramach eliminacji do Ligi Mistrzów. Również w lidze szkockiej nastąpiło prawdziwe „wejście smoka” w jego wykonaniu, bowiem po trzech kolejkach Mols miał na swoim koncie pięć bramek, z czego cztery zdobyte w jednym spotkaniu – przeciwko FC Motherwell. Był to złoty okres dla Rangers. Po dziewięciu kolejkach ligowych mieli oni na swoim koncie komplet zwycięstw, do czego bacznie przyczynił się holenderski napastnik, strzelając dziewięć bramek.

Mols z miejsca stał się idolem kibiców, którzy zaczęli śpiewać peany na jego cześć. Klub z Glasgow zakwalifikował się także do Ligi Mistrzów, gdzie za grupowych rywali miał Valencię, Bayern i PSV. Szczególnie rywalizacja „holenderskiego” Rangers z PSV zapowiadała się ciekawie. Machina kierowana przez Advocaata radziła sobie znakomicie i do końca walczyła o wyjście z grupy. Wtedy to nadszedł czas na mecz z Bayernem, który dla Molsa okazał się jednym z najgorszych w karierze, a być może zaważył na całej jego piłkarskiej przygodzie. W jednej z akcji Holender został brutalnie sfaulowany przez bramkarza niemieckiej drużyny, Olivera Kahna, i musiał opuścić boisko. Szkoci przegrali 0:1 i odpadli z Ligi Mistrzów, a diagnoza dla Molsa okazała się fatalna. Kontuzja kolana eliminująca go z gry do końca sezonu zastopowała świetnie rozwijającą się karierę. Holender ponoć znajdował się już na liście życzeń kilku potentatów europejskiego futbolu, lecz z powodu urazu nic nie wyszło z tych planów. Był to ciężki czas dla Molsa, jednak miał on oparcie w wielu osobach. Rodzina, klub i kibice dopingowali go w drodze do powrotu na boisko, który nastąpił w 2000 roku. Niestety kontuzja ciągle dawała się we znaki i Michael już nigdy nie powrócił do dyspozycji z początku sezonu 1999/2000. Nadzieja pojawiła się w 2002 roku, kiedy to Mols zakończył sezon z trzynastoma trafieniami w lidze. Ówczesny trener Rangers, Alex McLeish, nie pokładał już jednak nadziei w Molsie i po kolejnym sezonie zdecydował się rozstać z napastnikiem, nie przedłużając z nim kontraktu. Przez pięć lat, które spędził w Szkocji, piłkarz zgromadził na swoim koncie dwa tytuły mistrza Szkocji, trzy Puchary Szkocji i dwa Puchary Ligi. Wystąpił w 141 spotkaniach, zdobywając 46 bramek, a gdyby nie pamiętny uraz, dobytek bramkowy na pewno byłby znacznie okazalszy.

Mols wrócił do Holandii, gdzie z otwartymi rękoma przyjęto go w Utrechcie, a więc w klubie, w którym się wypromował. Niestety, nie był już to ten sam zawodnik, który kiedyś zdobywał dla Utrechtu dwadzieścia goli w sezonie. Po raz kolejny pojawiły się problemy z kolanem i po roku już 34-letni napastnik ponownie szukał klubu. To wtedy po raz pierwszy zaczął myśleć o zawieszeniu butów na kołku, jednak szybko odszedł od tej myśli, podpisując kontrakt z ADO Den Haag. W drużynie z Hagi miał pewne miejsce w składzie, lecz nadal nie potrafił odzyskać skuteczności, z której znany był w Utrechcie czy też w pierwszym sezonie występów w Rangers. Po dwóch latach Mols oświadczył, że kończy karierę, lecz zdecydował się skorzystać z wyjazdu na testy do australijskiego Perth Glory. Australijczycy chcieli podpisać umowę, ale Mols odrzucił ją i wrócił do Holandii, gdzie chciał w spokoju i ciszy zakończyć swoją przygodę z futbolem.

W lipcu 2007 roku Holandię obiegła sensacyjna wiadomość o transferze Molsa do Feyenoordu Rotterdam. Zespół z nowym trenerem, Bertem van Marwijkiem, miał powrócić do czołówki holenderskiej ekstraklasy po katastrofalnym sezonie pod wodzą Erwina Koemana. Wraz z Molsem na De Kuip pojawili się Kevin Hofland, Tim de Cler, Roy Makaay i kolega z szkockiego Rangers – Giovanni van Bronckhorst. Patrząc na te wzmocnienia, śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że „Kameraden” szykowali się do walki o mistrzostwo Holandii.

Mols miał być uzupełnieniem składu w wypadku kontuzji Makaaya, lecz jak się później okazało, „Mike” stał się zawodnikiem pierwszego składu, a sezon 2007/2008 zakończył z siedmioma trafieniami w 16 meczach Eredivisie, stając się ulubieńcem sympatyków Feyenoordu, którzy wcześniej byli bardzo przeciwni temu transferowi i nie mogli zrozumieć decyzji podjętej przez van Marwijka. Decyzji, jak się okazało, bardzo trafnej. Do niezłej statystyki bramkowej dołożył także Puchar Holandii.

W obecnym sezonie, wobec lawiny kontuzji w Feyenoordzie, Mols ma znów okazję do licznych występów mimo 38 lat na karku. Co więcej, za cel stawia sobie pozostanie w składzie Feyenoordu nawet po powrocie do dyspozycji rywali o miejsce w pierwszej jedenastce, a więc Makaaya i Jona Dahla Tomassona, a także udekorowanie swojej bogatej, ponadosiemnastoletniej kariery, którą zamierza zakończyć po tym sezonie.

Niestety, w ostatnim czasie Mols doznał kolejnej kontuzji kolana i nie wiadomo kiedy wróci do gry. Znając jednak waleczność wiecznie uśmiechniętego Holendra, należy mieć nadzieję, że nastąpi to niedługo i jeszcze w tym sezonie ujrzymy Molsa cieszącego się ze zdobycia gola dla grupowego rywala Lecha Poznań w Pucharze UEFA.

Komentarze
~jourasse (gość) - 16 lat temu

Nie przepadam za Molsem, niemniej dobrze jest czasem
przeczytać tyle ciekawostek o takim graczu, którego
każdy raczej kojarzy, ale jednak niezbyt dobrze zna
;)

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze