Niechciane Newcastle United


Keegan ofiarą okna transferowego? Kryzys w zespole z St. James’ Park coraz bardziej się pogłębia. Ofertę pracy w roli menadżera odrzucił niedawno były selekcjoner reprezentacji Anglii, a chętnych nie widać.


Udostępnij na Udostępnij na

Korespondencja z Anglii

Terry Venables był głównym faworytem bukmacherów do przejęcia schedy po Kevinie Keeganie. 65-letni szkoleniowiec odbył nawet dwie rundy spotkań z zarządem Newcastle, aby ostatecznie odrzucić ofertę pracy. Chmury nad klubem stają się coraz ciemniejsze.

Czy Michael Owen zostanie w barwach Newcastle United ?
Czy Michael Owen zostanie w barwach Newcastle United ? (fot. football.co.uk)

Szczytem bogatej kariery piłkarskiej i szkoleniowej Venablesa było doprowadzenie Anglii do półfinału Euro 96. Choć w roli „strażaka” ratował już Middlesbrough oraz Leeds United, nie zaakceptował oferty kontraktu odnawialnego po każdym meczu. A „Sroki” stałego kontraktu zaoferować nie mogą, ponieważ Mike Ashley na każdym froncie próbuje sprzedać klub z północnej Anglii.

Właściciel Newcastle United kupców szukał na Bliskim Wschodzie, w Chinach oraz Ameryce, ale na chwilę obecną najpoważniejsza wydaje się oferta… nigeryjska, z NVA Managemnet Entertainment Group. Ostatnia oferta afrykańskich przedsiębiorców wynosiła 350 milionów funtów. The Times informuje, że klub zostanie sprzedany dopiero wówczas, kiedy na stole pojawi się 400 milionów.

Dyrektor do spraw futbolu Dennis Wise oraz wiceprezydent klubu Tony Jimenez szukają w międzyczasie menadżera. Oprócz Venablesa, ofertę zdążył już odrzucić asystent Juande Ramosa, Gustavo Poyet. Brytyjskie media prognozują, że kolejnymi faworytami są David O’Leary oraz Glenn Hoddle. W dalszym szeregu stoi zapomniany nieco George Graham. Tym niemniej, ciężko sobie wyobrazić, aby jakikolwiek szanujący się menadżer przyjął ofertę kontraktu „game-to-game”. W Newcastle „papiery” do pracy ma wspomniany Wise, ale w nim fani upatrują jednego z głównych sprawców zwolnienia Keegana.

Były napastnik Liverpoolu i HSV Hamburg to w mieście nad rzeką Tyne bóg. Kevin K. trafił tam u schyłku swojej kariery, na początku lat 80. i pomógł „Srokom” awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej. Przypieczętowawszy to osiągnięcie, ogłosił zakończenie kariery piłkarskiej. W klubie ponownie pojawił się dekadę później, już jako szkoleniowiec. Luty 1992 roku przywitał czarno-białe United na ostatnim miejscu tabeli drugiej ligi, a widmo spadku do trzeciej klasy rozgrywkowej stawało się coraz większe. „Geordies”, jak potocznie nazywa się mieszkańców tej krainy, potrzebowali zbawcy, który ich uratuje.

Keegan swój były klub nie dość, że utrzymał, to w następnym sezonie wprowadził do świętującej pierwsze urodziny Premier League. Właśnie wówczas wybuchł talent czarnoskórego chłopaka z Nottingham, Andy’ego Cole’a. Beniaminek z północy natychmiast włączył się do walki o mistrzostwo Anglii, kontynuując te aspiracje w kolejnych sezonach. Choć Keegan żadnego trofeum nie wygrał, przywrócił klubowi zatracony blask. Ostatni raz Newcastle wygrało rozgrywki ligowe w 1927 roku, futbolowe lata świetlne temu. Pod wodzą „Mesjasza” zespół prezentował „rozrywkowy futbol”, atakując wieloma zawodnikami i zdobywając dużo bramek. Pozwoliło to rozwinąć się wielu znakomitym, ofensywnym piłkarzom, takim jak David Ginola, Les Ferdinand, Gavin Peacock, Faustino Asprilla, Robert Lee czy Alan Shearer. Żadnemu z nich nie udało się jednak dorównać mentorowi, który jako piłkarz dwukrotnie wygrał „Złotą Piłkę” magazynu „France Football” w latach 1978 i 1979.

Serca fanów Newcastle zostały złamane, kiedy w styczniu 2007 roku Keegan niespodziewanie ogłosił odejście z funkcji menadżera. – To była moja i tylko moja decyzja, aby odejść – głosił komunikat pożegnalny. – Czuję, że pociągnąłem klub najdalej, jak tylko mogłem. Byłoby najlepiej w interesie wszystkich zainteresowanych, aby odszedł już teraz.

Podobno u podłoży tej rezygnacji stał spór z zarządem o politykę transferową oraz sprzedaż Andy’ego Cole’a do najgroźniejszego rywala, Manchesteru United. Historia zatoczyła koło kilka tygodni temu, kiedy Keegan ponownie odszedł z Newcastle. Podczas letniego okienka transferowego nie kupiono żadnego piłkarza, którego chciał menadżer „Srok”. – Nie stać nas na kupowania drogich piłkarzy – napisał w liście do kibiców Mike Ashley. – Musimy stawiać na graczy młodych i utalentowanych, dlatego rozwinęliśmy siatkę scoutingu.

Ale w przeciwieństwie do Arsène’a Wengera, Keegan nie wierzył, aby w ten sposób można było coś wygrać w lidze angielskiej. Jego rozstanie nastąpiło w złym momencie i podzieliło klubowe środowisko ironicznie: na „czarnych” i „białych”. „Ich”, czyli zarząd i piłkarzy, oraz „nas”, czyli kibiców. Protestom nie było końca, choć właściciel szybko ogłosił chęć odejścia z klubu. W trosce o bezpieczeństwo rodziny, Ashley na meczach już się nie pojawia. Środową potyczkę z Tottenhamem oglądało zaledwie 20577 fanów, znacznie poniżej średniej prawie 50 tysięcy na mecz. Zamknięte już okienko transferowe nie pozwala wzmocnić składu oraz odstrasza potencjalnych następców Keegana, którzy nie mogą radykalnie zmienić stylu gry zespołu po dopiero co przepracowanym okresie przygotowawczym. Chętnych brak. Ma ktoś może numer telefonu do sir Bobby’ego Robsona?

Newcastle cierpi także z innego powodu. Narzucone przez międzynarodową federację piłkarską okresy transferowe stworzyły nowe zjawisko w futbolu. Kluby zaczęły się rozstawać z menadżerami i vice versa, nie z powodu wyników sportowych, a przegranej walki o nowych piłkarzy. Walki rozgrywanej przez telefon bądź w gabinecie zarządu. Podobne wydarzenia wymusiły na Alanie Curbishley’u opuszczenie Upton Park. Kolejną „ofiarą” tegorocznej fali może stać się dyrektor sportowy „SpursDamien Comolli bądź klubowy „gaffer” (w potocznym języku angielskim synonim „bossa”) – Juande Ramos.

Zmiany mogą zajść także w specyfice pracy trenera. Do tej pory nikt nie porywał się na wrześniowe wakaty w klubach, zwalniane w wyniku słabego początku sezonu. Z powodu nowego czynnika może teraz wzrosnąć nie tylko ilość ofert pracy, ale ich atrakcyjność. Wymusi to na trenerach większą elastyczność w podejmowaniu decyzji o zatrudnieniu. W tym przypadku brak chętnych na pracę dla „Srok” wynika tylko z niejasnej sytuacji własnościowej zespołu z St. James’ Park. Ma miejsce nieczęsty splot negatywnych wydarzeń.

Perturbacje w Newcastle może zakończyć oficjalne oddanie klubu w nowe ręce. Dopiero wówczas klub będzie mógł zaoferować potencjalnym kandydatom na menadżera stały kontrakt. Chętni kupcy grają na czas, aby postawić Ashley’a pod ścianą i zbić z ceny. Tymczasem na boisku drużyna biega niczym zagubiona we mgle, a słabe wyniki mają swoje odzwierciedlenie w tabeli Premiership. Czy nowi właściciele Newcastle United Football Club nie kupią przyszłego spadkowicza?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze