Nie tego spodziewaliśmy się po liderze. Górnik Zabrze – Wisła Kraków 0:0


Mecz w Zabrzu stał na dość wysokim poziomie, ale i tak zawiódł nasze oczekiwania

25 września 2020 Nie tego spodziewaliśmy się po liderze. Górnik Zabrze – Wisła Kraków 0:0
JAKUB GRUCA / 400mm.pl

Górnik Zabrze już dawno w tak świetnym stylu nie rozpoczynał sezonu w ekstraklasie. Liczbami "Trójkolorowi" powoli zaczynają przywoływać na myśl ostatnią mistrzowską drużynę z Zabrza. Wisła na Górny Śląsk przyjechała pod ogromną presją - trener Skowronek był już prawie bezrobotny, a porażka z Górnikiem mogłaby tylko przypieczętować zwolnienie trenera. Poza tym, zabrzanie byli oczywistym faworytem. Bo jak tu nie bać się drużyny, która wygrała cztery mecze pod rząd na inaugurację?


Udostępnij na Udostępnij na

„Biała Gwiazda” przyjechała więc do Zabrza z zadaniem niemalże niemożliwym do wykonania. Pokonanie Górnika, grające bardzo dobry futbol, na fali. I to wszystko na stadionie, gdzie około 12 tysięcy kibiców zagrzewało Górników do walki. Warunki iście ekstremalne. A sami krakowianie nie wygrali przecież jeszcze żadnego spotkania w nowym sezonie…

Kibice dopisali

Jak zwykle zawodnicy Górnika od początku narzucili rywalom wysokie tempo gry. Wydawało się jednak, że przyjezdni są na to przygotowani – dostosowali się pod narzucone tempo, czego zabrzanie chyba nie do końca się spodziewali. Mimo wszystko to właśnie gospodarze stanęli przed świetną szansą na zdobycie bramki, ale obrońcy Wisły niemalże z linii bramkowej wybijali futbolówkę.

Choć wspomniane we wstępie okoliczności nie pomagały Wiśle, krakowianie wcale nie wyszli na ten mecz przestraszeni. Wręcz przeciwnie – po pierwszym kwadransie wydawać się mogło, że to właśnie oni dominują na boisku. Górnik znów prezentował się przeciętnie w środku pola, nie pomagał także padający od pierwszej minuty deszcz. Podopieczni trenera Brosza – co warto podkreślić, po raz kolejny – biegali za piłką, a nie z nią.

Pomimo tego wcale nie robiło się groźniej pod bramką gospodarzy. Podobnie jak Legia przed tygodniem (chociaż warszawiacy byli także nieskuteczni), Wisła nie potrafiła stworzyć sobie żadnej poważniejszej okazji. Na trybunach w ruch poszły race, fanatycy narobili „dymów”, a kilka chwil później zabrzanie mieli fantastyczną okazję do zdobycia bramki. Jeden z zawodników (który? Cóż, dym skutecznie przeszkodził w rozpoznaniu gracz) chybił z bliskiej odległości. Mija kilkadziesiąt sekund i wślizgiem swój zespół ratować musi Mehmerić.

Mocne skrzydła Wisły

Jean Carlos wyszedł w Zabrzu na pozycji numer „9”, jeśli chodzi o zespół Wisły Kraków. 24-latek grał bardzo wysoko, między obrońcami zabrzańskiego zespołu, czekając na prostopadłą piłkę. Raz doszedł nawet do sytuacji jeden na jeden z Martinem Chudym, ale znalazł się na pozycji spalonej. Po zaledwie 20 minutach gry mieliśmy już aż 3 spalone po stronie krakowskiego zespołu. Na pozycji spalonej dawał się także łapać Yeboah.

Kolejną dobrą akcję stworzyli sobie gracze Górnika w polu karnym Wisły. Po pierwszych meczach można już wysnuć kilka wniosków. Przede wszystkim Alex Sobczyk wie, jak ustawić – i zastawić – się w polu karnym rywala. Pomaga mu także jego własna siła. Podobnie jak w meczu z Legią, przeciwko Wiśle potrafił wciąć przeciwnika na plecy, tym razem odegrał do wbiegającego na przedpole kolegi. Choć z ataku nic nie wyszło, mógł się on podobać.

Akcja w pierwszej połowie przenosiła się spod bramki jednej drużyny, pod bramkę drugiej. Widowisko na najwyższym poziomie. Krakowianie wykorzystywali wąskie w defensywie ustawienie Górnika Zabrze i przestrzenie, jakie tworzyły się dzięki temu na skrzydłach. Natomiast zabrzanie potrafili zagrozić z kontry – gracze „Białej Gwiazdy” musieli się ratować faulem. Brakowało jednak Górnikowi zęba w środku pola i mocnego oraz zdecydowanego podejścia pressingiem pod zespół gości. Dobre zawody rozgrywali Jimenez, Nowak, a po stronie Wisły Savić i Yemoah operujący na skrzydłach.

Elektryczny Chudy

Golkiper Górnika zwykł być ostoją zespołu w poprzednim sezonie. Bez wyrzutów sumienia powiedzieć można, że broniący bramki zespołu Słowak uratował w poprzedniej kampanii co najmniej kilka punktów. Niestety od samego początku kariery Chudego w Górniku widać, że nie nie najlepiej radzi on sobie z piłką przy nodze. Jego wykopy często były niedokładne, bite gdzieś poza linię boczną.

Napastnicy Wisły dobrze o tym wiedzieli, więc atakowali bramkarza, kiedy ten otrzymywał podanie. Już w pierwszej połowie dość niepewnie wybijał wpadającą w pole karne piłkę, w drugiej – po otrzymaniu podania – prawie dał ją sobie odebrać Carlosowi. Bardzo niepewnie grał piłką Słowak w meczu z Wisłą, natomiast między słupkami spisywał się wyśmienicie. W ogólnym rozrachunku nieco nerwowy i wystraszony wydawał się być golkiper w meczu przeciwko Wiśle. Pomeczowe raporty z pewnością pokażą, jaką celnością podań wykazał się bramkarz.

Strzały widmo

Druga polowa rozpoczęła nam się od bardzo intensywnej walki w środku pola. Jedni i drudzy stwarzali sobie sytuacje, w końcu z dobrą kontrą wyszła Wisła, ale Savić nie trafił nawet w bramkę z zaledwie 12-13 metrów. Zabrzanie ponownie potrafili także zachwycić swoim rozegraniem w okolicach pola karnego rywali. Konkretów brakowało jednak zarówno z jednej, jak i z drugiej strony. A obie ekipy zaliczyły dość sporo kontaktów w szesnastce drużyny przeciwnej.

Po nieco ponad godzinie gry zobaczyliśmy tylko dwa celne uderzenia – jeden ze strony Górnika, drugi ze strony krakowskiej Wisły. Statystyka, trzeba przyznać, dająca do myślenia. Bo – jak wspomnieliśmy wcześniej, strzałów i kontaktów pod bramkami było sporo. W drugiej połowie krakowianie stracili jednak nieco na jakości i odezwały się niewidoczne dotychczas walory zabrzan – świetne przygotowanie fizyczne oraz kondycja.

W końcu „Trójkolorowi” byli w stanie nieco zdominować środek pola, przejęcie piłki dało początek kontratakowi, który skończył się bardzo niecelnym strzałem. Kilka chwil później w sytuacji sam na sam znalazł się Piotr Krawczyk, który dosłownie pięć minut wcześniej zmienił Sobczyka. Wszyscy widzieli już piłkę trzepoczącą w siatce, ale ta minęła lewy słupek Mateusza Lisa. Lepszej sytuacji już zabrzanie w tym meczu mieć nie mogli.

Zabrakło skuteczności

Wraz z upływem czasu coraz gorzej kondycyjnie wyglądała Wisła. Zawodnicy gości często zwalniali grę, dając sobie chwilę na odpoczynek, a Górnik ten moment słabości chciał wykorzystać. W końcu padać zaczęły pierwsze w drugiej połowie celne strzały, ale w bramce Wisły fantastycznie spisywał się Lis. Z drugiej strony Wisła potrafiła wyprowadzić zapowiadającą się zabójczo kontrę  i zmarnować wiele sił na to, aby na sam koniec pomylić się i nawet nie oddać strzału na bramkę Górnika.

Jeszcze w ostatnich minutach zabrzanie poderwali się do ataku i wrzucili tryb „turbo”. A Wisła widząc, że Górnik napiera całą drużyną cofnęła się do defensywy. Zawodnicy Wisły jeden po drugim, trochę niezgodnie z duchem gry, kładli się na boisku. Po mocnej pierwszej połówce postawa zawodników po przerwie nieco nas zaskoczyła.

Górnikowi do zwycięstwa zabrakło wiele – nie do końca agresywnie naciskali na rywali, nie istniały dziś skrzydła ekipy z Zabrza. Masouras i Janża zagrali bardzo słaby mecz, niewidoczni byli zarówno z przodu, jak i z tyłu. Problem w tym, że trener Brosz nie ma zbyt dużego pola manewru, aby graczy tych podmienić na innych, którzy daliby podobną jakość jak wspomniana dwójka. Wisła zaś była po prostu nieskuteczna i momentami pod bramką lidera zagrała tak, jakby nie chciała zabrzanom strzelić gola.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze