Nie chcieli ich w Ekstraklasie, dziś są warci miliony. Odkrywamy kulisy polskiego rynku transferowego


Z Mirosławem Furmankiem, skautem mieszkającym w Kanadzie, rozmawiamy o tym, jak na rynku zawodników funkcjonują polskie kluby

8 lutego 2024 Nie chcieli ich w Ekstraklasie, dziś są warci miliony. Odkrywamy kulisy polskiego rynku transferowego
Mirosław Furmanek / Joao Grimaldo

Chcę, żeby ludzie byli świadomi, jacy zawodnicy mogą trafić do Polski… – mówi mi Mirosław Furmanek, skaut mieszkający w Kanadzie, współpracujący z największymi markami w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. W chwili, gdy trwa właśnie okienko transferowe, wspólnie zapraszamy na brutalnie szczerą rozmowę o stanie polskiej piłki klubowej od najciekawszej dla kibica strony.


Udostępnij na Udostępnij na

Z Mirosławem po raz pierwszy skontaktowałem się latem 2023 roku. Środek okienka transferowego, interesujący temat, polecany przez niego zawodnik. Ot, zwykła próba uzyskania informacji. Po krótkiej wymianie zdań okazało się, że wspólnych tematów pomiędzy nami jest jednak więcej. Rozmawiamy o zawodnikach, stanie polskiej piłki klubowej. Pada luźna propozycja przeprowadzenia wywiadu na temat kulis ruchów transferowych w Polsce.

Pół roku później Mirosław kontaktuje się ze mną ponownie i pisze: „robimy to”. Zbliża się okienko transferowe, które w Polsce znów wygląda tak samo, jak zawsze. Biedniejsi budują swoje zespoły bez ładu i składu, bogatsi wyrzucają pieniądze w błoto. Brakuje wizji, a także chęci współpracy i zaufania ze strony klubów. Ale pojawia się również ogromny zapał do tego, aby coś w polskiej piłce klubowej zmienić.

Na tych fundamentach powstała poniższa rozmowa. To pogadanka z gatunku tych, które do przyjemnych nie należą. Dyrektorzy sportowi zamkną ten artykuł po kilku akapitach, trenerzy po kilku następnych, prezesi być może zatrzymają się gdzieś w połowie. Bo przecież nikt nie lubi czytać o samym sobie nieprzyjemnych słów, nie – nie do tego przywykliśmy na ciepłych posadkach.

Kto jednak dotrwa do końca, z pewnością nie pożałuje. I, miejmy nadzieję, wyciągnie refleksje. Jeśli zaś chodzi o kibiców: wraz z Mirosławem zapraszamy na przejażdżkę po realiach transferowych w polskiej piłce klubowej.

Mirosław Furmanek – skaut, negocjator, pasjonat

O ustalonej godzinie łączymy się z Mirosławem telefonicznie. Wcześniej nie znaliśmy się prywatnie, ale po wiadomościach wywnioskowałem, że mój rozmówca jest bardzo zaangażowany w temat, który chce ze mną poruszyć. Pragnę go wysłuchać i oddaję mu głos, zadając sobie pytanie – z kim właściwie mam do czynienia?

Mija pierwszych pięć minut. Wciąż słucham. Pojawiają się pierwsze nazwiska. „Oni mogli grać w Polsce”. Zawodnicy z absolutnego topu europejskiego.

Pojawia się pierwsza myśl, odpowiedź. Z wariatem…

Słucham jednak dalej. Mija kolejnych pięć, dziesięć, trzydzieści minut. Pojawiają się twarde dowody: screenshoty prywatnych rozmów z zawodnikami, trenerami, agentami. Przykłady ofert prezentowanych przez kluby. Mirosław robi wszystko, aby uwiarygodnić się w moich oczach. Z czasem ja również zaczynam angażować się w ten świat.

Opisuję to wszystko z bardzo prostego powodu – aby nie zostać wyśmianym. Spisane tutaj słowa również Tobie mogą wydać się abstrakcyjne, Ciebie również mogą obiec podobne myśli. „Tacy zawodnicy, w Polsce? Z czym do ludzi!”. Wiem, bo ja również tak myślałem.

Byłem w ogromnym błędzie.

Nie jestem agentem, jestem skautem. Jestem pasjonatem, cały czas oglądam mecze. Współpracuję z agencjami, klubami, menedżerami na całym świecie i zależy mi, aby zmienić podejście osób zajmujących się futbolem w Polsce. Abyśmy stanęli na równi z Belgią, Holandią, Norwegią czy Danią. Aby polska Ekstraklasa była pierwszym miejscem w Europie do adaptacji na naszym kontynencie dla różnych zawodników i aby polskie kluby na tym zarabiały. Chcę, żeby ludzie byli świadomi, że zawodnicy takich, jakich opisuję chcą i mogą trafić do Polski. Mam nadzieję, że uda się zrobić w naszym kraju coś wielkiego. Chciałbym sprowadzić do Polski zawodnika, który odchodząc z naszej ligi pobije rekord transferowy ekstraklasy – tak przedstawia się Mirosław.

Szalone piekiełko polskiego rynku

Ambicje i wiara w idee nie pozwalają Mirosławowi odpuścić. Pokazuje mi on wiadomości ze strony klubowych oficjeli, niektóre z nich są wprost wulgarne, pomimo ogromnej pracy, jaką wykonuje, bez pewności, że transfer uda się dograć do końca.

Działam w taki sposób, aby przedstawić zawodnikowi perspektywę gry w Polsce. Jestem w kontakcie nie tylko z graczem czy agentem, ale również z klubami. Rozmowy z piłkarzami to jedno, ale staram się także wynegocjować jak najlepsze warunki na start dla polskich klubów, właściwie podając ostateczną ofertę na tacy.

Jednego z zawodników polecanych w przeszłości przez Mirosława znają kibice Chojniczanki. Andrias Edmundsson, reprezentant Wysp Owczych, to pomysł, którym udało mu się zarazić osoby decyzyjne:

Andrias Edmundsson
Andrias Edmundsson

Wiem, że w wielu miejscach w Polsce nie dostał by angażu ze względu na narodowość. A wszedł do 2. ligi i jest jednym z lepszych środkowych obrońców w rozgrywkach. Mój apel to: próbujmy wyszukiwać najlepszych zawodników w danych krajach. Ktoś może się zaśmiać, powiedzieć, że to poziom tylko 2. ligi. Ale w meczu jego reprezentacji z Czechami zagrał bardzo dobry mecz i znając życie niedługo zrobi kolejne kroki, pnąc się w górę

Andrias wcześniej był szkolony w Anglii, grał na niższych szczeblach w Hiszpanii. Myślę, że jego transfer rozbił pewien schemat myślenia, stereotyp, że zawodnik z egzotycznego dla nas kraju, nie może być wartościowy. Kolejnym przykładem jest transfer Dominicka Zatora do Korony Kielce, którego wcześniej nie chciało kilkanaście klubów z ekstraklasy, a nawet pierwszej ligi…  A teraz? Okazuje się, że Zator to czołowy piłkarz Korony, z którego w klubie są bardzo zadowoleni.

W przeszłości zdarzały mi się sytuacje, gdzie odbijałem się od ściany. Tak było na przykład z Doronem Leidnerem, który poszedł do Olympiakosu Pireus za 2 miliony euro. Duża kwota, ale wcześniej był dostępny dla jednego z polskich klubów za 700 tysięcy euro…

Nie chciał go żaden polski klub – gra w Premier League

Doron Leidner – lewy obrońca kupiony przez Olympiakos Pireus z Hapoelu Tel Aviv za kwotę dwóch milionów euro. Abstrakcja, takich kwot w Polsce się po prostu nie wydaje. Nie mogę uwierzyć, że mogliśmy go mieć u siebie za nieco ponad 1/3 tej kwoty…

Dorona zaproponowaliśmy do jednego z czołowych klubów, gdy Hapoel wyceniał go na 700 tysięcy euro. Po jakimś czasie klub chciał już za zawodnika 900 tysięcy. Przez okres pół roku męczyłem dyrektora sportowego tego zespołu, aby on i jego ludzie zainteresowali się zawodnikiem… W końcu klub – jeden z czołowych w Polsce, rozmawiamy o TOP 4, złożył ofertę. Tyle tylko, że było to ponad tydzień po debiucie zawodnika w reprezentacji Izraela. Gdy w Polsce przez kilka miesięcy się zastanawiano, wartość zawodnika rosła.

Trzy spotkania Ligi Narodów UEFA w sporym wymiarze czasowym, do tego dwie asysty. Po takim debiutanckim zgrupowaniu wycena zawodnika poszybowała w górę. Mirosław pokazuje mi ofertę, jaką wysłali Polacy. 900 tysięcy euro z bonusami: dokładnie tyle, ile klub żądał niedługo wcześniej. Na takie pieniądze było już jednak zdecydowanie za późno. Pojawiła się konkurencja, a wraz z nią lepsze oferty, i nie było szansy pozyskać zawodnika.

Podobna historia spotkała wielu innych zawodników. Mirosław podaje mi kolejne przykłady.

Na początku 2022 roku w reprezentacji Kostaryki zadebiutował Brandon Aguillera. Akurat oglądałem ich mecz ze Stanami Zjednoczonymi. 2003 rocznik, lewonożny, rządził w środku pola, zanotował asystę po rzucie rożnym, w ogóle brał na siebie wszystkie stałe fragmenty gry! Skontaktowałem się z jego agentem – odpowiedź: tylko ligi TOP 5 w Europie.

Po jakimś czasie agent jednak uległ, udało się wynegocjować cenę około 900 tysięcy euro, w ratach. Ze względu na brak zainteresowania w Polsce, temat upadł.

Czytam pobieżnie długie wiadomości przesyłane do dyrektorów sportowych. W dobie, gdzie praktycznie każdy międzynarodowy mecz, nawet niszowy, dostępny jest do obejrzenia na YouTubie czy poprzez platformy skautingowe, jak WyScout. Kolejne wiadomości od przedstawicieli zawodnika: klub zgadza się na raty, jest zielone światło na kontakt ze strony polskiego klubu. W najlepszym wypadku polskie kluby grzecznie dziękowały za polecenie piłkarza.

20 stycznia 2024 roku 20-letni wciąż zawodnik zadebiutował w Premier League. Kostarykańczyk spędził kilka minut w meczu przeciwko Brentford, reprezentując barwy Nottingham Forest. W swoim niedawnym debiucie na wypożyczeniu w Bristol Rovers (League One) zdobył spektakularną bramkę.

Przez Serbię do Serie A

Ze wszystkich historii zawodników, którzy mogli, ale z różnych powodów nie trafili do Polski, najbardziej żal mi Stefana Mitrovića. To zawodnik z Kanady, który raczkował w serbskim zespole Radnicki Nisz. Klub z początku nie miał pojęcia, z jakim talentem ma do czynienia. Myśleli, że przyleciał do nich jakiś nieznany zawodnik z Kanady, jakich wielu, i wpisali kwotę odstępnego w wysokości tylko 400 tysięcy euro.

Największa szansa na jego pozyskanie za tę kwotę nadarzyła się w zimowym okienku 2022 roku. Zawodnik zarabiał wtedy 5 tysięcy euro miesięcznie. Ojciec zawodnika chciał, żeby jego syn dostał 12, z jednego z czołowych klubów w Polsce po wielu tygodniach namawiania i przekonywania przyszła oferta na 6 tysięcy euro i temat upadł. Wydaje się że oferta była na odczepnego.

Po raz kolejny, oglądam ofertę, jaką klub wysłał zawodnikowi. Kilkuletni kontrakt, z możliwością przedłużenia, interesujące bonusy, rosnące wynagrodzenie, ale o wiele niższe, niż te, którego żądał piłkarz i jego ojciec. Zawodnik zostaje w Serbii. Kończy się runda wiosenna.

Później, w letnim oknie transferowym, próbował inny polski klub, tym razem raczej z środka stawki. Trzeba przyznać, że zaproponowali świetne warunki, plus wykup za 500 tysięcy euro – tyle wynosiła nowa klauzula wykupu. Niestety, ojciec zawodnika nie wytrzymał presji i grając w swoją grę chciał dodatkowo duże pieniądze za podpis dla siebie, co jest niezgodne z wszelkimi przepisami. Później w Crvenie Zvezda Belgrad pokazywał otrzymane oferty z Polski i Szwecji, aby negocjować jak najlepsze warunki. I dostał, czego chciał.

Pytam o konkrety. Ile oferowali Polacy? 10, 12 tysięcy?

W odpowiedzi Mirosław pokazuje kolejną ofertę. Kilkuletni kontrakt, 15 tysięcy euro miesięcznie na start, ponad 18 tysięcy miesięcznie na koniec umowy. Ale Crvena Zvezda zapłaciła więcej. Piłkarz właśnie zmienił klub – wiosną zagra w Serie A, w barwach Hellas Verona.

Kluczowy jest fakt, że gdyby polskie kluby myślały i działały szybciej, to Mitrović zagrałby w Polsce. Często gdy proponuję zawodnika, jest on „do zrobienia” dla polskich klubów. Dopiero po czasie jego wartość rośnie, na podstawie dobrych występów w klubie czy reprezentacji. Wówczas zdarza się, że polski klub nagle otwiera oczy i staje się zainteresowany piłkarzem. Niestety, wtedy jest już za późno.

„W Polsce prawie nikt nie podejmuje ryzyka”

W tym roku do Polski Mirosław polecał Birnira Ingasona: mistrz Islandii, jeden z najlepszych zawodników ligi, powołany na ostatnie zgrupowanie reprezentacji tego samego kraju. Piłkarz nieco starszy (27 lat), ale z dużym doświadczeniem, a do tego dostępny od zaraz. Kluby z dolnej części stawki, które mogłyby sięgnąć po takiego zawodnika, wybrały głębokich rezerwowych piłkarzy z polskiej ekstraklasy. Islandczyk zdecydował się z kolei na podobny jakościowo zespół ze Szwecji.

Nasza rozmowa nie mogła nie zejść na te tory. Kontynuujemy dyskusję o ruchach polskich klubów:

Czytałem doniesienia o tym, że Karolem Borysem zainteresowana była Fiorentina, w końcu sięgnęli po niego Belgowie, a w Polsce został odrzucony przez „brak warunków fizycznych”. To znaczy, że my się lepiej poznaliśmy na talencie tego zawodnika, niż kluby z europejskiej czołówki? Wciąż kręcimy się wokół podobnego schematu: trener musi być starszy i doświadczony, zawodnik musi być ograny i sprawdzony.

W międzyczasie, już po naszej rozmowie, ukazała się rozmowa z Davidem Baldą, dyrektorem sportowym Śląska Wrocław, który wspomina, że Borys nie zaprezentował nic ciekawego na poziomie seniorskim. Pytanie, jak 17-latek miałby zaprezentować się na tym poziomie, gdy w ostatnich trzech sezonach otrzymał łącznie… 912 minut, z czego lwią część na poziomie 2 Ligi.

Często w swoim gronie skautów i agentów żartujemy, że najlepszym zawodnikiem dla polskich klubów jest piłkarz po przejściach, kontuzji, bez liczb, ale za to znający „specyfikę” naszej ligi. Dobrze, gdyby grał u Nas lub w Europie i widział w swoim życiu śnieg.

W Polsce prawie nikt nie podejmuje ryzyka: wzięcia zawodnika z nowego kierunku, postawienia na nowego trenera, postawienia na młodego zawodnika. Przecież my nie jesteśmy frustratami i nie rozmawiamy po to, żeby się zdołować stanem polskiej piłki. Nie, mówimy po prostu o faktach – tak wygląda nasze środowisko.

Z Mirosławem rozmawiamy dalej na temat prezesów, dyrektorów sportowych, osób decyzyjnych.

Wiesz, zdarzają się przypadki, że ludzie pracują przy pionach sportowych przez 20, 25, nawet 30 lat i wciąż popełniają te same błędy. Mówię o osobach, które pobierają niemałe pensje za swoją pracę, a przez wiele lat praktyki nie były w stanie na transferze zawodnika zarobić więcej, niż pół miliona euro. Te osoby przez całe swoje zawodowe życie uczą się na tych samych pomyłkach.

Nie wątpię, że w klubach nie brakuje ludzi młodych, z perspektywicznym spojrzeniem, którzy chcą coś zmienić w naszej piłce, pełnych pomysłów, potrafiących wykorzystać narzędzia, jakie są obecnie dostępne. Ale co z tego, skoro są oni tłamszeni przez osoby decyzyjne, które wiedzą przecież najlepiej?

Zakładnicy wyników

Podam Ci jeszcze jeden przykład. Jest taki zawodnik w Polsce, któremu staram się pomóc, ze względu na to, że pochodzi z moich rodzinnych stron. Miał swój epizod w Górniku Zabrze. Później staraliśmy się przebić do drugiej ligi… – Mirosław rozpoczyna kolejną ze swoich historii.

Od jednego z trenerów na tym poziomie usłyszałem, że się nie nadaje, bo nie ma 180 centymetrów wzrostu. A w jego zespole grają tylko wysocy zawodnicy. Temu piłkarzowi zabrakło być może 2 centymetry, aby zagrać na poziomie 2. ligi! Przecież to jest jakiś absurd! Ostatecznie trafił do, całe szczęście, świetnego środowiska, pod opiekę młodego, 25-letniego trenera z wizją i pomysłem na rozwój indywidualny swoich graczy w 3. lidze.

W przeszłości w Polsce wylądował także inny gracz polecany przez Mirosława – Eryk Kobza:

Zawodnik ten przez wszystkie lata był szkolony w czołowym klubie MLS, Vancouver Whitecaps. W lecie 2020 roku zdecydował się przylecieć i spróbować swoich sił w Polsce, ostatecznie podpisał kontrakt z Sokołem Ostróda, wówczas w 2. lidze. Trener tego klubu bał się wystawiać młodzieżowca na pozycji środkowego pomocnika. Chłopak nie dostał poważnej szansy.

W drugiej lidze Eryk zdołał zagrać zaledwie 136 minut. Po nieudanej przygodzie w Polsce wrócił do Kanady.

Rok temu w kanadyjskim drafcie wybrała go drużyna Cavalry Calgary. W sezonie 2023 zdobył mistrzostwo ligi kanadyjskiej sezonu zasadniczego i pod koniec lutego będzie grał dwumecz w fazie pucharowej Ligi Mistrzów strefy CONCACAF przeciwko czołowej drużynie MLS, Orlando City.

Eryk rozwija się dalej w Kanadzie i odnosi osobiste sukcesy. Na drugą ligę jest to jednak za mało.

Gdyby Eryk nie miał alternatywy, czyli powrotu do Kanady, pewnie już nie grałby w piłkę – kończy Mirosław.

Latynoskie perełki na wyciągnięcie ręki

Na 22 edycje plebiscytu Złotej Piłki w XXI wieku, aż 19 razy w pierwszej piątce znajdował się przynajmniej jeden gracz z Ameryki Południowej. Niejednokrotnie przedstawicieli tego kontynentu było dwóch. W obecnych czasach każdy duży klub piłkarski z najlepszych europejskich lig ma w Ameryce Południowej swoją siatkę kontaktów. Argentyna i Brazylia wyskautowane są właściwie do cna, a piłkarze z tych krajów trafiający do lig pokroju polskiej ekstraklasy, to któraś z kolei półka z całej puli talentów.

Zwyczajowe kwoty za zawodników z Ameryki Południowej, to są kwoty rzędu 4-5 milionów euro. Mówimy oczywiście o zawodnikach wyróżniających się, a nie przeciętnych – tłumaczy mi Mirosław, dodając, że sam przez wiele lat omijał ten rynek, gdyż nie wierzył, że można tam znaleźć dobrych piłkarzy na miarę ekstraklasowych budżetów.

Jak sam przyznaje – nie miał racji: Kiedy po raz pierwszy kontaktowałem się z zawodnikami z Ameryki Południowej, a było to może 4-5 lat temu, zupełnie nie myślałem o tym, aby pomagać im szukać wejścia do Europy poprzez polską ekstraklasę. Myślałem, że nasza liga będzie dla nich nieatrakcyjna, zbyt słaba, „egzotyczna”, a ceny za zawodników zbyt wysokie. Ale okazuje się, że część z nich chce grać w Polsce.

Uzupełniając moją poprzednią myśl, ja nie chcę proponować do ekstraklasy zawodników przeciętnych, tylko najlepszych, jacy tylko są zainteresowani Polską. Większość z tych piłkarzy gra w fazach pucharowych Copa Libertadores. Przykro mi to mówić, ale większość zawodników z polskiej ligi wrzucona do meczu Libertadores, nie wiedziała by, co tam się dzieje.

Peruwiański diament – drugiej takiej okazji nie będzie

Na rynku pojawiła się niesamowita oferta, jak na rodzime warunki. Joao Grimaldo to urodzony w 2003 roku Peruwiańczyk, który nieco ponad pół roku temu zadebiutował w swojej reprezentacji. Na swoim koncie ma już kilka występów. Zdążył zagrać przeciwko Brazylijczykom czy Argentyńczykom, notując niezłe noty.

Jego klub chce sporo pieniędzy, ale z możliwością negocjacji i płatności w ratach. Chłopak ma oferty z Holandii, Portugalii, ale gdyby jakiś polski klub go chciał – jego agenci mi ufają i zawodnik ten mógłby dalej rozwijać się w Polsce.

W następnym roku odbędzie się Copa America, zawodnik jest reprezentantem Peru. Po tym turnieju cena za Joao wzrośnie co najmniej kilkukrotnie. – tłumaczy mój rozmówca. Turniej rozpoczyna się 20 czerwca, a plan wydaje się prosty: kupno zawodnika w ratach pozwoliło by odłożyć płatności na później. Kolejny kupiec miałby się znaleźć natychmiast, w kolejnym okienku transferowym. Inwestycja krótkoterminowa. Niektórzy w Polsce mogliby się uszczypnąć, ale tak – tacy zawodnicy chcą przyjść do Polski. Nie będą się jednak wpraszać do naszych klubów, bo mają oferty z innych krajów. To mi zależy, i naszym klubom też powinno, aby tacy gracze trafili do Polski – dodaje skaut.

Joao Grimaldo
Joao Grimaldo

Rozumiem, że kluby szukają różnych profili. Z jednego polskiego źródła usłyszałem, że Grimaldo to typowy skrzydłowy i nie pasuje do systemu. Rozmawiałem niedawno z selekcjonerem reprezentacji Peru. Powiedział mi jasno: Joao to inteligentny i uniwersalny zawodnik, do którego nie trzeba dostosowywać systemu. To on się dostosuje.

Szczerze mówiąc, według mnie jest to dla polskich klubów okazja, która szybko się nie powtórzy. Jedynym zawodnikiem młodszym od niego, który regularnie gra dla swojej reprezentacji, jest 16-letni Kendry Paez, kupiony już przez Chelsea, ale ze względu na swój wiek nie może on jeszcze wyjechać do Anglii.

Bogactwo Amazonii

Mirosław tłumaczy mi, na jakiej zasadzie filtruje zawodników, których uważa za wartościowych dla polskich klubów.

Proponuję zazwyczaj reprezentantów kraju, również młodzieżowych, z dobrymi liczbami. Ważne, aby zawodnik był perspektywiczny i posiadał potencjał sprzedażowy. Ważne są także wymagania finansowe – tak, aby polskie kluby były w ogóle w stanie je spełnić.

Jednym z piłkarzy, który pasuje do mojego profilu, jest kapitan reprezentacji Kolumbii U-23 Cristian Castro, którego polskie kluby nie chciały nawet wypożyczyć, a który kilka dni temu podpisał kontrakt w ekstraklasie Portugalii. Jego drużyna właśnie rozgrywała mecz przeciwko FC Porto.

W obecnym sezonie zawodnik wraz ze swoim klubem dotarł do 1/8 finału Copa Libertadores. Koszt transferu? Około 800 tysięcy euro, wcześniej możliwe wypożyczenie za 200 tysięcy, klub zgodził się na podział na raty. Byłem tą kwotą mocno zaskoczony, była ona dosyć niska, jak na takiego zawodnika.

Kolejnym proponowanym zawodnikiem, możliwym do wypożyczenia za darmo jest Andres Ferro, zawodnik młodzieżowej reprezentacji Wenezueli który kilka dni temu zatrzymał Endricka, kupionego przez Real Madryt za 30 czy 40 mln euro! Reprezentacja Ferro wygrała z Brazylią 3:1. Brazylią, czyli reprezentacją, której łączna wartość wynosi około 135 mln euro!

Andres Ferro
Andres Ferro

Polskie kluby uważają, że taki zawodnik nie poradził by sobie w ekstraklasie. Sami oceńcie.

Ostatni zawodnik to Roberto Fernandez. Najlepszy piłkarz reprezentacji Boliwii, który z najlepszym klubem w Boliwii, to jest Bolivar La Paz, dotarł do 1/4 finału Copa Libertadores. Asystował przeciwko Palmieiras.

Roberto do Polski był przymierzany już latem 2023 roku. Jego transfer nie doszedł do skutku, ze względu na brak porozumienia pomiędzy stronami. Gracz odszedł na wypożyczenie do klubu rosyjskiej ekstraklasy. Jego Baltika Kaliningrad zajmuje przedostatnie miejsce w ligowej tabeli i prawdopodobnie spadnie z ligi.

Jego agentem jest legenda boliwijskiej piłki i hiszpańskiego Villarreal, Juan Manuel Pena. Mam z nim świetny kontakt i on oraz zawodnik są bardzo zainteresowani polskim kierunkiem.

Gwiazdy polskiej ekstraklasy w Premier League? Tylko tylnymi drzwiami

Platforma TransferRoom udostępnia obecnie za darmo kalkulator punktów GBE. Pozwala on określić, czy dany zawodnik spełnia kryteria, aby otrzymać pozwolenie na pracę w Anglii, co jest równoznaczne z grą w klubie z Premier League. Maksymalna liczba punktów, jaką można zdobyć, wynosi 65. 15 to minimum do uzyskania pełnoprawnego pozwolenia. Sprawdzamy zatem, jak sprawy się mają w przypadku największych gwiazd ekstraklasy:

Ernest Muci – 5 punktów

Erik Exposito – 8 punktów

Kristoffer Velde – 6 punktów

Bartłomiej Wdowik – 7 punktów

Bartosz Slisz – 8 punktów

Najbliżej przekroczenia progu 15 punktów znaleźli się Vladan Kovacevic (14 punktów) oraz Filip Marchwiński (12 punktów). Pozwala im to na uzyskanie pozwolenia na specjalnych zasadach. Jest to jednak o tyle problematyczne dla angielskich klubów, że klub może posiadać w kadrze od jednego, do czterech takich zawodników, zależnie od osobnych, brytyjskich kryteriów.

Wszyscy trzej piłkarze z Ameryki Południowej spełniają kryteria do transferu do Premier League. W tym momencie, żeby dostać pozwolenie na pracę, trzeba uzyskać minimum 15 punktów. Spośród graczy polskiej ekstraklasy, a sprawdziłem większość najlepszych zawodników, nikt nie spełnia tego kryterium punktowego.

Złota generacja Azji Środkowej

W chwili pisania tego artykułu trwa Puchar Azji. Reprezentacja Uzbekistanu przygotowuje się właśnie do swojego meczu ćwierćfinałowego przeciwko gospodarzom z Kataru i wcale nie podejdzie do niego z pozycji „underdoga”. Kilka miesięcy wcześniej zespół do lat 17 zatrzymał się na ćwierćfinale mistrzostw świata, a drużyna do lat 20 poległa w 1/8 finału młodzieżowego mundialu. Nie można więc mówić o żadnym przypadku.

W kontekście Polski był temat kilku ciekawych piłkarzy z Uzbekistanu. – mówi mi zapytany o ten kierunek Mirosław: Na przykład Umarali Rakhmonaliev, kapitan reprezentacji Uzbekistanu do lat 20. Gdy go proponowałem, chłopak wyróżniał się niesamowicie w swoim debiutanckim sezonie w lidze uzbeckiej.

Pokazałem tę ofertę klubom w Polsce: kluby Ekstraklasy mogły pozyskać zawodnika za 200 tysięcy euro, a do 1. ligi mógł trafić za darmo, ponieważ kluby z tego poziomu są w 4 kategorii FIFA i są zwolnione z opłaty za ekwiwalent. Został oceniony stereotypowo: egzotyczny chłopak znikąd. A był zdecydowany na transfer do Polski i pensję rzędu kilku tysięcy euro.

Ostatecznie przyszła oferta z Rosji i chłopak trafił do Rubina Kazań, później wywalczając z zespołem awans do rosyjskiej ekstraklasy. Następnie zdobył Mistrzostwo Azji do lat 20. Dotarł ze swoją reprezentacja do 1/8 Mistrzostw Świata. Umarali notował asystę w spotkaniach przeciwko Argentynie i Nowej Zelandii.

Zawodników zainteresowanych grą w Polsce było więcej: Abdukodir Khusanov, 19-letni stoper za 100 tysięcy euro trafił do Lens, zadebiutował w Ligue 1 oraz Lidze Mistrzów.

Czytałem kiedyś felieton w „Przeglądzie Sportowym”, w którym autor zastanawiał się nad tym, dlaczego w Polsce nie produkujemy polskich obrońców. Wnioski nasuwały się same – na najwyższych szczeblach w Polsce młodzi środkowi obrońcy po prostu nie grają. A chłopak, którego w Polsce nikt by nie chciał na środek defensywy, pojechał do Francji i gra w pierwszym zespole klubu z Ligue 1.

Legia Warszawa podpisała kiedyś zawodnika z Uzbekistanu. Klub nie zrobił odpowiedniego wywiadu środowiskowego. Okazało się, że zawodnik miał trudny charakter, nie potrafił się zaadaptować, unikał kontaktu z szatnią. To pokazuje, jak ważna jest siatka skautingowa, aby mieć ludzi, którzy pomogą dotrzeć do takich detali. Niestety, w Polsce złote pokolenie Uzbeków już na starcie ma przez to pod górkę, ponieważ nie patrzymy na zawodników indywidualne, tylko poprzez stereotypy i negatywne pryzmaty – ocenia mój rozmówca.

Podobne trendy obserwujemy zresztą w drugą stronę. Wystarczyło, aby jeden, czy drugi Japończyk pokazał się w Polsce z dobrej strony. Teraz wiele klubów chce eksplorować ten rynek, szukając Japończyków zarówno wśród zespołów japońskich, jak i spośród tych, którzy grają już w Europie.

„Przykro mi, że nie powalczyliśmy o tego piłkarza”

Polskich klubów nie udało się w przeszłości przekonać do wielu ciekawych zawodników, którzy dziś znajdują się w o wiele lepszym punkcie w swojej karierze, choć wcześniej chętnie rozważyliby Polskę jako rozwojowy kierunek – bo przecież niejednokrotnie pokazaliśmy już, że promować na zachód potrafimy. Wciąż brakuje jednak przekonania do zawodników z różnorakich zakątków świata. Chociażby Afryki, którą ściśle monitorują na przykład Skandynawowie, zarabiający na piłkarzach z tego regionu pokaźne sumy.

Od jakiegoś czasu ważą się losy Leonela Wamby. 21-letni napastnik grał już wcześniej w Europie, na Łotwie, zdobywając 14 goli w 24 meczach tamtejszej ligi. Teraz strzela w lidze algierskiej: na koncie ma 6 trafień w 14 spotkaniach.

To środkowy napastnik, rocznik 2002, który gra w lidze algierskiej i został wybrany do grona 100 najlepszych młodych zawodników na świecie. Jest możliwość wypożyczenia z opcją wykupu. Jeszcze w grudniu Algierczycy chcieli za niego 300 tysięcy euro. Byli skłonni wypożyczyć go do Polski za darmo w zamian za promocję w Europie i przyszłe duże zyski z transferu do top 5. Chłopak strzela jednak gole, więc wycena adekwatnie wzrosła, a klub żąda już 500 tysięcy za transfer.

Jeszcze niedawno klub był skłonny wysłać piłkarza na wypożyczenie – wpierw za darmo, później odpłatnie. Zainteresowanie jest jednak tak duże, że klub wycofał taką możliwość. Polskie kluby znów zwlekały, a gdy jeden z nich wysłał ofertę wypożyczenia, było już za późno.

Przykro mi, że polskie kluby w ogóle nie walczyły o tego gracza. Piłkarz nie otrzymał żadnej oferty z naszego kraju, choć interesowało się nim kilka drużyn, tak z ekstraklasy, jak i 1. ligi. Przez ostatnie dni odbyłem także trochę rozmów z trenerami z drugiego poziomu rozgrywkowego. Byli w szoku, że takiego zawodnika można w ogóle sprowadzić do Polski. Dlatego mam nadzieję, że nasza rozmowa otworzy oczy działaczom.

Zdarza mi się czytać opinie ludzi, którzy śmieją się z niektórych klubów skandynawskich, na przykład Molde. Z Molde, które gotowe było wydać 3 miliony euro na Ariela Mosóra! Z całym szacunkiem do polskich klubów, ale czy któryś z nich jest w stanie wydać taką gotówkę na zawodnika?

Rozmawiałem jakiś czas temu z jednym z trenerów na szczeblu centralnym. Rozmowa zeszła na temat Nordsjaelland, duńskiego klubu, który wypracował sobie świetny model biznesowy. Rokrocznie sprzedaje graczy za duże pieniądze, promuje młodych zawodników, ma świetny skauting. Od osoby zaangażowanej w piłkę w Polsce usłyszałem, że… młodzi zawodnicy lada moment odejdą, a klub na pewno zbankrutuje. Takie jest myślenie osób odpowiadających za piłkę w naszym kraju!

Zdumione oczy, zamknięte głowy

Pomiędzy wierszami kolejnych wiadomości, które pokazuje mi Mirosław, staram się wyczytać coś więcej. Niejednokrotnie spotyka się on z ignorancją, druga strona zwyczajnie nie odpowiada. Czasami gra na zwłokę, kręci, innym razem reaguje agresywniej. „Mamy twoje transfery w d*pie” odpowiada także jeden z dyrektorów z długoletnim stażem w ekstraklasie. Trzeba to przyznać, Mirosław jest zawzięty, bombarduje wiadomościami oraz telefonami – ale tak w tym biznesie działa każdy poważny gracz.

Niestety, bardzo często jest tak, że człowiek wali głową w mur, a praca w kontekście Polski idzie na marne. Co śmieszniejsze, później tych samych zawodników udaje mi się z powodzeniem zarekomendować do innych klubów, często z nieco wyższej, europejskiej półki. Zachód zwyczajnie chce z nami współpracować.

Czasy powoli (bardzo powoli w przypadku branży sportowej) zmieniają się na lepsze, jednak nad wieloma polskimi głowami wciąż ciągną się czarne chmury czasów minionych. Nie brakuje ludzi, którzy w drugim człowieku widzą wyłącznie potencjalnego krętacza, oszusta, po prostu wroga. Bez wątpienia pieniądze, jakie ma do zaoferowania piłka nożna, przyciągają również takich ludzi i należy mieć się na baczności.

Roberto Fernández: 'Llegar a Bolívar es subir a lo más alto del fútbol boliviano' | Noticias
Roberto Fernández

Jednakże różnica w podejściu do drugiego człowieka pomiędzy klubami polskimi, a zespołami Europy Zachodniej, jest kolosalna i myślę, że podpisze się pod tymi słowami każdy, kto miał przyjemność spędzić nieco czasu w tym środowisku. W Polsce nie raz spotkamy się z brakiem odpowiedzi, odrzuceniem, czasem również agresją i groźbą, a jeden błąd potrafi skreślić człowieka już na zawsze. Zachód ceni sobie każdą, uczciwą pomoc, w każdym kontakcie poszukuje wartości, która mogłaby pozwolić osiągnąć więcej.

Środowisko patrzy tylko na odjeżdżające nam kraje ościenne, trzeszczy ze zdumienia oczy, a na koniec dnia szuka wymówek, grzęznąc w przekonaniu, że wszystko robimy najlepiej, tylko wciąż brak nam czegoś. Odpowiedzi na to czym jest to coś szukać będzie zaś po wsze czasy.

W polskiej piłce mamy zbyt duże EGO, myślimy, że wiemy i umiemy wszystko, że nasza liga jest wyjątkowa, a później weryfikują nas europejskie puchary, czy mecze reprezentacji i wracamy do punktu wyjścia.

Pieniądze rozpływają się w powietrzu

Jednym ze sposobów zarabiania dla polskich klubów powinno być zarabianie na transferach. Rozbudowany skauting, otwarcie na zawodników z całego świata, podchodzenie do zawodników w sposób indywidualny. W każdym zakątku świata może pojawić się zawodnik warty uwagi. Polskie kluby mogą spokojnie funkcjonować na zasadach klubów holenderskich, belgijskich, duńskich czy norweskich i być takim pierwszym miejscem w Europie dla najlepszych zawodników z innych kontynentów.

Oczywiście, jako Polak chcę, aby w pierwszej kolejności grali polscy zawodnicy, ale gdy nie mamy odpowiedniej jakości, wtedy ściągajmy dobrych piłkarzy z zagranicy. Nie rezerwowych, nie po kontuzjach, czy bez liczb, ale reprezentantów, zawodników z doświadczeniem, dobrym CV, chcących coś jeszcze osiągnąć.

Kluby z innych państw regularnie pozyskują graczy z rynków azjatyckich czy afrykańskich. Nie boją się ryzyka adaptacji, ponieważ ściągają piłkarzy, o których wiele wiedzą. A u nas wciąż usłyszeć można wymówki: że nie wiadomo, jak się zawodnik przyjmie, że inny klimat, inne temperatury, fizyczna liga…

Dochodzi nawet do bolesnych absurdów – kluby ekstraklasy szukają zawodników poprzez… platformy internetowe, według najprostszych wymagań: wiek, pozycja, profil na Transfermarkt.

Oczywiście, żeby zacząć zarabiać takie kwoty, trzeba też zainwestować, a żeby zainwestować, trzeba najpierw sprzedać. Ale budować fundamenty można od mniejszych kwot, aby z czasem zbudować większy kapitał. A w Polsce nawet, jeżeli sprzeda się piłkarza, gotówka nie jest inwestowana na rynku transferowym. Pieniądze się rozchodzą, a klub sięga po wolnych zawodników, których lepsze zespoły zwyczajnie nie chcą i już raczej nigdy chcieć nie będą.

Polskie kluby nie chcą zarabiać na zawodnikach

Śledząc ruchy transferowe większości klubów ekstraklasy, dojść możemy do prostej konkluzji – albo wciąż nie znamy lub nie potrafimy pogodzić się z naszym miejscem w szeregu, albo zwyczajnie nie chcemy zarabiać na zawodnikach. Jeden z polskich klubów, który w ostatnich latach regularnie sprzedawał zawodników na zachód za rozsądne pieniądze, na nowy, kluczowy zakup, przeznaczyć może… nie więcej, niż 300 tysięcy euro.

Klub teraz szczyci się tym, że kupił zawodników za 15, 30 tys złotych, a sprzedał za miliony. Na kilka tysięcy młodych zawodników z akademii 2, 3 transfery to rzeczywiście ogromny sukces. Tutaj raczej w grę wchodzi przypadek i statystyka, niż przemyślana logika transferowa.

Zbigniew Harazim / zbyszkofoto.pl

Inny, tym razem czołowy klub z ekstraklasy twierdzi, że Grimaldo jest niewarty ich uwagi, bo oni obserwują tylko 12 lig na świecie i taką mają filozofię. Nawet, gdybyśmy im zaproponowali Messiego, to nie sięgną po niego, bo filozofia jest taka i już…

Kolejny klub twierdzi że może i wziął by zawodnika do siebie, ale po tym, gdyby ten przyjechał do Europy i tutaj pokazał się z dobrej strony. Rozumiecie? Piłkarz ma przyjechać np. do Holandii, Belgii, albo nawet Norwegii, zacząć strzelać bramki i nagle polski klub powie: „kupujemy”? Za co!? Wtedy to on pójdzie do Premier League za grube pieniądze, a nie do ekstraklasy.

Jeszcze inny klub twierdzi, że zawodnik nawet fajny, ale może być problem, bo jest różnica temperatur. Kolejny, że piłkarz śniegu na oczy mógł nie widzieć i co będzie jak zobaczy…

To tylko niewielka liczba przykładów z olbrzymiej ilości odpowiedzi. A propozycji bez żadnej odpowiedzi jest kilkukrotnie więcej.

Jak zmienić polską piłkę klubową?

Na to pytanie wraz z Mirosławem staramy się szukać odpowiedzi. Być może wystarczy jeden dobry transfer, aby otworzyć głowy? To nie to, bo przecież konkurencja co rusz dokonuje takich ruchów, a polskie „nie da się” wciąż twardo strzeże uniwersum naszego futbolu. Młodzi specjaliści wyjeżdżają do pracy w klubach zachodnich lub całkowicie zmieniają kontynent, bo w Polsce często zderzają się ze ścianą, a realia nie pozwalają im spełniać wysokich ambicji. Kluby z europejskiej czołówki dają im wolność i realny wpływ na kształtowanie wyników drużyny, o czym w ekstraklasie mogliby tylko pomarzyć.

Być może nie trafi do Polski żaden z moich proponowanych zawodników. Nie mam na to wpływu, nie ja podejmuję decyzje i liczę się z tym. Natomiast uważam, że właśnie poprzez takie transfery, polska piłka klubowa może pójść do przodu. Jednocześnie nie zależy mi na robieniu afery, sensacji, wyciąganiu brudów. Chcę pokazać, co już teraz możemy zrobić, aby poprawić stan polskiej piłki klubowej. Możemy tego dokonać, robiąc postępy w szkoleniu, dając szansę młodym zawodnikom oraz dzięki otwarciu się na cały świat. Piłka jest dzisiaj globalna – podsumowuje Mirosław.

Przewagą zawodników z, powiedzmy sobie szczerze, ogólnie słabszych piłkarsko i biedniejszych krajów, jest to, że piłkarze z tych stron garną się do pracy. Oni chcą coś udowodnić. Nie zależy im tylko na pobieraniu pensji.

Czy możemy zmienić politykę transferową tak, żeby polskie kluby zarabiały na transferach? Zdecydowanie tak. Miejmy nadzieję, że 2024 będzie owocował w sukcesy polskich klubów i będziemy mogli, jako polska piłka czy to klubowa, czy reprezentacyjna, wejść na wyższy poziom. Potrzebujemy tylko jeszcze ciężej pracować i zmienić nasze podejście, na bardziej profesjonalne. Jest to naszą rolą: Moją, Twoją, Wszystkich ludzi skupionych wokół piłki w Polsce, aby zrobić jak najwięcej w kierunku zmiany naszej pozycji w Europie na lepszą.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze