Nene – przykład na to, że nie zawsze jest łatwo, ale na koniec można strzelać cudowne bramki


Nene efektownie przedstawił się kibicom PKO BP Ekstraklasy

26 sierpnia 2022 Nene – przykład na to, że nie zawsze jest łatwo, ale na koniec można strzelać cudowne bramki
Michał Kość / PressFocus

Spodziewaliśmy się, że Nene może na stałe zagościć w składzie przeciętnej Jagiellonii, ale jego wyczyny są zdumiewające. To jest naprawdę „pan piłkarz”. Wystarczyło mu sześć kolejek, aby pokazać, że nie przyjechał do Polski odcinać kuponów, tylko po raz pierwszy pokazać się poza Portugalią. Niezależnie od tego, jak potoczy się jego przygoda w Białymstoku, i tak go zapamiętamy.


Udostępnij na Udostępnij na

Bramką w dosłownie ostatniej sekundzie meczu z Miedzią oczarował kibiców z Podlasia. Dzięki cudownemu uderzeniu zrobiło się o nim głośno, a Jagiellonia zdobyła trzy punkty. Ale to trafienie naprawdę potwierdziło jego klasę. Defensywny pomocnik w mocnym stylu przywitał się z rozgrywkami, a przecież tak wiele lat błąkał się po peryferiach portugalskiego futbolu.

Nene i walka, żeby się nie poddać

Nene to nie jest cudowne dziecko portugalskiej piłki, które zgubiło mapę i w wieku 27 lat przyjechało do Polski. Jest wychowankiem Bragi, ale tam skończyło się jedynie na rezerwach. Nie poradził sobie z przeskokiem do piłki seniorskiej. I tak jak wielu młodych chłopaków przepada w wieku 20 lat, podobnie stało się z Nene, który znalazł się wtedy na zakręcie.

– Przeszedłem z juniorów do drużyny B. Byłem tam przez 2 lata, ale grałem bardzo mało. W tamtym okresie rozegrałem tam 15 meczów, skończył się mój kontrakt i musiałem zacząć od nowa. Poszedłem do Montalegre, klubu, który awansował ze szczebla regionalnego do mistrzostw seniorów – opowiada w wywiadzie dla Correio Dos Acores.

Jeszcze za małolata z powodu częstych zmian zamieszkania trafił na trening Benfiki, ale został odpalony, jak wiele dzieciaków. Po Bradze musiał odnaleźć się w innej rzeczywistości. Montalegre to klub z trzeciej ligi portugalskiej. Nie każdy młody chłopak jest w stanie sobie poradzić z aż takim zejściem w dół. Nie tyle sportowym, co organizacyjnym. To trochę dwa światy. Można się załamać i zostać tam na stałe.

– Upadłem mentalnie. Rzeczywistość była zupełnie inna, z cięższymi warunkami pracy. Przeszedłem przez wiele trudności, daleko od wszystkich, to było na granicy z Hiszpanią. Poświęciłem się, nie poddawałem i udało mi się – wspomina trudniejszy moment Nene.

Na szczęście było to tylko roczne wypożyczenie, z którego defensywny pomocnik wyszedł silniejszy. Następne dwa lata spędził w zespole z przedmieścia Bragi – AD Fafe, czyli w klubie z niższych lig w Portugalii. Nene zderzył się ze ścianą, którą okazał się seniorski futbol, i dopiero rok 2019 okazał się przełomowy. Pomocnik z Azorów przeszedł niezłą szkołę życia, zanim zadebiutował w Liga NOS.

– Może gdybym tego nie przeszedł, nie ceniłbym rzeczy tak bardzo, jak teraz, kiedy dotarłem do Primeira Liga. Szczycę się tym, że zawsze byłem taki sam, zawsze pokorny. Dobrze dogaduję się ze wszystkimi i to sprawia, że ​​jestem najbardziej usatysfakcjonowany – wspomina o swojej drodze Nene.

Santa Clara

Dopiero w wieku 24 lat dane mu było zadebiutować na najwyższym szczeblu portugalskich rozgrywek. Klub Santa Clara wyciągnął go z niższych lig i dał mu szansę. Debiut smakował jeszcze lepiej, gdyż Nene mógł zagrać dla drużyny z Wysp Azorskich, skąd pochodzi. Można powiedzieć, w końcu znalazł się w domu. Sam Nene nie ukrywa, że jego kariera nabrała rozpędu głównie dzięki Joao Henriquesowi, który dał mu szansę w Santa Clarze.

– Nie postrzegam tego jako presji, to raczej odpowiedzialność. Jako Azorczyk chcę pokazać, że mam odwagę tam być. To dodatkowa odpowiedzialność i lubię te obowiązki i trudne wyzwania. Jestem tutaj, aby się z nimi zmierzyć, i myślę, że wszystko idzie mi dobrze – mówił dwa lata temu o grze dla klubu z własnego rejonu.

Jego przygoda na Wyspach Azorskich pod względem liczb nie wygląda okazale. W 88 spotkaniach tylko raz cieszył się ze zdobytej bramki, i to jeszcze w Allianz Cup. Ale okazał się solidnym ligowcem zespołu ze środka stawki. Przez ostatnie dwa sezony łapał co najmniej 25 meczów, więc zdecydowanie został pozytywnie zweryfikowany przez mocną Liga NOS. A przecież pomógł także swojemu zespołowi awansować do kwalifikacji Ligi Konferencji, w których rozegrał cztery spotkania.

Uwagę zwraca liczba kartek, jaką otrzymywał Nene. Trzeba się liczyć z co najmniej ośmioma żółtymi kartonikami, jakie obejrzy od sędziów. Zdecydowanie można być zaskoczonym tym, co obecnie prezentuje, bo w Portugalii raczej nie brał się za oddawanie strzałów i grę w ofensywie. Być może jednak, jeśli będzie się tak prezentować, jego marzenie wkrótce się spełni.

– Chciałbym spełnić marzenie mojego ojca, który chciałby zobaczyć mnie grającego w dużym klubie – opowiadał.

Nene – cudowne bramki

W samym meczu z Miedzią oddał cztery strzały, czyli prawie tyle samo co przez cały poprzedni sezon. Reprezentując Santa Clarę, miał tylko jedną celną próbę w czasie jednej kampanii. Przyjście do Polski zdecydowanie go pod tym względem odblokowało. Zaczął po prostu próbować i jak się okazuje, potrafi genialnie uderzyć piłkę i zapakować bramkę „stadiony świata”.

Można powiedzieć też, że w meczu z Miedzią stał się pierwszym rozgrywającym Jagiellonii. Oprócz dwóch bocznych stoperów to on ma najwięcej podań. Dobrze działa też w destrukcji, gdzie zanotował najwięcej odbiorów. Zresztą tendencja udanych odbiorów się powtarza, bo nawet gdy wszedł w drugiej połowie meczu z Rakowem, narobił trochę szumu w środku pola i oczywiście strzelił bramkę kontaktową. Rzecz jasna zza pola karnego.

W pewnym momencie wydawało się, że oprócz Imaza i Guala w Jagiellonii brakuje jakości i kreatywności z przodu, przez co zrobi się kłopot w dalszej części sezonu. Nene okazał się jednak kolejną możliwością – może świetnie pracować w środku pola z Romanczukiem, ale też postraszyć strzałem z dystansu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze